Jan Peszek: Łatwo jest manipulować historią
"Hiszpanka" Łukasza Barczyka - długo wyczekiwana polska superprodukcja - wchodzi do kin 23 stycznia 2015. Historia o telepatach i Powstaniu Wielkopolskim przedstawia wizję patriotyzmu, która "demitologizuje powszechne społeczne przyzwyczajenia i poglądy" - mówi grający w filmie Jan Peszek. Aktor opowiada o tym, co działo się na planie i z czym kojarzą mu się truskawki z bitą śmietaną.
Reżysera o podobnej wyobraźni, co Łukasz Barczyk - w Polsce można ze świecą szukać. O autorze przewrotnej opowieści o przededniu Powstania Wielkopolskiego i o polskich telepatach walczących o wolność ojczyzny najłatwiej mówić w kontekście kina Wesa Andersona, jego barokowego stylu, barwnych i gęstych fantazji.
Barczyk nazywa swój film projektem - w ramach zapętlonej struktury zdarzeń nie ma miejsca na przypadek. Efekty specjalne pełnią pierwszoplanową rolę. Na poziomie wyrafinowanych ujęć toczy się niemal osobna historia. Nie znaczy to jednak, że fabuła "Hiszpanki" jest odklejona od formy. Nowy film twórcy "Patrzę na ciebie, Marysiu" (1999) przypomina raczej sprawnie działający, fascynujący organizm, którego natury ani biologii dobrze nie znamy.
Jak w tak skonstruowanym świecie odnaleźli się aktorzy? Łukasz Barczyk zgromadził na planie śmietankę polskich i międzynarodowych artystów. W Dr Manfreda Abuse wcielił się Crispin Glover ("Co gryzie Gilberta Grape'a"), którego ekranowym wrogiem jest Rudolf Funk (Artur Krajewski). Walka między nimi toczy się nie tylko o Polskę, ale i o duszę Ignacego Jana Paderewskiego (Jan Frycz). Po polskiej stronie działa grupa telepatów z Krystianem Ceglarskim (Jakub Gierszał), Wandą Rostowską (Patrycja Ziółkowska) i panią Malicką (Sandra Korzeniak) na czele.
Wszystkiemu z lekkim dystansem przygląda się Tytus Ceglarski (Jan Peszek), biznesmen zaangażowany w interesy z Niemcami. Jeden z najlepszych polskich aktorów w rozmowie z Anną Bielak i Małgorzatą Steciak opowiada, jak wyglądała praca na planie i zastanawia się, czym "Hiszpanka" - w swojej fabularnej nieprzewidywalności, ideologicznej prowokacyjności i artystycznej bezczelności - może być dla widzów.
Tytus Ceglarski jest bardzo interesującą postacią. Otoczony telepatami i wizjonerami zachowuje sceptyczne i racjonalne nastawienie wobec wszystkiego, co dzieje się wokół.
Jan Peszek: - Tytus jest wdowcem. Samotnie wychowuje syna Krystiana, który jest dla niego najważniejszy na świecie. Dziś powiedzielibyśmy, że to biznesmen, bo Tytus jest wpływowym i bogatym przemysłowcem prowadzącym interesy z Niemcami. Tuż przed wybuchem Powstania [w Wielkopolsce] Ceglarski otrzymuje od Niemców intratną propozycję produkcji silników samolotowych, która przyniosłaby mu ogromne zyski. W momencie, kiedy Powstanie wybucha, jeszcze nie wie, że jego syn pośrednio angażuje się w jego przebieg. Mężczyzna staje wobec trudnego dylematu. Czy powinien wejść w układ z Niemcami, czy - bez względu na to, jak potoczy się Powstanie - zostanie uznany za zdrajcę? Tytus czuje, że tak mogłoby się stać, więc nie przyjmuje niemieckiej propozycji. Potem sytuacja się komplikuje.
Z ust Tytusa pada jedna z najpiękniejszych patriotycznych kwestii, jakie można usłyszeć w polskim kinie. Tytus chce, żeby czerwień i biel na polskiej fladze nie kojarzyły się z krwią pomordowanych niewinnych ofiar, ale z truskawkami i bitą śmietaną. Podziela pan taką formę patriotyzmu?
- Tak. Kiedy przeczytałem scenariusz i okazało się, że kwestia o truskawkach z bitą śmietaną jest wypowiadana akurat przez moją postać, bardzo się ucieszyłem. Jest ona bliska mojej wizji patriotyzmu i rozumienia poświęcenia dla ojczyzny.
Czy polska publiczność jest gotowa na historyczny film, w którym nie ma ani krzty martyrologii typowej dla polskiego rozumienia patriotyzmu?
- Obawiam się, że nie cała publiczność będzie gotowa przyjąć taką wizję. Doskonale wiemy, jakie obecnie istnieją w Polsce podziały ideologiczne, jak pojmuje się patriotyzm i rozumie sens czynu bohaterskiego. Film Łukasza Barczyka totalnie demitologizuje powszechne społeczne przyzwyczajenia i poglądy, co jednak nie oznacza, że nie wyraża szacunku wobec Powstania Wielkopolskiego, które jest osią fabularnych zdarzeń. Reżyser raczej sugeruje, że łatwo jest manipulować historią, a każdym tematem można się zająć w sposób kompletnie niespodziewany. "Hiszpanka" to po części thriller! Nie sądzę, że cała Polska będzie wyrozumiała dla tego rodzaju poglądów i takiego podejścia. Ja jestem. To film, który ma tak dużo wątków, że każdy z widzów będzie mógł coś dla siebie znaleźć.
Z grającym Krystiana Jakubem Gierszałem spotkał się pan już w Szkole Teatralnej. Był pan jego mistrzem, on pana uczniem. W filmie łączy was więź ojcowsko-synowska. Jak wyglądało wasze powtórne spotkanie na planie?
- Muszę przyznać, że spędziliśmy z Kubą Gierszałem niezwykle fajne i sympatyczne chwile. Aż chciałoby się powiedzieć: uniesienia, choć nie jest to najodpowiedniejsze słowo. Kiedy tylko nadarzyła się ku temu okazja rozmawialiśmy. Często zdjęcia były bardzo męczące i dla relaksu wypełnialiśmy czas żartami, ciągle plotkowaliśmy.
- To zupełny zbieg okoliczności, ale Kubę poznałem w Hamburgu, kiedy był małym chłopcem - czterolatkiem. Jego ojciec - Marek Gierszał - też był moim studentem. Dziś jest reżyserem w Niemczech. Losy moje i Kuby dziwnie się potoczyły. Później on stał się moim studentem, grał u mnie Hamleta; potem Łukasz Barczyk zobaczył w nas aktorów odpowiednich do zagrania ojca i syna. Myślę, że doskonale czuliśmy się w takiej relacji i przeżyliśmy fajną przygodę.
Łukasz Barczyk nazywa swój film pieczołowicie zaplanowanym projektem. Jak pan jako aktor odnalazł się w tak wykreowanym środowisku?
- Aktor nie może przewidzieć, jak należałoby się ulokować w precyzyjnie zaprojektowanym scenariuszu, kostiumie czy rytmie sceny. Moim zdaniem to niemożliwe. Nie sposób przewidzieć mnóstwa rzeczy, zwłaszcza, że wiele spośród nich wychodzi na jaw dopiero na etapie montażu. Z Łukaszem Barczykiem pracowałem po raz pierwszy, miałem jednak poczucie, jakbyśmy znali się od lat! Cudownie nam się rozmawiało! Łukasz jest niezwykle kontaktowy oraz ciekawy aktora i jego propozycji.
- "Hiszpanka" była bardzo specyficzną produkcją, pełną efektów specjalnych. W takiej sytuacji można jedynie przeczuwać, co można zagrać na użytek filmu. Jest jednak coś takiego, jak intuicja i jeśli ma się dobry kontakt z reżyserem i operatorem, intuicja nie jest stłumiona, a sytuacje można wyczuwać. "Hiszpanka" jest pod każdym względem filmem niezwykle harmonijnym.
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!