Izabella Miko: Nie lubię imprezować
Pamiętamy ją z opowieści miłosnej "Kochaj i tańcz", teraz zaś wraca na ekrany kin w "Step Up: All In" (premiera: 18 lipca). Iza Miko kocha taniec, broni praw zwierząt i dba o to, by każdy czuł się w jej towarzystwie dobrze.
Jak dostała pani rolę Alexxy w "Step Up: All In" - kolejnej, czwartej już odsłonie znanego i lubianego cyklu "Step Up"?
- Najzwyczajniej w świecie, dzięki wyprawie na casting.
Podobno nie wszystko i... nie od razu szło po pani myśli?
- No właśnie, moja menedżerka długo próbowała załatwić mi przesłuchanie. Odpowiadano jej wymijająco: - Iza nie będzie się nadawała, potrzebujemy aktorki charakterystycznej, która udźwignęłaby tak przerysowaną postać. Na szczęście menedżerka zdecydowanie postawiła sprawę: - Słuchajcie, musicie poznać Izę. Ona taka właśnie jest, pasuje idealnie. Sama zresztą pomogłam im zrozumieć, jak dalece potrafię utożsamić się z rolą, uciekając się do niewinnego fortelu...
To znaczy?
- Zamiast przyjść na casting w normalnych ciuchach, ubrałam się tak, jak wyobrażam sobie, że ubiera się Alexxa. Jednym z elementów stroju był okropnie ciasny gorset. I tu anegdota. Wcisnęłam się w gorset bez problemu, ale już zapiąć mi go nie miał kto, poprosiłam więc o przysługę taksówkarza. Zgodził się. Trafiłam na niego raz jeszcze, gdy wracałam z castingu. Byłam dumna, bo czułam, że... mam tę rolę.
źródło: TVP/x-news
To musiała być fajna chwila.
- Przesłuchanie przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Byłam ostatnia w kolejce, a jednak to ja najbardziej przypadłam im do gustu. Rzadko się zdarza, że producenci i reżyser po castingu nie chcą nikogo innego. Tak widocznie miało być - pojawiłam się we właściwym czasie i miejscu. Godzinę później pani reżyser siedziała już w samolocie, wiozącym ją na plan.
Na zdjęciach wygląda pani rewelacyjnie: raz jak syrena z bajki, innym razem jak arystokratka z czasów rewolucji francuskiej lub wyniosła królowa śniegu. Nie sposób też uciec od skojarzeń z Alexis z "Dynastii".
- Bo ta dziewczyna rzeczywiście ma sporo z Alexis. Po pierwsze, jest zakochana w sobie. Po drugie, jest gwiazdą popu, którą zna cały świat! Prowadzi konkurs w Las Vegas, w którym nagrodą główną jest trzyletni kontrakt dla grupy tanecznej w luksusowym hotelu. Niesamowite jest to, że za każdym razem, gdy wychodzę na scenę, mam inny strój, inną perukę, innego koloru cekiny. Istna Lady Gaga! Taka rola to marzenie każdej dziewczynki. Same przymiarki strojów, koturnów, paznokci trwały dwa tygodnie.
Przyszła pani na świat w Łodzi, ale mieszka w Stanach. Akcja filmu rozgrywa się zaś w Las Vegas. Lubi pani to miasto?
- Nie, nie lubię go wcale. Nie bez powodu nazywamy je miastem grzechu. Czuć tu unoszącą się w powietrzu desperację. Ludzie przyjeżdżają, chcąc nie tyle grać, co... wygrać. Jest więc sporo niedobrej energii. Mam wrażenie, że tu nie pasuję, bo przecież nie lubię imprezować, nie piję, nie biorę narkotyków, jestem przeciwna używkom, pobyt w Las Vegas trwający dłużej niż trzy dni, staje się dla mnie męczarnią. Jedyne, co kocham, to wielkie, kolorowe show. Choćby występy Cirque du Soleil, na które chodzę wręcz obsesyjnie. Widziałam także niedawno show z udziałem hologramu Michaela Jacksona. Miało się wrażenie, że naprawdę z nami był. Rewelacja!
Pamiętam naszą rozmowę przed premierą "Żółwika Sammy". Opowiadała mi pani o swoim eko-życiu i szukaniu szczęścia.
- Bo wszyscy go szukamy. Większość z nas myśli jednak w trybie warunkowym: jeśli będziemy mieć więcej pieniędzy, to będziemy szczęśliwi. Jeśli znajdziemy lepszą pracę, to będziemy szczęśliwi. Jeśli spadnie na nas jak grom z jasnego nieba miłość, staniemy się dużo szczęśliwsi. Takie myślenie to błąd. Badania udowodniły, że jeśli zaspokojone są nasze podstawowe potrzeby - mamy gdzie mieszkać, co jeść i co na siebie włożyć, cała reszta zarobionych dodatkowo pieniędzy ma minimalny wpływ na nasze poczucie szczęścia.
źródło: TVP/x-news
Nie warto za nim gonić?
- Warto. Tylko 50 proc. szczęścia jest uwarunkowane genetycznie Nad drugą połową możemy popracować. I tu dochodzimy do sedna - narzędziem szalenie pomocnym jest medytacja. I dieta! Jedząc ciężko, niezdrowo i źle, pijąc i sięgając po używki, niedosypiając z powodu wiecznego imprezowania, mamy szansę popaść w depresję. Oczywiście napić się można, byle z umiarem. Ideałem jest, by ciało było w środku czyste. Ja jestem weganką, nie zaśmiecam organizmu.
A medytacja?
- Już 20 minut dziennie wystarczy, by zrozumieć, jaką ma moc. Proszę sobie wyobrazić, że godzina świadomej relaksacji jest jak trzy godziny snu. Mózg pracuje wtedy na odpowiednich falach, które produkują hormony, wprawiające w dobrostan. Dieta, medytacja, przez wielu nazywana po prostu modlitwą, wreszcie wiara zbliżają do wewnętrznego ładu. Prawdą jest, że gdy się żyje z wiarą, wszystko staje się cztery razy lżejsze. Znam ludzi, którzy koncentrują się na panicznym, nerwowym pragnieniu otrzymania kolejnej roli. Mnie wystarczy ta moja wewnętrzna podróż. Jeśli jej nie zaniedbuję, wszystko inne jakoś samo się układa.
Pani kocha taniec. Można naprawiać świat, tańcząc?
- Tak. Gdy tańczymy, czujemy coś nieprawdopodobnego - spokój, zgodę z samym sobą. I o to chodzi. Ja sama często w domu tańczę - tylko po to, żeby obudzić w sobie dobrą energię. Państwu także to polecam. Nie myślmy o złych rzeczach, nie pragnijmy zbyt wiele, zatańczmy. Wtedy będzie lepiej.
Rozmawiał Maciej Misiorny