Hubert Urbański i "Milionerzy": Kocham ten program!
Dziennikarz i aktor. Od lat, z przerwami, jest gospodarzem "Milionerów". Jego głos zna dziś cała Polska. – Kocham ten program, bo jest najbardziej mój ze wszystkich – wyznaje Hubert Urbański.
- Gdy pada pytanie, nie znam odpowiedzi. Na ekranie widzę cztery możliwości i często sam jestem ciekaw, czy obstawiam właściwą - mówi Hubert Urbański.
Po wakacyjnej przerwie z Hubertem Urbańskim i uczestnikami nowych odcinków teleturnieju "Milionerzy" widzowie TVN spotkają się we wtorek, 5 września.
Pamięta pan, co czuł, kiedy pierwszy raz przyszedł do"Milionerów"?
- Był rok 1999. Początki okazały się najbardziej emocjonujące. Pamiętam casting, napięcie związane z czekaniem na telefon, potem pracę w studiu, próby "na rozruch", które nigdy nie ujrzały światła dziennego. Wszystko to wspominam z przyjemnością.
Od tego czasu minęło 18 lat. Dziś teleturniej to dojrzały, można rzec - pełnoletni program.
- Mam wrażenie, że był taki już na starcie. Brytyjska formuła okazała się idealna. Również w polskiej wersji prawie nic nie trzeba było zmieniać. Są pytania (9, 12 lub 15 - tu zdarzają się modyfikacje), trzy koła ratunkowe, publiczność, prowadzący i nieograniczony czas na odpowiedź. "Milionerzy" nie potrzebują żadnych fajerwerków, upiększeń, faceliftingów. Są jumbo jetem pośród setek innych modeli: solidną konstrukcją, która pozostaje bezkonkurencyjna.
Wyobrażam sobie stres, jaki przeżywają uczestnicy. Pan go ma?
- Przychodzę do studia, znam tu wszystko i wszystkich, czuję się bardzo komfortowo. Oczywiście stresuję się tak, jak każdy normalny człowiek, który idzie do pracy, ale jest to nieporównywalne z tym, co czują zawodnicy. Trzeba pamiętać, że dla wielu z nich jest to pierwszy, a często jedyny raz w studiu telewizyjnym.
O ile formuła się nie zmienia, to pytania - owszem.
- Faktycznie, ewoluują z edycji na edycję. Muszą być atrakcyjne dla widza, nie mogą się więc powtarzać. Oczywiście jest pewna pula pytań ponadczasowych, dotyczących wiedzy ogólnej, klasyki. Obok nich są pytania związane z tym, co się w danej chwili dzieje w Polsce i na świecie. Gdybyśmy chcieli oszczędzać na kosztach produkcji, najlepiej jest nagrać w połowie roku wszystko, a potem pokazywać to do końca edycji. My jednak nie chcemy tak robić. Wolimy być na czasie, korzystać z cytatów, newsów, bieżących komentarzy.
Tylko raz udało się uczestnikowi wygrać milion. Cieszy to pana?
- Powiem tak. Cieszy, że wygrał, martwi, że stało się to tylko raz.
Już 12. sezon sprawdza się pan w roli prowadzącego. Pana zaletą jest m.in. uspokajający głos. Gdy go słucham, czuję się lepiej. Myśli pan, że to zasługa wykształcenia aktorskiego?
- Jeżeli jest tak, jak pan mówi, wynika to raczej z tego, jakim sam jestem człowiekiem. Za to zaś mogę być wdzięczny mamie i tacie.
W dodatku jako gospodarz nie jest pan chaotyczny ani rozedrgany, jak wielu innych wykonujących ten zawód. Taki Beatles wśród prowadzących jak Lady Gaga.
- Serdecznie dziękuję za to porównanie, jestem za! Być może dzieje się tak, bo jestem zwolennikiem klasyki telewizyjnej? Mam nadzieję, że i tym razem Państwa nie zawiodę.
Rozmawiał Maciej Misiorny