Reklama

Hanna Zborowska-Neves: Moja Brazylia

Starsza córka Wiktora Zborowskiego i Marii Winiarskiej, siostra Zofii Zborowskiej, jako młoda dziewczyna postanowiła opuścić Polskę i zbudować dorosłe życie po drugiej stronie Atlantyku. Hanna Zborowska-Neves mieszka w Brazylii, wychowuje dwie córki i właśnie napisała e-booka o swoim miejscu na ziemi.

Starsza córka Wiktora Zborowskiego i Marii Winiarskiej, siostra Zofii Zborowskiej, jako młoda dziewczyna postanowiła opuścić Polskę i zbudować dorosłe życie po drugiej stronie Atlantyku. Hanna Zborowska-Neves mieszka w Brazylii, wychowuje dwie córki i właśnie napisała e-booka o swoim miejscu na ziemi.
Hanna Zborowska-Neves to córka aktorskiej pary - Wiktora Zborowskiego i Marii Winiarskiej /AKPA

Od 14 lat mieszkasz w Brazylii. Tęsknisz czasem za Polską?

Hanna Zborowska-Neves: - Tak naprawdę nigdy nie doświadczyłam prawdziwego, dorosłego życia w Polsce. Nie jestem w stanie sobie nawet wyobrazić, jak mogłoby ono wyglądać. Moje życie dzieli się na kilka etapów, pierwszy to życie w Polsce, w której dorastałam, szalony czas w Hiszpanii, do której wyjechałam na wymianę studencką i wreszcie dorosłe życie w Brazylii. Czuję się trochę rozdarta, bo z jednej strony chciałabym być w Polsce z moimi rodzicami, siostrą i tutaj pracować, a z drugiej moje serce jest w Brazylii.

Rodzice nigdy nie ingerowali w twoje życie i plany zawodowe?

Reklama

- Rodzice w pełni akceptowali moje decyzje. Nawet te najbardziej szalone. Będąc na drugim roku studiów odbywałam obowiązkowe praktyki studenckie i pracowałam w kancelarii adwokackiej u taty mojej przyjaciółki. Gdy nadeszły, wakacje mój pracodawca chciał, bym nadal przychodziła do biura, a ja podjęłam "bardzo dojrzałą i odpowiedzialną decyzję" i odeszłam z pracy [uśmiech - przyp. red.]. Zaczęłam starać się o to, by pojechać na wymianę studencką i tym samym przedłużyć młodość. Nie chciałam dorosnąć.

Twój wybór od razu padł na Hiszpanię?

- Najpierw miałam jechać do Australii, do Perth. Planowałam dołączyć do drużyny uniwersyteckiej i grać w tenisa, ale okazało się, że koszty są zbyt duże. Na liście był również Meksyk, miasto Ciudad Juarez, ale dopiero lektura artykułu w Wysokich Obcasach uświadomiła mi, jak bardzo jest tam niebezpiecznie, więc wycofałam się z tego pomysłu. Zdecydowałam się na wyjazd do Barcelony, którą w ostatniej chwili zamieniłam na Salamankę. Inni wybierali Salamankę dlatego, że tam mówi się kastylijskim, czyli najczystszym, najpiękniejszym hiszpańskim, a ja chciałam się dobrze bawić.

Iloma językami mówisz teraz?

- Polskim, angielskim, hiszpańskim i portugalskim.

Twoje córki nie mają problemu w porozumiewaniu się w ojczystym języku mamy?

- Moja starsza córka, Nina, całkiem dobrze mówi po polsku. Młodsza Mila dopiero zaczęła mówić po portugalsku i nie rozumie zbyt wiele po polsku, ale jakoś dogaduje się z rówieśnikami. Bawiąc się z dziećmi Agaty i Piotra Rubików, bierze ich starszą córkę Helenkę za rękę i mówi: "Vamos amiga, vamos brincar", czyli "Chodź koleżanko, idziemy się bawić".

Lubisz gotować? Często serwujesz dania polskiej kuchni?

- Kuchnia nie jest miejscem, w którym spędzam dużo czasu, ponieważ zatrudniam gosposię. Przed wyjazdem z Polski zawsze udaję się na duże zakupy, by zaopatrzyć się w produkty, które mogę bez problemu przewieźć samolotem - kabanosy, wędzone ryby, hermetycznie pakowane śledzie. Wtedy po przyjeździe do domu mogę zaprosić moich brazylijskich znajomych i zrobić polską kolację.

W Polsce zostawiłaś rodzinę i znajomych. Mimo przeprowadzki udało ci się utrzymać dawne przyjaźni i relacje?

- W Polsce mam takich znajomych, z którymi nie muszę utrzymywać codziennego kontaktu, ale gdy się po roku spotkamy to jest dokładnie tak, jakbyśmy się nigdy nie rozstawali. To przyjaźni, które trwają już od ponad 20 lat. Jeśli chodzi o moich rodziców, to nasz kontakt w ubiegłym roku bardzo się rozluźnił. Oddaliłam się od nich, nie chciałam rozmawiać i martwić ich z powodu rozwodu i depresji. O wszystkim wiedziała moja siostra, która dawkowała rodzicom informacje.

Czego nauczyła cię Brazylia?

- W Brazylii stałam się bardziej otwarta, tolerancyjna, teraz mam w sobie dużo więcej cierpliwości i pokory.

Łatwo było ci znaleźć nowe przyjaźni i akceptację Brazylijek?

- Z wieloma dziewczynami zaczęłam się przyjaźnić dopiero wtedy, gdy dzieci poszły do przedszkola. Dość szybko mnie zaakceptowały, a później okazało się, że są one tak samo szalone jak ja [uśmiech - przyp. red.]. Uwielbiam moją grupę przedszkolną. Jedna dziewczyna jest psychiatrą, druga neurochirurgiem, inna bardzo znanym prawnikiem, ale jak imprezować to tylko z nimi. W Fortalezie nie brakuje rozrywek. Przez cały rok jest tu ciepło, więc turyści non stop przyjeżdżają do naszego stanu. Najsłynniejsza impreza odbywa się w poniedziałek w barze Pirata.

Rok 2020 był dla ciebie trudny, ale udało ci się napisać e-booka "Moja Brazylia. Subiektywny przewodnik po najbarwniejszym kraju świata". Praca jest najlepszym lekarstwem na wszelkie smutki?

- Podjęłam się napisania e-booka, nie mając świadomości, jak trudno będzie mi zebrać się w sobie i zacząć pisać. Nie jest to przewodnik, ale lekka opowieść o Brazylii pisana z mojej perspektywy. Bardzo się cieszę, że udało mi się go dokończyć.

Do Polski przyjechałaś tylko na chwilę. Czym zajmiesz się, gdy wrócisz do Brazylii?

- Jestem cały czas wspólnikiem w firmie mojego byłego męża i jego mamy. Możliwe, że będę kontynuować tam pracę, ale szukam nowych możliwości. W tej chwili zastanawiam się, co dalej. Na pewno napiszę drugiego e-booka, a także prawdziwą książkę, a może scenariusz.

Z teściami utrzymujesz dobry kontakt?

- Jesteśmy cywilizowanymi ludźmi [uśmiech - przyp. red.]. Myślę, że nigdy nie będzie między nami nieporozumień.

Rozmawiała Barbara Skrodzka / AKPA

AKPA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy