Eryk Kulm nie tylko o Chopinie. "Nie demonizuję zawodu aktora, ale zostają ślady"

Eryk Kulm na premierze filmu "Chopin, Chopin!" /AKPA

- To nie jest pomnik, tylko prawdziwa historia o cenie, jaką płacił za bycie sławnym i kochanym, a jednocześnie umierającym na gruźlicę samotnikiem - mówi o filmie "Chopin, Chopin" odtwórca tytułowej roli Eryk Kulm. - Nie demonizuję zawodu aktora, ale jeśli wiarygodnie dotykasz śmierci czy bezradności, twoja podświadomość przeżywa to naprawdę. Zostają ślady, oby tylko te, które poszerzają świadomość - dodaje w rozmowie z Interią.

Eryk Kulm wraca na ekran w roli Fryderyka Chopina w najnowszym filmie Michała Kwiecińskiego "Chopin, Chopin!". W rozmowie z Marcinem Radomskim dla Interii aktor opowiada o przygotowaniach do roli, nauce gry na fortepianie i emocjonalnym ciężarze postaci genialnego muzyka, człowieka samotnego i zmagającego się ze śmiertelną chorobą.

Film "Chopin, Chopin!" trafił na ekrany polskich kin 10 października.

Marcin Radomski: W "Filipie", czyli poprzednim filmie Michała Kwiecińskiego, zagrałeś młodego mężczyznę, zatrudnionego w hotelu w Niemczech, który ryzykuje życiem, ukrywając swoje prawdziwe pochodzenie. Twoja główna rola niosła całą opowieść. Jakim doświadczeniem był udział w tej produkcji?

Reklama

Eryk Kulm: - "Filip" był szkołą niedopowiedzenia. Bohater był zbudowany na wewnętrznym ukrywaniu, to wymagało precyzji i zaufania kamerze. Pomogły mi cztery miesiące pracy z trenerką aktorską Anią Skorupą, czyli dały mi fundament, jak konstruować przeszłość postaci, prowadzić oddech, uwalniać energię. To procentuje do dziś, bo nauczyłem się, że mniej znaczy więcej, jeśli to mniej jest prawdziwe.

I to widać w nowym filmie Michała Kwiecińskiego "Chopin, Chopin!". Film otwiera niepozorna scena: Fryderyk siedzi przy fortepianie, śledzi wzrokiem brzęczącą muchę i próbuje odwzorować jej dźwięk na klawiaturze. To metafora całej konstrukcji filmu orbitującej wokół Chopina. Jak ty czytałeś tę formę opowieści?

- Mnie ta "migotliwość" interesowała, bo lepiej oddaje paradoks jego życia w Paryżu 1835 roku, kiedy Chopin bryluje na salonach, jest ulubieńcem arystokracji i króla, nocami szaleje na imprezach, a jednocześnie przykrywa chorobę żartem. On sam był zlepkiem błysku i kruchości. Michał Kwieciński wraz ze scenarzystą Bartkiem Janiszewskim świadomie złożyli tę opowieść z okruchów: nocne eskapady, lekcje fortepianu, zamówienia kompozytorskie, porywy uczuć. To nie jest pomnik, tylko prawdziwa historia o cenie, jaką płacił za bycie sławnym i kochanym, a jednocześnie umierającym na gruźlicę samotnikiem.

A czy ty kiedykolwiek marzyłeś o zagraniu roli Chopina?

- Dziś mogę powiedzieć, że tak. Muzyka Chopina zawsze oddziaływała na moje emocje. Dużo bardziej niż jakakolwiek inna, więc wydawało mi się, że byłoby czymś wspaniałym móc zagrać człowieka, który tak bardzo mnie porusza.

Zdecydowaliście, że nauczysz się grać na fortepianie. Dlaczego?

- Bo kamera nie lubi kłamstwa. Michał od początku powiedział: "Spróbujmy, żebyś grał ty. Jeśli nie, będziemy szukać rozwiązań". Przypomniałem sobie podstawy, chodziłem do klasy o profilu muzycznym, ale musiałem dojść do poziomu gry fragmentów utworów Chopina. Kamil Borkowski prowadził mnie technicznie.

Jak się przygotowywałeś? Co było najtrudniejsze?

- Na trzy i pół miesiąca wyjechałem do Francji, gdzie byłem skupiony głównie na graniu. To było niesamowite wyzwanie, bo jego utwory nie należą do najprostszych. Wiadomo, że nie jestem wirtuozem fortepianu, bo nie ćwiczyłem od 15 lat. Ale chodzi o to, żeby w ramach filmu spróbować uwierzyć, że to jest Chopin.

Akcja filmu toczy się w latach 1835-1849 w Paryżu i przedstawia zarówno jego sławę w salonach arystokracji, jak i jego ludzkie oblicze, charakteryzujące się poczuciem humoru, licznymi romansami i trudną walką z gruźlicą. Co było dla ciebie najciekawsze w odkrywaniu Chopina?

- Próbowałem zrozumieć go jako człowieka. Myślałem o jego lękach, aspiracjach. A tu jeszcze dochodzi śmiertelna choroba. Starałem się stworzyć taką postać, której nie da się opisać w jednym zdaniu. 

Powiedziałeś kiedyś: "aktorstwo to najczystsza forma szamanizmu". Co to znaczy w przypadku Chopina, ulubieńca salonów, kochanego przez kobiety, a zarazem człowieka ukrywającego smutek?

- To, że twoim jedynym narzędziem jesteś ty: ciało, oddech, pamięć. Nie grasz cech, tylko wytwarzasz ładunek, który widz czuje podskórnie. Z Anią Skorupą budowaliśmy postać Fryderyka mierząc się z pytaniami: Skąd jego kruchość? Kiedy muzyka stała się jego azylem? Pracowaliśmy na wspomnieniach i tych z biografii, i tych skonstruowanych na potrzeby roli.

Wchodząc w postać Chopina spotkałeś się z trudnymi emocjami m.in. śmiercią, przemijaniem. Jak wychodzisz z takiej skomplikowanej roli?

- Higieną. Sen, ruch, zwykłe bycie z ludźmi. I szczerością wobec siebie: nie wszystko trzeba dźwigać samemu. Nie demonizuję zawodu aktora, ale jeśli wiarygodnie dotykasz śmierci czy bezradności, twoja podświadomość przeżywa to naprawdę. Zostają ślady, oby tylko te, które poszerzają świadomość.

Wywiad Marcina Radomskiego z Erykiem Kulmem w ramach cyklu KINOrozmowa możecie obejrzeć tutaj!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Eryk Kulm Jr | Chopin Chopin!
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama