Dużo przeklinam
Imponuje swoją pewnością siebie. Wie, że w tym biznesie musi być twarda. Kobieta z charakterem, która nie ogląda się za siebie.
Wychowała się w artystycznej rodzinie. Kiedyś nie było jej z tym łatwo. Ale dziś już wie, że to wielki przywilej. Maria Seweryn (38 l.) pokochała aktorstwo tak mocno, jak jej sławni rodzice: Krystyna Janda (60 l.) i Andrzej Seweryn (67 l.). Czasami zdarza się, że teatr bywa jej domem...
Mówi się, że grzeczne dziewczynki idą do nieba, a niegrzeczne - tam, gdzie chcą. To powiedzenie bardzo mi do pani pasuje.
Maria Seweryn: - Dużo przeklinam... I to nawet bardziej niż bardzo. Podejrzewam, że to właśnie z tego powodu przyczepiono mi łatkę niegrzecznej dziewczynki.
Jest pani w ciągłym ruchu. Praca, dom, praca. Jak udaje się pani zachować w tym wszystkim równowagę?
- Udaje się tak po prostu. Jestem zadowolona z tego, gdzie jestem i z tego, co się dzieje w moim życiu. Uwielbiam swój zawód, który daje mi poczucie sensu. I chociaż niektórzy uważają mnie za pracoholiczkę, to i tak w mojej hierarchii wartości na pierwszym miejscu zawsze są... dzieci.
To ładnie brzmi, ale - nie oszukujmy się - bywają w pani życiu takie momenty, w których teatr staje się pani domem...
Na szczęście moje córki lubią w nim przebywać. Traktują teatr jak część naszego domu. Ale i tak, mimo wszystko, staram się dzielić czas między pracę a dom. A słowo "odpoczynek" naprawdę nie jest mi obce. Straciłabym wiele, gdybym raz na jakiś czas nie wyjechała gdzieś razem z córkami. Potrzebuję na nowo się z nimi zsynchronizować, zorientować się na jakim etapie jesteśmy i naprawdę szczerze porozmawiać.
I miałyście taką chwilę dla siebie w tym roku?
- Oczywiście! Byłyśmy na Podlasiu. To był mój najpiękniejszy urlop od dobrych kilku lat. Siedziałam na leżaku i praktycznie z niego nie wstawałam przez 10 dni. Było cudownie. Czekałam na ten wyjazd bardzo długo. Ale było warto!
A kiedy życie panią zaskakuje i zmusza do podjęcia trudnych decyzji...
- Wtedy jestem szczęśliwa. Lubię stawać przed wyborami i później ich dokonywać. Jestem ogromną ryzykantką. Wszystkie decyzje podejmuję szybko i emocjonalnie. Patrzę do przodu, bo nie lubię oglądać się za siebie. Co zrobić? Taki właśnie mam charakter.
Teatr, aktorstwo... Można powiedzieć, że były pani przeznaczeniem?
- To nie do końca tak jest. Tak naprawdę wydaje mi się, że z powodzeniem mogłabym zajmować się wieloma rzeczami.
Skąd ta pewność siebie?
- Widocznie ten typ tak ma... Po prostu dobrze siebie znam. Wiem, że jeżeli już się za coś zabieram, to staje się to moją największą pasją. A wtedy zawsze daję z siebie wszystko. Wykonuję to na 150 procent swoich możliwości. Nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej. I proszę mi wierzyć - naprawdę wiele rzeczy potrafi sprawić mi przyjemność...
Jestem ciekawa, czy do przyjemności zaliczy pani również pracę z panem Grzegorzem Małeckim?
- Bez dwóch zdań! Grzesiek jest wspaniałym, ciepłym i mądrym mężczyzną. Gramy razem w sztuce "Konstelacje". Miesiące prób i kilka przedstawień sprawiły, że naprawdę dobrze się poznaliśmy. A w efekcie... lubię go jeszcze bardziej!
Co dały pani "Konstelacje"?
- Zmieniły moje życie. I nie jest to żadna kokieteria. Wydarzyło się coś niesamowitego. Poczułam, że jestem w przełomowym momencie mojego życia. Lubię takie role i takie chwile. Pielęgnuję każdą z nich. A teraz, mając więcej lat, doceniam je znacznie bardziej. Można powiedzieć, że przechodzę je bardziej świadomie.
Poddaje się pani losowi czy raczej sama bierze pani sprawy w swoje ręce?
- Fizyka kwantowa mówi, że jest jeden początek i jeden koniec. Ale to, jak przeżyjemy nasze życie pomiędzy tym początkiem a końcem, to w dużej mierze zależy tylko od nas. Wybory, decyzje - to one definiują nasze życie.
Pani Mario, a wychowanie w artystycznych rodzinach, znane nazwisko, to zaleta czy raczej przekleństwo?
- Teraz już wiem, że zaleta. To fantastyczne środowisko. Dzięki rodzicom poznałam najciekawszych ludzi na świecie. Miałam możliwość spotykania ludzi czasem wybitnych. Obcowałam z autorytetami. To mnie ukształtowało. Ale wie pani co? Tak samo mogłabym zapytać, czy wychowywanie w środowisku na przykład naukowym nie jest przypadkiem przekleństwem?
A pani zdaniem jest?
- Tam też jest mnóstwo świrów, wariatów, ale też geniuszy. Oni tak samo są niekonwencjonalnymi ludźmi.
Ale przyzna się pani do tego, że miała bardzo wysoko postawioną poprzeczkę!
- Porównania są nieuniknione. Trzeba przyznać, że miałam sporą presję. Niektórzy nie radzą sobie z takimi emocjami. Ale ja znalazłam na to sposób. Ani trochę się już nimi nie zajmuję. To nie jest temat, który mnie w jakikolwiek sposób interesuje. Za stara już jestem na tego typu dyskusje.
Wielka szkoda, że wcześniej nie było tak kolorowo...
- Na pewno nastawienie co do mojej osoby było inne. A wszystko dlatego, że ludziom wydaje się, że dzieci sławnych rodziców mają łatwiej. Niestety, wcale tak nie jest. Na wszystko trzeba samemu zapracować. Nie ma taryfy ulgowej.
Jaki jest pani plan na najbliższą przyszłość?
- Teraz sen z powiek spędza mi reżyseria. W listopadzie, w Och- -Teatrze, premiera mojej najnowszej sztuki "Alicja + Alicja". A jak to zwykle przed premierą bywa, dużo się dzieje. Ale zdążyłam się już do tego przyzwyczaić.
Alicja Dopierała
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!