Dorota Wellman jest jedną z najpopularniejszych gwiazd telewizyjnych w Polsce, co nie przeszkadza jej być otwartą, pełną dystansu do siebie i życzliwości dla innych kobietą. Opowiedziała o tematach tabu, wymarzonym programie i wakacyjnych podróżach po Polsce.
W piątek, 20 lipca, startuje pani nowy program "A momenty były?". Pomysł wyszedł od pani?
Dorota Wellman: - Jakiś czas temu zrealizowaliśmy "Numerek z Dorotą", który został świetnie przyjęty, więc kontynuujemy temat filmowy. Teraz skupiliśmy się na innej stronie. Okazało się, że najczęściej poruszanym przez filmowców motywem jest seks i erotyzm. Przyznajmy - widzowie lubią oglądać "momenty". Sprawdzamy, co zmieniło się w spojrzeniu na sceny erotyczne. Czego pragną reżyserzy, a czego widzowie? Kiedyś seks był pokazywany dyskretnie, akcja działa się za zasłoną. Z czasem pojawiły się filmy, w których sceny nabierały brutalności, jak u Larsa von Triera. My się zmieniamy, nasza obyczajowość, więc i filmy się zmieniają.
Nie boi się pani łatki "pani do seksu"?
- Nie! Zawsze byłam zwolennikiem tego, że seks jest jednym z tematów, na który powinniśmy rozmawiać. Szkoda, że aktualnie nie ma edukacji seksualnej w szkołach. To ogromna strata i niebezpieczeństwo dla młodzieży, która skazana jest na to, by czerpać wiedzę z Internetu czy filmów pornograficznych. To najgorsze, co może się zdarzyć, bo miesza młodym ludziom w głowach, co udowadniają najnowsze badania. Program "A momenty były?" pokazuje historię filmu, ale przy okazji pełni funkcję edukacji seksualnej. Filmy, o których rozmawiamy, pokazują wszystkie oblicza seksu, nawet te mroczne, nieprzyjazne, które warto poznać, ku przestrodze.
Ma pani poczucie misji do spełnienia?
- Ogromne! Nawet "Dzień Dobry TVN" pełni funkcję edukacyjną. Przykład? Mówiąc o zapobieganiu boreliozie, która stanowi ogromne zagrożenie, przestrzegamy, jak zachowywać się w lesie. Poruszając temat przypadkowych kontaktów seksualnych, mówimy o tym, o czym coraz częściej zapominamy, czyli o chorobach wenerycznych, które szerzą się w sposóbbłyskawiczny. Edukuję w każdej możliwej dziedzinie.
Najpiękniejsza scena erotyczna w filmie?
- Jest ich kilka. Nie lubię łopatologii, czyli pokazywania wszystkiego wprost. Dla mnie seks zaczyna się w głowie. Lubię, kiedy twórca filmowy pozostawia wiele niedopowiedzeń. Widzowie mogą uruchomić wyobraźnię. Kocham scenę striptizu z "Dziewięć i pół tygodnia" w wykonaniu Kim Basinger. Jest tam też scena w kuchni, gdy Mickey Rourke podaje Kim truskawki, a potem smaruje jej usta miodem. To początek. Co wydarzy się później, tego widz nie zobaczy. Te sceny do dziś robią namnie ogromne wrażenie. Pełno w nich czułości, erotyzmu. Z nowych produkcji na uwagę zasługuje "Kształt wody" Guillermo del Toro, który otrzymał aż cztery Oscary. Scena seksu Elisy z potworem w wodzie wyglądała niesamowicie malowniczo. Film pokazuje, że każdy człowiek potrzebuje miłości, to prawdziwe i piękne.
A telewizję lubi pani oglądać?
- Oczywiście! To mój obowiązek zawodowy. Oglądam wszystkie nowości, które pojawiają się w naszej stacji, bo często mówimy o tym w "DDTVN", a ja lubię wiedzieć, o czym mówię i lubię mieć na ten temat swoje zdanie. Śledzę, co dzieje się u konkurencji i w stacjach zagranicznych, bo telewizja na świecie szybko się zmienia. Dla przyjemności włączam rozmowy z kobietami Krzysia Ibisza. On ma niesamowity kontakt z ludźmi. Podziwiam, że cały czas się rozwija. Przyznam, że należę do osób, które wciąż coś w domu przestawiają, zmieniają, a inspirację czerpię z programów wnętrzarskich na HGTV i Domo+ oraz kilku stacji zagranicznych. Uwielbiam też oglądać opowieści o życiu poprzez podróże. Nie samo podróżowanie jest ważne, ale spotkanie z ludźmi, poznawanie kultur, obyczajowości, jedzenia. Nie ciągnie mnie do rozrywki typu "kto najładniej zatańczy, zaśpiewa czy poradzi sobie w najdalszym zakątku świata". To ma każda stacja, ja tęsknię za czymś nowym.
A program marzeń?
- Chciałabym przenieść na nasz grunt show, który oglądam pasjami. Ma banalny tytuł "Kuchnia", ale gotowanie jest tam jedynie pretekstem do spotkań z ciekawymi ludźmi.
To idealny program dla pani! Dlaczego go jeszcze pani nie zrobiła?
- Jego czas nadejdzie. Wystarczy kuchnia, z prostym, funkcjonalnym stołem, przy którym ja i moi zaproszeni goście toczylibyśmy rozmowy do białego rana. O dzieciństwie, rodzinie, życiowych doświadczeniach, podróżach, miłości, ukochanych smakach.
Kogo by pani zaprosiła do swojej "Kuchni"?
- Dobre pytanie! Zaczęłabym od Jurka Pilcha. Chciałabym, żeby opowiedział o smakach dzieciństwa, z rodzinnej Wisły. W książkach pisał o tym niewiele, a jestem tego niezmiernie ciekawa. A zastanawiała się pani, co lubi jeść Kaśka Bonda? Czy w ogóle można jeść, kiedy wciąż pisze o trupach? Czy to wpływa na jej apetyt? Zaprosiłabym też biologa Łukasza Bożyckiego, gawędziarza i miłośnika przyrody, który zaraża swoją pasją.
Marcin Prokop miałby wstęp do pani "Kuchni"?
- Marcin byłby stałym bywalcem! Za każdym razem prosiłabym go, by usmażył swoje popisowe naleśniki. Prokop jest dość wybredny, jeśli chodzi o jedzenie i nieustannie szuka ulubionych smaków, co jest bardzo fajne. Pogadalibyśmy o tym, co dzieje się z telewizyjnym jedzeniem. Zawsze mamy ogromną ochotę degustować to, co przygotowują na żywo kucharze w "DDTVN", ale wygrywa zdrowy rozsądek - im smaczniejsze dania, tym łatwiej się pobrudzić i wpadka gotowa. Jesteśmy skoncentrowani na pracy, nie ma czasu na takie przyjemności. A potem jest za późno, bo gdy tylko zgasną kamery, do jedzenia ustawia się kolejka operatorów i realizatorów. Zdradzę, że wśród kucharzy, których potrawy znikają najszybciej, jest Andrzej Polan.
Nie tylko pracą się żyje. Gdzie spędzi pani urlop?
- Będę podróżować po Polsce. Ponownie wybieramy się w okolice Bolesławca. Kocham Dolny Śląsk, który zwiedzam regularnie. To jeden z najpiękniejszych regionów. Malownicze widoki, a do tego gościnni i życzliwi ludzie. Podróżujemy w sposób niezorganizowany. Gdy tylko mam wolny tydzień, pakuję najpotrzebniejsze rzeczy, wsiadamy z mężem w samochód albo na motor i jedziemy przed siebie. Wszystkim gorąco polecam!
Nie przeszkadza pani brak anonimowości?
- Ale to część mojej pracy! Chętnie spotykam się z ludźmi, rozmawiam z nimi. A gdy pragnę intymności, wyjeżdżam do Grecji, tam jestem anonimowa. Wcześniej, na lotnisku i w samolocie, nie obejdzie się bez zdjęć i autografów, ale ja to uwielbiam.
Małgorzata Pyrko