Dominika Ostałowska: "Niosę tchnienie tragizmu"
Widzowie uwielbiają jej bohaterkę, prawniczkę Martę. Przeżywają jej radości oraz porażki. - Przywiązałam się do tej postaci - mówi aktorka Dominika Ostałowska i zdradza, co czeka Budzyńską w nowym sezonie serialu "M jak miłość".
Z serialem "M jak miłość" jest pani związana od 15 lat. To szmat czasu...
- Jubileusz świętowaliśmy 15 maja. Zżyliśmy się. Rola Marty towarzyszy mi przez większość zawodowego życia. Ale uświadomiłam sobie, że na scenie jestem już 21 lat! Zadebiutowałam w Teatrze Ateneum w 1994 r. u boku Gustawa Holoubka, Ewy Wiśniewskiej, Magdy Zawadzkiej w sztuce "J.B. i inni" .
Zatem szykuje się kolejna uroczystość?
- 20-lecie prawie przeszło bez echa, więc może poczekam do ćwierćwiecza (śmiech).
Tyle lat w roli Marty! Nie nuży pani ta bohaterka?
- Czuję się związana z tą postacią, więc trudno traktować ją obcesowo, bo to tak jakbym siebie źle traktowała. Zarówno Marta, jak i ja zmieniłyśmy się przez te lata i zmieniamy się nadal.
Czy ma pani wpływ na los swej bohaterki?
- Nigdy nie czułam takiej potrzeby. Jako aktorka mam radość budowania roli i najbardziej ciekawią mnie zaskakujące rozwiązania.
Przyzna pani, że Marta jest postacią dramatyczną?
- Tak jest odbierana, choć sama nigdy o niej tak nie myślałam. Kiedyś Gustaw Holoubek powiedział, że "niosę tchnienie tragizmu". Być może tak właśnie jest? Skoro powiedział to sam mistrz, chętnie się z tym zgodzę, postrzegając jego stwierdzenie jako komplement.
Co zdarzy się w życiu pani bohaterki?
- Małżeństwo Marty i Andrzeja (Krystian Wieczorek) przechodzi kryzys. Zamierzają poddać się terapii związku, na którym obydwojgu zależy.
Czy współpraca z terapeutą im pomoże?
- Tego nie zdradzę, ale jeśli dodać czynnik misyjny naszego serialu, to walka o miłość zawsze jest warta zachodu. W Polsce szukanie wsparcia u specjalisty nie jest powszechne, to wstydliwy temat. Uważamy, że w przypadku kryzysu związku, trzeba trwać w bólu albo rozstać się. A przecież rozmowy z terapeutą mogą być zbawienne!
Pani syn niejako rośnie z "M jak miłość", ma rodziców aktorów (ojciec Hubert Zduniak), dziadek Ryszard także był aktorem. Hubert zamierza kontynuować rodzinną tradycję?
- Syn od dawna chce zostać aktorem. Ja w jego wieku też myślałam o aktorstwie. Dopuszczam więc tę opcję. Uważam, że dobrze jest bacznie obserwować dziecko, dając mu szanse rozwijania jego pasji. Ważne, aby robił to, co go interesuje i sprawia radość.
A co go interesuje?
- Jedną z jego pasji jest angielski, który bardzo szybko opanował. Ma świetny akcent! Uczy się również niemieckiego, choć z nieco mniejszym zapałem. Na własny użytek poznaje też hiszpański.
Na własny użytek?
- Interesują go programy komputerowe związane z produkcją filmów. Są kosztowne, więc poszukując ich dotarł do oprogramowania w języku hiszpańskim i tak zaczęła się przygoda. Hubert jest "kinetyczny". Najchętniej uczy się podczas zabawy, rozmowy, wymiany myśli, czy konkretnego działania.
Czego mogę życzyć pani - aktorce i mamie Huberta?
- Siły i dystansu do życia.
Rozmawiała: Edyta Bazan