Danielle Deadwyler: Gwiazda filmu "Till" w drodze po Oscara
Dziś, 10 listopada, podczas American Film Festival we Wrocławiu, swą polską premierę ma "Till" - oparta na prawdziwych wydarzeniach historia linczu na czarnoskórym czternastolatku i walce jego matki o sprawiedliwość. Za kamerą stanęła scenarzystka i reżyserka Chinonye Chukwu, muzykę napisał polski kompozytor pracujący w Hollywood, Abel Korzeniowski, a rolę Mamie Till zagrała charyzmatyczna Danielle Deadwyler. Film, który już teraz wymieniany jest w kontekście nominacji do Oscara, do kin w Polsce trafi 20 stycznia.
Z Danielle Deadwyler, o filmie "Till", jej osobistych doświadczeniach związanych z ruchem walki o prawa obywatelskie i o kobiecej sile, rozmawia Łukasz Adamski.
Łukasz Adamski: Wychowałaś się w Georgii w stanie Atlanta. Walka o prawa obywatelskie Afroamerykanów była tam wyjątkowo mocno obecna. Czy ten fakt wywarł wpływ na rolę matki Emmetta Tilla, którą zagrałaś w filmie "Till"? Emmett to jedna z ikonicznych ofiar rasizmu w USA.
Danielle Deadwyler: - Tak, to miało ogromny wpływ. Od dziecka nasiąkałam atmosferą miasta, które jest tożsame z ideą walki o prawa obywatelskie. Byłam wolontariuszką w Southern Christian Leadership Conference, czyli organizacji, której pierwszym przewodniczącym był Martin Luther King. Uczęszczałam na nabożeństwa w Cascade United Methodist Church, gdzie pastorem był doktor Joseph Lowery, ale również King. Poznałam czarne kobiety, które walczyły z rasizmem. Chodziłam z nimi na marsze i protesty. Spotkałam matki, których dzieci doświadczyły przemocy. Nie miałam więc problemu, by wejść w rolę Mamie Till-Mobley. Doskonale znałam społeczne tło jej działalności. Ono jest częścią mojego DNA. Ludzie, których spotkałam, mieli zresztą związki z Mamie Till, co również przełożyło się na moje przygotowanie do roli.
Z drugiej strony, tak głęboka znajomość tematu i kontakt z ludźmi, którzy brali udział w walce o prawa obywatelskie, może onieśmielać. Oni przecież patrzą na twoją rolę w bardzo osobisty sposób. Nie czułaś większej niż zwykle presji, budując rolę historycznej postaci, jaką jest Mamie Till?
- Oczywiście, że odczuwałam tremę, ale pomieszaną z podekscytowaniem. Wcieliłam się w ważną dla mnie i dla Afroamerykanów osobę. Biorąc udział w castingu, miałam pełną świadomość tych niezwykłych okoliczności. Czułam to także podczas drugiego przesłuchania, gdy grałam scenę, w której moja postać pierwszy raz widzi zwłoki swojego zakatowanego przez rasistów czternastoletniego syna. Wiedza o historii tego linczu i późniejszej walki Mamie Till o sprawiedliwość, pomogła mi wiarygodnie ukazać tę postać. Chciałam też uhonorować jej zmagania. Co ważne, w filmie nie gubimy wątku czysto ludzkiego. Ekranowa Mamie Till nie jest chodzącym pomnikiem czy symbolem. Jest matką, którą spotkała największa możliwa tragedia. Tragedia, którą ona, ku zdumieniu wszystkich, przekuła w niezwykłą siłę.
Gdzie szukałaś inspiracji, by oddać tak wielką kobiecą moc na ekranie?
- Wiedziałam, że będzie to dla mnie bolesne doświadczenie. Nie wiedziałam jednak, jak bardzo bolesne i w jakim wymiarze dotknie mnie osobiście. Pamiętajmy, że walka o prawa obywatelskie wciąż się toczy. Ostatnie lata pokazały to dobitnie. Ruch Black Lives Matter, walka z rasowymi nierównościami, dyskryminacją i uprzedzeniami jest nadal żywa w USA. Rodzina Till wciąż prowadzi swoją batalię na różnych płaszczyznach. Wszyscy walczymy o to, by systemowy rasizm w USA został wyeliminowany i byśmy w każdym wymiarze byli równi. "Till" jest nie tylko filmem o dramacie osobistym, czy o jednym z wydarzeń w historii prześladowania czarnych obywateli w Stanach Zjednoczonych, ale wpisuje się także w globalną dyskusję o rasowych podziałach i białej supremacji.
Inna ikona walki z rasizmem, Rosa Parks, przyznała, że nie odważyłaby się zmienić miejsca w autobusie, gdyby nie Mamie Till. Grasz więc symbol, ale też kobietę z krwi i kości.
- To jest klucz do zrozumienia tej postaci. Mamie Till, rozpoczynając po śmierci syna swoją walkę, nie wiedziała, że stanie się ikoną. Ze zwykłej kobiety i matki, przeobraziła się w kogoś, kto przeżywa żałobę na forum publicznym i głośno woła o prawdę i sprawiedliwość. Widzimy, jak rodzi się w niej siła, która dopiero później nabierze historycznego znaczenia i symboliki. Obserwujemy jej przebudzenie i przemianę. Przemianę kochającej matki w matkę-ikonę ruchu praw obywatelskich. "Till" pokazuje głęboki, ludzki wymiar tej walki. Myślę, że to właśnie jest najbardziej inspirujące dla widza. Pozwala nam spojrzeć na Mamie Till szerzej, bo ona może symbolizować walkę także innych wykluczonych grup społecznych, które domagają się równego traktowania i poszanowania swej elementarnej godności. Mamie Till może być symbolem zarówno emancypacji rasowej, jak i kobiecej.
To ona zdecydowała, że trumna jej syna będzie otwarta, by cały świat zobaczył, jakie są konsekwencje systemowego rasizmu na Południu. Niesamowita jest siła matki, która decyduje się na coś takiego.
- Żałoba jest też kojąca. Żałoba leczy. Możliwe, że publiczna żałoba prowadziła Mamie Till do katharsis i pozwoliła jej znaleźć siłę do dalszej walki. Siła kryje się w autentyczności i prawdzie. Jeżeli stoimy w prawdzie, możemy pokonać najgorsze wewnętrzne demony i przeszkody w naszym życiu. Mamie Till nazwała ten proces globalnym przebudzeniem, ale to było również szczególne przebudzenie dla Stanów Zjednoczonych, które potrzebowały wówczas takiego wstrząsu. Mamie Till zaprosiła do wspólnej żałoby cały naród. Czerpała siłę z tego trudnego i bolesnego wyboru. Ja zaś szukałam siły w jej bardzo bogatych wspomnieniach, w których szczerze i otwarcie mówiła o rozterkach i wątpliwościach, jakie się piętrzyły w jej sercu. Mamie Till była wrażliwą i kruchą kobietą, która musiała znaleźć w sobie pokłady niezłomności.
Jalyn Hall miał 14 lat, gdy wcielił się w Emmetta Tilla, który w tym samym wieku został zamordowany. Ty również masz syna. Jak te dwie okoliczności wpłynęły na pracę nad najbardziej emocjonalnymi scenami?
- Nie aż tak bardzo, jak choćby fakt, że jestem związana z ruchem walczącym o prawa obywatelskie. Paradoksalnie to, że po zdjęciach szłam do domu i rozmawiałem z synem o sprawach domowych, o szkole i przyziemnych obowiązkach, pozwalało mi zachować równowagę podczas pracy nad niełatwą emocjonalnie rolą. Jestem matką i oczywiście granie kobiety, która musi pochować swoje dziecko, było dla mnie osobistym przeżyciem, ale też domowe obowiązki zwykłej mamy dawały mi szansę na zdrowy dystans do mojej kreacji. Bez wątpienia rola Mamie Till wzmocniła we mnie potrzebę przygotowania mojego syna na to, co czeka go w świecie i jakie niebezpieczeństwa wiążą się z kolorem jego skóry. A Jalyn od początku dał się pokochać. Jest cudownym nastolatkiem, który bardzo dojrzale wszedł w wymagającą rolę. Zawsze podkreślał zresztą, że jest tylko dzieckiem i że czternastolatkowie nie powinni doświadczać czegoś, co jest tak trudne dla dorosłych ludzi. Świat dziecka powinien być wolny od uprzedzeń, przemocy i strachu. Jalyn dzielił się ze mną swoją niezwykłą dziecięcą energią, co również pomagało mi w odpowiednim psychicznym nastawieniu do roli.
Grałaś już wcześniej w produkcjach, które podejmowały problem rasizmu, ale w mniej dobitny sposób. W rewizjonistycznym i postmodernistycznym westernie "Zemsta rewolwerowca" wcieliłaś się w Cuffie. To była wystrzałowa kreacja!
- Obie role, ta w "Till" i ta w westernie Netflixa, odnoszą się do ideologii, polityki i potrzeby wygłoszenia mocnego, antyrasistowskiego stanowiska. "Zemsta rewolwerowca" to szalony stylistycznie western, który opowiada między innymi o miejscu Afroamerykanów na Dzikim Zachodzie. W Hollywood przez dekady nie pokazywano, że czarni również byli kowbojami i rewolwerowcami. Przygotowując się do roli, dużo czytałam o kobietach walczących w wojnie secesyjnej. One także nie mają jeszcze przynależnego im miejsca w świadomości społecznej. A przemilczenie, które dotyka czarnych kobiet na Dzikim Zachodzie, sięga głębiej. Cuffie ma potrzebę zaznaczenia swojej wolności w świecie nie tylko białym, ale też męskim. Dochodzi więc kolejny element - emancypacji. Nie zapominajmy też o wątku queer, który uczynił tę postać jeszcze ciekawszą.
Kolejna silna kobieta w twojej karierze.
- Jasne, że tak! Cuffie, paradoksalnie, ma wiele wspólnego z Mamie Till, która w Stanach Zjednoczonych lat pięćdziesiątych robiła rzeczy absolutnie nieakceptowalne przez białą Amerykę. Walczyła o godność i wolność bez żadnych kajdan. Walczyła z otwartą przyłbicą i stała się symbolem. Mamie Till i Cuffie przyświecał ten sam cel - przebić społeczny mur w imię sprawiedliwości. Opór może być głośny jak krzyk matki opłakującej swoje dziecko, czy jak wystrzał z rewolweru, albo cichy, jak niezłomna walka zmieniająca świat u samych jego podstaw. Zobaczymy, jak "Till" wpłynie na debatę o rasizmie. Przekonamy się za kilka lat, na ile zmienił serca i spojrzenie ludzi. Nie tylko w Ameryce. Rasizm to problem globalny. Matki, nie tylko w USA, grzebią swoje dzieci, które zginęły z powodu "nieodpowiedniego" koloru skóry. Mam nadzieję, że opowieść o walce Mamie Elizabeth Till-Mobley będzie dla nich wszystkich inspirująca i pokaże sens poniesionej ofiary.