Bogusław Linda: Aktor jest człowiekiem, który nic nie umie
Rzadko bardzo pojawia się na bankietach, woli cieszyć się życiem i pięknem natury. Dąży do tego, żeby robić i mówić to, co chce. Bogusław Linda twierdzi, że zawsze taki był i nic tego już nie zmieni.
- Najbardziej interesuje mnie to, że pójdę do lasu, popłynę łodzią, ponurkuję, skoczę ze spadochronem albo pojeżdżę konno - mówi Bogusław Linda.
Podobno aktorstwo już pana znużyło. Nic dziwnego, skoro prawie 100 filmów już za panem...
- Licząc z serialami, to około 130. Każdy, podążając swoją ścieżką, w pewnym momencie dochodzi do ściany i chce robić coś nowego.
Pana przełomem było stworzenie Warszawskiej Szkoły Filmowej?
- Absolutnie nie. To był pomysł mojego wspólnika, Maćka Ślesickiego. Moim przełomem było to, że po paru latach aktorstwa teatralnego przekonałem się, że się nie nadaję do tego zawodu. Dlatego zrezygnowałem z teatru. Pozostał mi tylko film, który jest dla mnie przygodą: spotyka się nowych ludzi, coś się dzieje. Nie siedzi się przed lustrem w garderobie i patrząc na swoją twarz, nie myśli się, że jest się interesującym. Film jest fajniejszy.
Aktor powinien mieć osobowość narcystyczną?
- On wręcz powinien być narcyzem. I często tak jest. Ale z drugiej strony są też bardzo nieśmiali aktorzy, jak np. Robert De Niro czy Al Pacino. To są ludzie, którzy nie chcą robić sobie zdjęć, nie chcą sprzedawać swojej prywatności. Pracują wyłącznie na planie.
Wzoruje się pan na nich?
- Jestem na to już za stary. Kiedyś czytałem książki i oglądałem filmy, które dawały mi inspirację, ale to było 40 lat temu. Potem zająłem się rozwojem własnej drogi i nie oglądałem się już na nikogo.
Nigdy nie sugeruje się pan opinią innych ludzi?
- Nie, ponieważ jest tysiące zdań. Zwłaszcza jeśli chodzi o względy artystyczne, tutaj każdy ma swój punkt widzenia. Dlatego sugeruję się swoim własnym. Zwykle film, który zrobiłem, widzę tylko raz - na premierze. I nigdy więcej. Jest mi wstyd.
Wstyd?
- Że nie zrobiłem tego lepiej, tak jak sobie wyobrażałem.
Skoro to się podoba tylu widzom, to może znaczy, że ma pan zaburzony obraz siebie.
- Nie. Jestem po prostu perfekcjonistą. Jeżeli za coś się zabieram, musi to być doskonałe. Mam tak w każdej dziedzinie życia.
Rosół też robi pan perfekcyjny?
- Oczywiście, gotuję go osiem godzin, z różnych rodzajów mięs.
Przy takiej ilości wyzwań i perfekcyjnym przygotowaniu można nabyć umiejętności, których, wykonując inny zawód, nie nabyłby pan. To chyba spora zaleta aktorstwa?
- Ależ to jest tylko udawanie. Aktor jest człowiekiem, który nic nie umie. Musi udawać, że jeździ konno, że strzela, że jest sprawny fizycznie. To, że jeżdżę konno od wielu lat, też nie miało nic wspólnego z filmem.
Myślałam, że nauczył się pan tego na planie serialu "Crimen"?
- Nauczyłem się kilka lat wcześniej. Zawsze podobał mi się ten sport, lubiłem konie. Początkowo jeździłem nad Wisłą, potem wyjechałem do USA i Meksyku, gdzie zakochałem się w kowbojskiej dyscyplinie zwanej "westem". Byłem jedną z pierwszych osób w Polsce, które miały specjalne, westowe siodło.
Pana filmy często były cenzurowane. A czy pan ma w sobie autocenzurę? Miał pan momenty w życiu, kiedy ugryzł się w język?
- Całe życie walczę o to, żeby być wolnym. Żeby robić to, co chcę i mówić to, co chcę. Nie zawsze to się udaje, ale bardzo staram się być wolny.
Płacił pan za to wysoką cenę?
- Wielokrotnie. Nie wymienię przykładów, bo nie chcę wywoływać demonów przeszłości. Ale nieważne, ile przykrości mnie z tego tytułu spotkało, dalej będę sobą.
Mówił pan, że jest już zmęczony aktorstwem, a tymczasem 20 października pojawi się w kinach kolejny film z pana udziałem.
- Mówi pani o "Ach śpij, kochanie"? To stary film, bo tak naprawdę zdjęcia były kręcone jeszcze przed "Powidokami". Gram w nim ubeka. To nawet nie jest twardziel, tylko po prostu bardzo zły człowiek. Ale tak jak mówię - ten film od dawna był już gotowy.
A czy przyjąłby pan propozycję zagrania w komedii romantycznej?
- Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Chociaż... Przepraszam, grałem w jednej komedii romantycznej! Niestety, nie pamiętam jej tytułu. Chyba to wyparłem...
Rozmawiała Katarzyna Chudzik