"Będziesz wymiatać w tym filmie!"
Lindsay Lohan w najnowszym filmie Roberta Rodrigueza "Maczeta" wciela się w postać April, córki wpływowego biznesmena, która niespodziewanie przywdziewa kostium zakonnicy i zaczyna władać bronią palną. "Właściwie po to chodzę do kina - uciekam przed tym, co dzieje się na świecie, znajduję ludzi, z którymi mogę się utożsamiać i przez dwie godziny staję się kimś innym" - twierdzi aktorka.
Jak scharakteryzowałabyś bohaterkę, którą grasz w "Maczecie" ?
Lindsay Lohan: - April jest w dużym stopniu buntowniczką, przestaje już być nastolatką, wybiera się do college'u. Wydaje jej się, że świat leży u jej stop, bo zawsze może liczyć na pomoc ojca, który wyciąga ją ze wszystkich kłopotów. Jest jednak oddana rodzinie, przede wszystkim dlatego, że jest jedynaczką, a jej matka zachowuje się jak nastolatka.
Skąd dowiedziałaś się o planach nakręcenia "Maczety"? Czy widziałaś fałszywy zwiastun w "Grindhouse"?
- Miałam świadomość istnienia "Maczety" chociażby z serwisu IMDb. Zawsze stamtąd czerpię informacje. Nie widziałam zwiastuna do czasu spotkania z Robertem Rodriguezem i Rockiem Schwartzem. A zatem poznałam Maczetę jeszcze przed otrzymaniem poprawionego scenariusza, ale bez zetknięcia się z filmem "Grindhouse".
Jak przebiegała praca z Robertem Rodriguezem?
- To było coś zupełnie odmiennego od moich poprzednich doświadczeń na planach filmowych. Czułam się trochę jak grając u Roberta Altmana, bo byłam częścią wielkiej, gwiazdorskiej obsady, w której każdy dawał z siebie wszystko. Świetnie mi się pracowało, cała ekipa była przemiła, wszystko przebiegało terminowo, A co najważniejsze, nigdy wcześniej nie miałam okazji strzelać z prawdziwej broni, więc to był gwóźdź programu. Wreszcie poczułam się jak twardziel.
Jesteś fanką filmów z gatunku "exploitation"?
- Niektórych, jak najbardziej. To zupełnie inny środek wyrazu. Wielu widzów szuka w kinie czegoś nadludzkiego, czegoś, co byłoby dla nich wzorem, co dawałoby im poczucie siły. Ostatnie sceny, które miałam do odegrania w filmie, były dość kontrowersyjne. Cały czas przypominał mi się teledysk "Like a Prayer" Madonny [śmiech]. Fajnie jest móc czasem przełamać tabu, czyni to pracę bardziej ekscytującą i pozwala spojrzeć na życie z dystansem. Właściwie po to chodzę do kina - uciekam przed tym, co dzieje się na świecie, znajduję ludzi, z którymi mogę się utożsamiać i przez dwie godziny staję się kimś innym.
Które filmy tego typu lubisz najbardziej?
- Te, w których sama zagrałam?
Takie, które widziałaś i które przypadły ci do gustu...
- W filmie "Twarda sztuka" zagrałam dziewczynę, którą kiedyś molestował ojciec. To bolesny temat, ale jednocześnie bliski wielu osobom na całym świecie - zarówno dziewczętom jak i chłopcom. Uznałam, że to niezwykle ważna rola, bo pozwoli innym zobaczyć, jak można coś takiego przetrwać. Sama wiele przeżyłam i wiem, że da się przez takie rzeczy przebrnąć, jeżeli starcza nam siły woli.
Jak trafiałaś na ten plan?
- Rick Schwartz wyprodukował wcześniej film "Prawo ciążenia", w którym grałam główną rolę. Bardzo zaprzyjaźniliśmy się - Rick bardzo mnie wspiera i wierzy w moje możliwości aktorskie, co bardzo wiele dla mnie znaczy. Dwa dni po moich urodzinach oznajmił, że ma dla mnie prezent i wręczył kartkę z napisem "100 p…onych lat!" oraz kolekcję filmów Roberta Rodrigueza z dopiskiem "będziesz wymiatać w tym filmie". Znam Schwartza od wielu lat, a on przyjaźni się z wieloma członkami ekipy "Maczety". Tak doszło do mojego udziału w tym projekcie. To niezwykle mądry człowiek, chcę z nim jeszcze wielokrotnie pracować w przyszłości.