Bartosz Szydłowski o festiwalu Boska Komedia: "Świętowanie relacji pomiędzy ludźmi"
Ósma edycja Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Boska Komedia rozpocznie się 4 grudnia w Krakowie. "Teatr jest nieprzewidywalny, każdy sezon zaskakuje zmianami, artyści nieustannie poszukują. Festiwal musi odzwierciedlać tą temperaturę i dynamikę" - mówi Bartosz Szydłowski, dyrektor programowy imprezy.
Marcin Wasyluk: Boska Komedia to będzie piekło, czyściej czy raj dla widzów?
Bartosz Szydłowski: - Boska Komedia budzi emocje sięgające wszystkich tych stref, bo artyści polskiego teatru nikogo nie pozostawiają obojętnym... Widzowie spotkają się z teatrem bardziej klasycznym, ale i tym, który pędzi w stronę awangardy, ostrym i krytycznym, oraz bardziej afirmatywnym. Nasz festiwal to jednak przede wszystkim świętowanie relacji pomiędzy ludźmi. W teatrze, na scenie zawsze w centrum jest człowiek. Widzowie uczestniczą w przepięknym rytuale wokół świata iluzji, który z dużą uwagą i wrażliwością opowiada o nas samych.
Co jest twoją największą dumą na tegorocznym festiwalu?
- Uwielbiam tworzyć ten tygiel różnych wektorów, różnych tematów. Nie mam swoich ulubionych spektakli. Wydaje mi się, że wartością samą w sobie jest to, że widz odnajduje własną ścieżkę poruszania się po tym bogatym labiryncie. To jest też największa wartość teatru polskiego, ale także samego festiwalu Boska Komedia, który prezentuje szeroki wachlarz różnych wizji świata. Szczególnie lubię zderzenia głosu młodego pokolenia z głosami artystów o większym doświadczeniu, o dopełnionej już formie teatralnej, określonym kierunku myślenia. Zawsze liczę na to, że pojawi się głos zupełnie innej jakości, że odkryta zostanie nowa wrażliwość w postrzeganiu świata. Teatr jest nieprzewidywalny, każdy sezon zaskakuje zmianami, artyści nieustannie poszukują. Festiwal musi odzwierciedlać tą temperaturę i dynamikę.
Dziesięć dni, prawie trzydzieści spektakli, warto to przeżyć?
- Zupełnie czymś innym jest spektakl pokazany w trybie repertuarowym w teatrze macierzystym, a czymś innym w tym festiwalowym nawarstwieniu projektów. Coś niezwykłego dzieje się w grudniu w Krakowie, stąd zawsze gorąco zapraszam nawet tych, którzy widzieli już spektakle, żeby jeszcze raz pofatygowali się do Krakowa i zobaczyli je w nowym zderzeniu. To jest zupełnie coś innego, pojawiają się całkiem nowe sensy, spektakle zyskują nieoczekiwaną energię, a artyści, jak to się mówi w języku branżowym "zaliczają lot". Można powiedzieć, że robienie takiego festiwalu jest rodzajem reżyserowania sytuacji teatralnej, często jest to łącznie ze sobą niepołączalnych składników, ale zawsze można liczyć na nową perspektywę, kontekst.
W tym roku na Boskiej Komedii szczególną funkcję pełni młody teatr.
- Sekcja PARADISO to jest część festiwalu, w której mamy do czynienia z artystami pełnymi jeszcze nadziei, wprost niewinnymi, wchodzącymi w teatr często z wyidealizowanym spojrzeniem na naszą branżę. To jest niezwykła siła. Wszelkie festiwale szkół teatralnych, spotkania z młodymi artystami są zawsze rodzajem uniesienia, sama młodość, głód życia i tworzenia sprawiają, że Boska Komedia sięga innego wymiaru. Trzeba wciągać młodych twórców w profesjonalny teatr, niech oni zderzą się z szerszą opinią, odczuwają już na wstępie swojej drogi wsparcie i zainteresowanie. PARADISO nie jest autorytarnym wskazywanie talentów. Chodzi o gest w stosunku do całego pokolenia młodych artystów, którzy przecież będą przyszłością polskiego teatru.
Jak wygląda Boska Komedia na tle festiwali zagranicznych, które często odwiedzasz?
- Boska Komedia to festiwal, który w szczególny sposób wykorzystuje genius loci samego Krakowa. Całe miasto żyje teatrem, goście z całego świata chłoną Kraków w tej teatralnej aurze, która zastępuje nasz lokalny spleen. Wystarczy podglądnąć, co dzieje się w samym Klubie Festiwalowym... Kraków ma ten urok miasta festiwalowego: jest kameralny, służy kuluarowym spotkaniom, co świetnie działa na atmosferę Festiwalu.
Spektakle ocenia jury z zagranicy. Czy ich opinie są zbieżne z głosem polskiego środowiska, polskich widzów?
- Obecność jurorów i wszystkich gości zagranicznych jest esencjonalnym pomysłem na ten festiwal. Chodzi o zderzenie naszych środowiskowych opinii o spektaklach i o artystach, z okiem kompletnie zewnętrznym, które nie ma uprzedzeń, ani faworytów, nie zna kontekstu. Zależy mi aby zaproszeni goście przyjrzeli się fenomenowi polskiego teatru. Mówię im zawsze, że jest to najlepsza droga do zrozumienia naszego kraju. Wierzę w to, że polscy twórcy w sposób szczególny są podłączeni pod ten nerw różnych społecznych napięć, problemów. To się czuje w ich pracach. No i ta imponująca ambicja, przekonanie, że tworzy się ważne sprawy w dialogu z publicznością. Kuratorów z całego świata zachwyca ten tumult wokół festiwalu, kolejki po bilety, przepychanki, gorące przyjęcie i dyskusje pełne emocji. To naprawdę lepsza wizytówka Polski niż marsze uliczne. Jest również praktyczny wymiar, bo wszyscy nasi goście o polskim teatrze po prostu rozmawiają, wkracza on w naturalny obieg myśli europejskiej i światowej, już nie tylko poprzez kilka nazwisk najwybitniejszych twórców, ale jako niezwykle bogate środowisko i barwne medium, w którego zwierciadle odbija się fenomen naszego kraju.