Przez kilka lat witał nas w porankach Polsat News. Teraz prowadzi „Wydarzenia”, jednak myślami jest daleko stąd. – Uczę się nowych rzeczy, ale mam dużo marzeń – mówi Bartosz Kurek.
Pyskaty czy niepokorny? Co bardziej do ciebie pasuje?
Bartosz Kurek: - Pyskaty. Od kołyski.
Dobitnie wypowiadasz swoje zdecydowane opinie. Z czego to wynika, z odwagi?
- Nie wiem. Ja po prostu tak mam.
Teraz, mając 35 lat, dochodzisz do wniosku, że szczerość się opłaca?
- Opłaca się być sobą, chociaż czasem płaciłem za to wysoką cenę.
Na przykład wtedy, gdy zawieszono cię w pracy, bo jako prowadzący program powiedziałeś do gościa: "Zawsze może pan nie uczestniczyć w dyskusji, może też pan wyjść"?
- Owszem, ale były też inne sytuacje. Bywało, że jadąc samochodem, przekraczałem prędkość i mogło się skończyć na pouczeniu. Ale wchodziłem w dyskusję z policjantem i zgarniałem mandat.
Wychowywałeś się w Tymbarku, ale wcześnie wyfrunąłeś w świat. Dostałeś stypendium w USA. Uczyłeś też angielskiego w Afryce.
- Na stypendium pojechałem w 2000 roku, miałem wtedy 17 lat. Wspominam to jako ciężką, ale ciekawą i przyjemną pracę, bardzo dużo się w Stanach nauczyłem. A wolontariat w afrykańskim buszu był prawdziwą lekcją życia.
Powiedziałeś kiedyś, że dziennikarstwo to przygoda na 10 lat, które właśnie mijają. Co teraz?
- Muszę dać sobie jeszcze pięć lat. Bo jednak do czegoś doszedłem i fajnie byłoby zostawić po sobie mały ślad. Jak już dobiję do czterdziestki, to znajdę sobie coś nowego.
Ale teraz prowadzisz "Wydarzenia". To duża zmiana po siedmiu latach, gdy wstawałeś o świcie, by prowadzić poranki w Polsat News.
- Codziennie budzę się o 3 w nocy... A tak poważnie, to mam teraz nowy rozdział w pracy, którą cenię za to, że ciągle poznaję różne ciekawe osoby. Mogę też przyjrzeć się przygotowywaniu newsów od technicznej strony. To wszystko jest fascynujące, ale przede wszystkim to praca, istnieje życie poza nią. Jednak, jak się tak zastanowię, to czuję, że powoli, acz niespiesznie dorastam do swojej roli - poważnego dziennikarza w garniturze.
Nie tylko pracą żyjesz. Rok temu wziąłeś udział w "Top Chefie".
- Fajnie było zajrzeć za kulisy show-biznesu. Lubię coś ugotować, a tam nauczyłem się przyrządzać nowe potrawy, np. baranie jaja.
I to jest teraz główne danie na niedzielnym obiedzie u Kurków?
- Nie, ale już makaron ze szparagami i polędwicą z tego programu, owszem, podobnie jak dobre desery. Umiem też przyrządzić zupę kalafiorową z kurkami oraz duszone kurki. Cały sekret tkwi w tym, aby dopiero pod koniec trochę je popieprzyć i posolić.
Masz czas na marzenia? O czym myślisz między jednym a drugim dyżurem?
- O rocznej podróży dookoła świata. Wybiorę się w nią już niedługo.
Katarzyna Ziemnicka