Reklama

Bartosz Bielenia o filmie "Boże Ciało": Duchowość może pomóc w takiej czy innej formie

Ma 27 lat, na koncie świetne role teatralne w Starym Teatrze w Krakowie, m.in. w "Weselu" i "Królu Learze" Jana Klaty oraz "Kopciuszku" Anny Smolar. Obecnie w Teatrze Nowym w Warszawie przygotowuje się do premiery spektaklu "Matka Joanna od Aniołów" również w reżyserii Jana Klaty. Brawurowo wcielił się w głównego bohatera filmu Jana Komasy "Boże Ciało", który jest polskim kandydatem do Oscara. "Są różne rodzaje duchowości, które promieniują z człowieka" - mówi Bartosz Bielenia.

Ma 27 lat, na koncie świetne role teatralne w Starym Teatrze w Krakowie, m.in. w "Weselu" i "Królu Learze" Jana Klaty oraz "Kopciuszku" Anny Smolar. Obecnie w Teatrze Nowym w Warszawie przygotowuje się do premiery spektaklu "Matka Joanna od Aniołów" również w reżyserii Jana Klaty. Brawurowo wcielił się w głównego bohatera filmu Jana Komasy "Boże Ciało", który jest polskim kandydatem do Oscara. "Są różne rodzaje duchowości, które promieniują z człowieka" - mówi Bartosz Bielenia.
Bartosz Bielenia na festiwalu filmowym w Gdyni 2019 /AKPA

Bartosz Bielenia to aktor filmowy i teatralny, absolwent PWST w Krakowie. Zadebiutował w 1999 roku w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku jako tytułowy bohater w spektaklu "Mały Książę" w reżyserii Tomasza Hynka. Należał do zespołu Narodowego Starego Teatru w Krakowie, gdzie stworzył ważne role m.in. w przedstawieniach "Wesele" i "Król Lear" Jana Klaty, "Kopciuszek" Anny Smolar, "Edward II" Anny Augustynowicz, "Hamlet" Krzysztofa Garbaczewskiego czy "Płatonow" Konstantina Bogomołowa. Obecnie jest w zespole Teatru Nowego w Warszawie.

Reklama

Aktor ma również na koncie role filmowe w takich produkcjach, jak "Disco Polo" Macieja Bochniaka, "Na Granicy" Wojciecha Kasperskiego, "Ja teraz kłamię" Pawła Borowskiego czy "Człowieka z magicznym pudełkiem" Bodo Koxa. Za rolę w filmie "Na granicy" otrzymał specjalne wyróżnienie na Międzynarodowym Festiwalu Kina Niezależnego Off Camera Kraków oraz nagrodę za odkrycie aktorskie na Koszalińskim Festiwalu Debiutów Filmowych Młodzi i Film.

Jednak najważniejsza filmowa rola Bartosza Bieleni to kreacja w filmie Jana Komasy "Boże Ciało", nagrodzona m.in. Kryształową Gwiazdą Elle na festiwalu w Gdyni i nagrodą dla najlepszego aktora na festiwalu Al-Dżuna w Egipcie. Obraz trafi na ekrany polskich kin w najbliższy piątek, 11 października 2019 roku i jest polskim kandydatem do Oscara w kategorii "najlepszy film międzynarodowy". Co aktor mówi o swej roli?

Daniel, którego grasz w "Bożym Ciele", pełen jest sprzeczności. Nikt nie wie, kim naprawdę jest, skąd pochodzi. Według jakiego klucza udało ci się go rozgryźć?

Bartosz Bielenia: - Główną siłą napędową Daniela jest fakt, że był w zakładzie poprawczym i po wyjściu na nowo skonstruował swoją tożsamość wokół doświadczenia religijnego. Nie znamy jego rodziny, historii, nie wiemy skąd przybył i do końca filmu nie dowiadujemy się o nim żadnej prawdy, bo kłamie, manipuluje, a przede wszystkim cały czas zajmuje się innymi ludźmi. To w gruncie rzeczy bardzo ciekawe, że wiemy o nim aż tak niewiele. Daniel sam się wymyślił i zbudował wokół nowego wyobrażenia siebie jako kogoś w kościele, jako księdza.

Czy zanim zdecydowałeś się na rolę w filmie, czytałeś słynny reportaż Mateusza Pacewicza o mężczyznach podszywających się w Polsce pod księży?

- Reportaż przeczytałem jakiś czas później. Bardzo zdziwiło mnie to, o czym pisał Mateusz Pacewicz, potem z ciekawości czytałem też inne rzeczy na ten temat i okazało się, że w Polsce podszywanie się pod księży wcale nie jest takie rzadkie. Najczęściej zdarza się to podczas wizyt duszpasterskich, bo wiąże się z wymuszeniami kopert z pieniędzmi. Puka się po prostu od drzwi do drzwi z kolegą ministrantem albo pożycza się syna od szwagra i już. To naprawdę takie proste. W dużych parafiach przecież często nie zna się księży. Koloratka to ciekawy rekwizyt w tak wierzącym kraju. Założenie jej momentalnie ustawia człowieka wobec środowiska, w którym się przebywa. Ludzie bywają bezkrytyczni wobec tego. Sam byłem świadkiem takiego wyjątkowego traktowania. Wystarczyło, żebym na przykład przeszedł się po wsi w sutannie, kiedy kręciliśmy film, a ludzie, którzy nie wiedzieli, że to rola, naprawdę widzieli we mnie księdza. W ogóle nie było dyskusji. Zresztą, byłem też wtedy łysy i z 8 kilo cięższy. Sutanna to sutanna, ksiądz to ksiądz. To jest też prawda tego filmu. Akurat to, że Daniel podszywał się pod księdza to wynik zbiegu różnych okoliczności, co nie zmienia faktu, że wykorzystuje sytuację, bo rzeczywiście jest to bardzo łatwe.

Zachowania ludzi wobec postaci księdza to dla ciebie nie pierwszyzna, bo też nie pierwszy raz zakładasz do roli sutannę.

- Rzeczywiście, wiele razy grałem już księdza i za chwilę będą kolejni. Bardzo długo byłem w strukturach kościelnych, śpiewałem, dużo chodziłem do kościoła. Może emanuje ze mnie jakaś charakterystyczna wrażliwość wobec tego tematu, może też mam fizys, która umożliwia mi takie zmiany. Mam na szczęście szerokie spektrum. To bardzo pobudza moją kreatywność.

Jak wyglądała twoja współpraca z Janem Komasą? Jak wyglądały wasze rozmowy o tej postaci i jej kluczowych momentach?

- Janek jest zawsze bardzo zaangażowany, wkłada w pracę bardzo dużo serca, a to promieniuje na wszystkich na planie. Jestem naprawdę bardzo wdzięczny za te niesamowicie kreatywnie spędzone wspólne miesiące.

Wspomniałeś, że do roli Daniela przybrałeś na wadze 8 kilo, obciąłeś włosy. Jesteś gotowy na duże zmiany do roli?

- Akurat przygotowanie do roli Daniela w "Bożym Ciele" było czysto fizyczne. To było super, że ktoś mi się kazał ruszać, coś robić. Akurat miałem trochę wolniejszy moment przy innych projektach i mogłem się temu całkowicie oddać i na tym skupić. To nie chodziło nawet o jakąś wielką przemianę do roli, tylko raczej uprawdopodobnienie tych wszystkich okoliczności, które towarzyszą Danielowi.

W filmie towarzyszy ci między innymi dwójka fantastycznych młodych aktorów, którzy za każdym razem wnoszą coś wyjątkowego do obrazów, w których się pojawiają, czyli Eliza Rycembel i Tomek Ziętek. Macie podobne wrażliwości?

- Tak, do tego filmu w ogóle dobrano bardzo fajną drużynę. Ja byłem zafascynowany postacią Ziętka, to, co robi jest naprawdę fenomenalne. Powstało dużo wersji wspólnych scen, Janek wybrał chyba te najlepsze, trochę improwizowaliśmy w tych najbardziej intensywnych fragmentach.

Improwizowałeś też kazania, które wygłasza Daniel w filmie?

- Tak, dużo pisaliśmy na bieżąco. W tych kazaniach mówiłem przede wszystkim rzeczy, które sam chciałbym usłyszeć w kościele: o miłości, akceptacji, wybaczeniu. Daniel co prawda nigdy nie był księdzem, ledwie dwa dni wcześniej wyszedł z poprawczaka, nigdy nie był w seminarium, ale te okoliczności i fakt, że na jakiś czas zamienia się w księdza nie są w żaden sposób obrazoburcze. To raczej kwestia pokazania potrzeby wiary i zmagania się ze sobą. Daniel w roli księdza ma być moralnym wzorem do naśladowania i nauczycielem, a przecież wiadomo, że daleko mu do wzoru.

Czy twoim zdaniem radykalna zmiana w człowieku jest w ogóle możliwa?

- Jak najbardziej. U niektórych przychodzi to wcześniej, u niektórych później, bardzo dużo zależy od środowiska, od tego, kto i co nas otacza. Duchowość może pomóc w takiej czy innej formie. Nie musi to być koniecznie kościół, są przecież różne rodzaje duchowości, które promieniują z człowieka.

Plan "Bożego Ciała" był zlokalizowany w Bieszczadach, w odległości kilku kilometrów od najbliższych zabudowań. "Na granicy" Wojtka Kasperskiego, gdzie wcześniej grałeś większą rolę, też kręciliście w Bieszczadach. Musisz się chyba czuć tam jak w domu.

- Nie mam pojęcia jak to się dzieje. Rzeczywiście już drugi raz przy większym projekcie, w którym gram, zjawiam się w Bieszczadach (śmiech). Oba plany były zresztą zlokalizowane jedynie jakieś 20 - 30 kilometrów od siebie. Podejrzewam, że kolejna większa produkcja pewnie też mnie tam zaprowadzi. W ogóle rzadko zdarza mi się grać w miastach. Praca w takim otoczeniu, jak Bieszczady to zawsze ciekawe doświadczenie. Uwielbiam takie niecodzienne okoliczności, bo z racji pracy w teatrze, często podążam za określonymi formułami, do których łatwo się przyzwyczaić. Na szczęście często jestem wyciągany ze swojej strefy komfortu, na przykład moje ostatnie trzy premiery teatralne były jedynymi w swoim rodzaju doświadczeniami. Za każdym razem to też duże i ważne zaskoczenie.

W "Bożym Ciele" chyba po raz pierwszy w swojej karierze jesteś na ekranie prawie przez cały czas, to może być coś absolutnie przełomowego. Jesteś gotowy na nagły wzrost zainteresowania Bartoszem Bielenią?

- Zobaczymy, na nic szczególnego się nie nastawiam. Mam tylko nadzieję, że z tej historii coś w widzach zostanie, że będzie rezonowała długo po wyjściu z kina.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Bartosz Bielenia | Boże Ciało (film)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy