Anna Popek: Zawsze jest coś do zrobienia
Jak, nie epatując prywatnością, dzielić się życiowym doświadczeniem? Ta sztuka udaje się jej jako jednej z nielicznych. Anna Popek opowiada o swojej przyjaźni z górami i dlaczego w każdym wieku można być kobietą zadbaną.
Tak naprawdę Anna Popek pół roku temu skończyła 50 lat! Z wykształcenia polonistka, mama Małgorzaty i Oliwii, dziennikarka TVP od ponad 20 lat. Prowadziła wiele programów, ale najbardziej pamiętamy ją jako gospodynię "Kawy czy herbaty" i "Pytania na śniadanie". Od września 2017 prowadzi "Wielkie testy", a od sierpnia 2018 "Wstaje dzień" w TVP Info.
Przed nami "Wielki test o górach". Jak to jest między panią a górami?
- Bardzo, bardzo lubię góry. Pierwsza myśl: góry to przygoda. Najbardziej lubię górskie wędrówki i dobrze wspominam te po Bieszczadach, Beskidach, Tatrach. Narty swego czasu bardzo lubiłam, ale od kilku lat przestałam zimą tam jeździć. Jednak w tym roku chcę to zmienić i wyjechać na narty do Szczyrku, gdzie zdobywałam pierwsze narciarskie szlify jako młoda dziewczyna. Zwłaszcza że zima wróciła, a nie ma nic piękniejszego niż zjazd trasą między przykrytymi śniegiem świerkami.
Czułaby się pani na siłach odpowiadać z tego tematu
- Myślę, że o polskich górach wiem sporo, ale przed każdym testem przeglądam jeszcze internet pod kątem danego tematu. Więc i teraz tak zrobię: najwyższe szczyty, polscy wspinacze, młodopolska legenda Zakopanego...
Kiedy była pani pierwszy raz w górach?
- Zaczęłam jeździć na rajdy w Beskidy, bo były najbliżej Bytomia, gdzie wówczas mieszkałam. Organizowało je koło turystyczne działające w zakładzie pracy mojej mamy. Działali tam pasjonaci, którzy kochali podróże i zwiedzanie. Potem z przyjaciółkami jeździłyśmy na kilkudniowe wyprawy w Tatry, a w wakacje obowiązkowo wypad w Bieszczady. Miałam też epizod ze wspinaczką skałkową w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej.
Zabierała tam pani swoje dziewczynki?
- Zabierałam, ale za mało. Z perspektywy czasu widzę, że mogłam pokazać im więcej. Dziś są już dorosłe, mają swoje pasje i same chętnie wyjeżdżają w góry, ale wspólnego odkrywania świata nic nie zastąpi. Ja częściej wybierałam pracę i to duża strata, zwłaszcza dla mnie, bo to przyjemność móc odpoczywać w gronie bliskich. Zazdroszczę rodzicom dzieci w wieku nastu lat, bo tak wiele jeszcze mogą zrobić razem.
Co jest w górach najfajniejszego?
- W chodzeniu po górach cenny jest wysiłek, jaki wkłada się w to, aby wejść, i widoki, jakie są za ten wysiłek nagrodą. Tak jak w życiu, gdzie to, co dobre, wiąże się z pracą, z wysiłkiem. Nic samo nie przychodzi i w górach tę prawdę widać najlepiej. Pamiętam wieczory spędzane w schronisku w Dolinie Pięciu Stawów, gdy wracało się z jakiejś wędrówki naprawdę porządnie zmęczonym, myło się w zimnej wodzie, bo ciepłej nie było, jadło się skromną kolację, choć czasem udawało nam się załapać na wyśmienitą szarlotkę pieczoną tam na miejscu, a potem graliśmy na gitarze do nocy, rozmawialiśmy pod rozgwieżdżonym niebem i patrzyliśmy na ciemny zarys gór. Piękne wspomnienia.
Ulubione miejsca?
- Bardzo lubię Wisłę, lubię Szczyrk, schroniska w Tatrach. Bieszczady, które zawsze kojarzyć mi się będą z rajdem konnym, na który zabrałam córki. Jechałyśmy z przewodnikiem przez trzy dni, spałyśmy w kolibach, gotowaliśmy jedzenie na ognisku. Przejeżdżaliśmy przez dawno opuszczone wsie, połoniny i lasy. Na końcu poniósł mnie koń i po szalonym galopie spektakularnie zrzucił na środku świeżo skoszonej łąki. Był to jeden z najpiękniejszych wyjazdów w moim życiu.
Wydała pani książkę "Piękna 50-ka". Skąd w ogóle taki pomysł?
- Chciałam jakoś ten moment oswoić, opisać go sobie. Poza tym rzeczywiście często otrzymuję pytania o to, jak dbać o siebie. Jestem kobietą pracującą - ci, którzy mnie znają, wiedzą, że zazwyczaj jestem zajęta albo pracą w TVP, albo w radiu, albo gdzie indziej. Ale dzięki temu mogę być wiarygodna, bo nie spędzam na dbaniu o siebie zbyt wiele czasu, nie przeznaczam też na to zbyt wielu środków. W ogóle uważam, że mitem jest to, że aby być zadbanym, trzeba mieć dużo pieniędzy. Nie trzeba. Podstawą jest systematyczna dbałość o sylwetkę, włosy i skórę. W książce zebrałam porady zazwyczaj wypraktykowane przeze mnie, które pomagają dobrze żyć i zdrowo, młodo wyglądać. Myślę, że wbrew tytułowi "Piękna 50-tka" jest to książka dobra także dla młodszych kobiet, bo to, jak wyglądamy w wieku dojrzałym, zależy od naszego "prowadzenia się" wcześniej.
Jeśli ktoś książki nie przeczytał - zdradzi pani, jak się zachowuje taką rewelacyjną sylwetkę?
- W młodości borykałam się z nadwagą. Schudłam, gdy przestałam się odchudzać, a wiązało się to z odkryciem postów warzywno-owocowych w Gołubiu i diety dr Dąbrowskiej. To jeszcze nikomu nie zaszkodziło i w moim przekonaniu właśnie ten coroczny post warzywno-owocowy, który stosuję, wpływa na moją formę. Poza tym zawód niejako wymusza na mnie konieczność trzymania się w ryzach. Nie mogę sobie pozwolić na to, aby przytyć za bardzo, bo i ja bym się źle czuła, i nie wyglądałoby to dobrze na antenie, nie mówiąc już o tym, że nie mogłabym włożyć wielu ubrań i styliści telewizyjni mieliby ze mną kłopot. Ale pewien margines swobody zawsze sobie zostawiam. Nie można być niewolnikiem sylwetki i diety. Moja siostra Magdalena piecze wyśmienite torty bezowe, więc gdy do niej jadę, jem je także bez okazji, po prostu dlatego, że są pyszne. A kiedy widzę, że się zaokraglam, przestaję jeść kolacje, chodzę na dłuższe spacery z psem, rezygnuję z chleba, ćwiczę.
Ma pani własną stylistkę? A może doradzają pani córki? Siostra? Przyjaciółka?
- W pracy w telewizji, gdy pojawiamy się na antenie w miarę często, musimy mieć kogoś, kto przygotuje dla nas ubrania. W programie "Wstaje dzień" są bardzo fachowe i sympatyczne dziewczyny, które tym się zajmują. Kiedy o 5 rano wchodzę do pracy, otwieram swoją szafkę i tam powieszonych jest kilka zestawów do wyboru. Dziewczyny wiedzą, w czym jest mi dobrze, co lubię, i dobierają pod tym kątem stroje. Zazwyczaj są to polskie firmy, dostępne niemal w całym kraju, co dla mnie jest ważne, bo chcę promować polskich producentów i projektantów. W innych programach, jak np. "Wielki test", ubiera mnie inna osoba. Tutaj możemy zaszaleć ze stylizacją. Dla mnie samej ciekawe jest, jak bardzo strój zmienia człowieka i wpływa na jego wizerunek. Zawsze przed wyjściem z domu pytam córki o zdanie - one najlepiej wiedzą, co się nosi i w czym wyglądam młodo.
Korzystała pani kiedyś z dobrodziejstw medycyny estetycznej?
- Pielęgnacja to także lekkie, nieinwazyjne zabiegi medycyny estetycznej, więc skłamałabym, gdybym zaprzeczyła. Korzystam, ale nie za często i z takich zabiegów, które stymulują skórę do działania, np. kwasów, osocza bogatopłytkowego, dwutlenku węgla, czyli z tego, co daje skórze impuls do regeneracji.
Gdy przygotowuje się pani do wyjścia z domu rano, to przygotowania zajmują pani 10 minut czy raczej dwie godziny?
- Rano przed programem "Wstaje dzień" mam zazwyczaj pół godziny od momentu, gdy się obudzę, do wyjścia z domu. Wtedy zimna woda, kostki lodu pod oczy i wygodny dres to moi sprzymierzeńcy. Gdy mam wyjście popołudniowe, na które sama się muszę przygotować, to z makijażem, uczesaniem i ubraniem zajmuje mi to maksymalnie godzinę.
Wyobraża sobie pani siebie na emeryturze?
- Nie ma co wybiegać zbyt daleko w przyszłość. Życie jest takie nieprzewidywalne. Jeśli jednak nadejdzie ten moment, na pewno nie będę siedzieć w domu... Lubię ludzi i to między nimi czuję się najlepiej. A zawsze przecież jest coś do zrobienia...
Rozmawiała Katarzyna Sobkowicz.