Reklama

Anna Popek: Jak być piękną po pięćdziesiątce

W książce "Piękna 50-tka" Anna Popek wyjaśnia, że bycie piękną to nie tyle kwestia genów, ale efekt pracy nad sobą i podporządkowania się wielu wyrzeczeniom. Prezenterka telewizyjna wyjawia m.in., że raz w roku poddaje się postowi warzywno-owocowemu.

W książce "Piękna 50-tka" Anna Popek wyjaśnia, że bycie piękną to nie tyle kwestia genów, ale efekt pracy nad sobą i podporządkowania się wielu wyrzeczeniom. Prezenterka telewizyjna wyjawia m.in., że raz w roku poddaje się postowi warzywno-owocowemu.
Jaka jest tajemnica jej nieprzemijającej urody? /Gałązka /AKPA

Czy zanim przystąpiłaś do pisania książki, znajomi pytali się, co jest sekretem twojego dobrego wyglądu?

Anna Popek: - Pytano mnie o sposoby na dobry wygląd w sytuacjach telewizyjnych. Prowadziłam przecież od lat programy poranne - najpierw "Kawę czy herbatę?", potem "Pytanie na śniadanie", "Dzień dobry Polsko!", a obecnie "Wstaje dzień". Wiadomo, że zaczynając pracę o wczesnej porze, a teraz wstaje o 4:15, trudno czasem o dobrą formę. Dlatego przez lata musiałam wypracować swoje własne sposoby dbania o urodę. Pytania związane z tą kwestią padały często, a ostatnio, gdy zaczęłam podróżować dość dużo po Polsce z programem "Ukryte skarby", temat mojego stylu życia był jeszcze częściej podejmowany. Pamiętam, że gdy zaproszono naszą ekipę telewizyjną na kawę i ja nie dość, że posłodziłam kawę, to jeszcze z apetytem zabrałam się za jedzenie słodkości - nasi gospodarze zamilkli. Pomyślałam, że coś jest nie tak, że coś się stało. W końcu usłyszałam: "To pani je coś więcej niż tylko sałatę?!".

Reklama

Jakże zabawna sytuacja.

- "Zasadniczo, jem wszystko, na co mam ochotę" - odpowiedziałam. Ale musze przyznać, że raz w roku jadę do Gołubia na post warzywno-owocowy. A poza tym, mam już tak wyćwiczony organizm, że kiedy zaczyna się kłopot z nadmierną wagą, to po prostu przestaję jeść chleb, słodycze i kolacje i w ciągu tygodnia, dwóch doprowadzam się do takiej formy i figury, jakiej potrzebuję. Dodam na marginesie, że jestem dość oszczędna i gdybym musiała zmieniać garderobę, to byłoby to kosztowne, a to by mi się nie podobało (śmiech).

A kto z bliskich ci osób dołożył swoją cegiełkę do powstania książki?

- Książka dedykowana jest obu moim babciom - Małgosi i Sabince, mojej mamie i siostrze. Dorota Łosiewicz zaś, moja koleżanka z telewizji, skierowała mnie do wydawnictwa Zona Zero. Właściwie mogę ją nazwać matką chrzestną książki. Ważna była też dla mnie rozmowa z kolegą fotografem, który uświadomił mi, że dopóki będę uciekała przed pięćdziesiątką, to będę na straconej pozycji, bo od tego nie da się uciec. Że muszę ze swojego wieku zrobić atut i że ten rok, rok, w który obchodzę 50. urodziny, jest jedynym, w którym mogę napisać taką książkę.

Co twoim zdaniem decyduje o pięknie kobiety?

- Gdy chodzi o wygląd zewnętrzny, ważne są proporcje ciała, dobra cera, zadbane włosy i dłonie. Trzeba właściwie się odżywiać, nie palić papierosów, nie nadużywać alkoholu i kawy, odpowiednio się wysypiać. Ważna jest też figura, a raczej postawa. Bo nie chodzi o to, aby nosić rozmiar 36 lub 34. Chodzi mi o to, jak się nosimy, jaką mamy postawę - czy jesteśmy wyprostowane, czy mamy wciągnięty brzuch, czy poruszamy się lekko i z gracją. No i wreszcie savoir-vivre, czyli to, co i jak mówimy, jak się zachowujemy, jak odnosimy się do ludzi, czy jesteśmy uśmiechnięte i uprzejme.

Piękna kobieta powinna też wyjeżdżać na wakacje do Gołubia, odnoszę wrażenie, czytając twoją książkę.

- Niekoniecznie. Piękna kobieta czasem nie musi nigdzie wyjeżdżać, ale wszyscy wiemy, że wypoczynek, regeneracja organizmu, czy to na wczasach, czy na wycieczce, czy w sanatorium, jest niezbędna dla zdrowia. Każdy musi znaleźć najlepszą dla siebie formę odpoczynku. Może być to ogródek działkowy, może być wyjazd do spa, może być egzotyczna podróż albo spacer do lasu. Moim zdaniem ważne jest to, aby odpoczynek był na łonie natury, bo ona przywraca nam równowagę.

Ale jak jest u ciebie z tym Gołubiem?

- Od 20 lat jeżdżę do tej miejscowości na Kaszubach. Raz w roku, przez tydzień lub dwa, poddaję się tam postowi warzywno-owocowemu. Gołubie to też bardzo malownicza okolica - z lasami Kaszubskiego Parku Krajobrazowego i Jeziorem Dąbrowskim. Miejsce doskonałe do spacerów i ćwiczeń w plenerze. Trzeba się nieco zmobilizować, żeby utrzymać pewien reżim związany z dietą, ruchem i odstawieniem używek, ale przeciętny człowiek powinien dać radę.

Gołubie ma smak zakwasu buraczanego?

- O tak! W Gołubiu rano wypijamy litry zakwasu buraczanego. Ten napój dobrze wpływa na oczyszczanie organizmu, na regenerację jelit. Nawet teraz mam w lodówce zakwas, ale czasami zapominam go wypijać rano. W Gołubiu pilnują tego kelnerzy.

A co robiłaś w klasztorze benedyktynów w Tyńcu?

- Tam byłam na poście orkiszowym św. Hildegardy, połączonym z rekolekcjami. Wybrałam wariant bardziej radykalny, jeśli idzie o post i piłam tylko wywar z orkiszu, choć można też było jeść gotowane ziarno. To było bardziej umartwianie się. Przy tym dieta Dąbrowskiej to uczta Baltazara. Pamiętam, że gdy po tygodniu postu wróciłam do domu, moja mama, wiedząc, że przyjeżdżam, nasmażyła kotletów z piersi kurczaka. Stanęłam w przedpokoju z walizką w ręku, szara na twarzy, wychudzona, głodna i poczułam zapach domowego obiadu. Nie zdążyłam zdjąć kurtki, a już zjadłam kilka kawałków kurczaka (śmiech). Tydzień do siebie dochodziłam po tym poście, był dla mnie zbyt radykalny, choć sam pobyt w klasztorze i rekolekcje były wspaniałe.

Którą ze znanych kobiet podziwiasz?

- Annę Dymną za urodę i serce, Halle Berry za energię i łobuzerski uśmiech, księżnę Daisy von Pless za wiele przymiotów, które opisuję w swojej książce. Zawsze imponowała mi też Grażyna Szapołowska. Tak się złożyło w te wakacje, że spędziłyśmy trochę czasu razem, poznałam ją lepiej i jestem pełna podziwu dla jej osobowości. Grażyna zapytana kiedyś o to, co jest sekretem elegancji, odparła dowcipnie: "Płaski brzuch". Poza tym, Grażyna to nie tylko piękna kobieta. Właśnie wystawiła "Halkę" w Operze Wrocławskiej.

A twoją pierwszą nauczycielką stylu była chyba mama?

- Tak, mama Teresa zawsze była kobietą elegancką, z wyczuciem smaku. Potrafiła też zadbać o siebie, umiała bowiem szyć. Była także dobrym fotografem. Robiąc mi zdjęcia, uczyła mnie jednocześnie, jak pozować. Miałam więc trening od dziecka. Ale też, podobnie jak ojciec, dawała mi wielką akceptację i miłość. To jest podstawą tego, by czuć się piękną i szczęśliwą przez resztę życia.

Rozmawiał Andrzej Grabarczuk (PAP Life)

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Anna Popek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy