Anita Werner: Nie mam się czego wstydzić
Najwyższej klasy profesjonalistka, zawsze znakomicie przygotowana, spokojna i cierpliwa. Anita Werner prowadzi "Fakty", rozmawia z politykami w "Faktach po Faktach". Praca to jej drugi dom. Nie zapomina też o czasie wolnym i hobby, z których największe to dalekie podróże.
Jest pani nominowana do tegorocznej Telekamery w kategorii "prezenter informacji". Zaszczyt to, czy obawa - a nuż wygram i trzeba będzie wyjść na scenę, wygłosić stosowne przemówienie?
- Ewentualna wygrana i scena kuszą, choć z doświadczenia wiem, że tętno wtedy rośnie, zasycha w ustach i nie pamięta się tego, co ma się do powiedzenia. A przecież jest tyle osób, którym chciałoby się podziękować. Przede wszystkim za nominację, sama w sobie jest dla mnie wielkim zaszczytem i wyrazem uznania dla drużyny "Faktów", która od rana do wieczora daje z siebie 100 procent normy, by zrobić jak najlepszy program. Moja nominacja dowodzi, że nam się udaje.
A jeśli jednak Telekamera trafi w pani ręce, to...
- ...radość będzie ogromna. Tym większa, że byłaby już druga. Pierwszą zdobyłam w 2010 roku, wciąż zajmuje ważne miejsce na mojej półce z nagrodami. Skoro minęło siedem lat od tamtego wyróżnienia, a moje nazwisko znów jest wśród nominowanych, to znaczy, że warto nieustająco dawać z siebie wszystko. W TVN24 jestem już 15 lat. Nabierałam pewności siebie, z telewizyjnego "żółtodzioba" przeistoczyłam się w doświadczonego dziennikarza. A tak po ludzku, jestem po prostu starsza i mądrzejsza. Dla kobiety wiek, w którym jestem, czyli 30-40 lat, to czas pełnej samoświadomości, dojrzałości, chyba najbardziej optymalny w sensie wydajności tak zawodowej, jak i życiowej.
Ludzie myślą, że praca prezenterki jest łatwa i przyjemna. Wystarczy dobrze wyglądać i wyraźnie mówić.
- Czasem nawet ktoś ze znajomych się dziwi: - Masz program o 19.00, po co idziesz tam na 8.00? Tymczasem tak właśnie to wygląda. Na wieczorne "Fakty" pracujemy od bladego świtu. Trzeba odpowiednio wcześniej o wszystkim zdecydować, przydzielić tematy reporterom. Potem i tak w ciągu dnia rzeczywistość może się zmienić, więc jesteśmy na nieustannym "stand by’u". Trochę się też wewnętrznie buntuję, kiedy słyszę określenie "prezenter" w stosunku do dziennikarzy pracujących w newsach. To słowo kojarzy się z prezentowaniem, a przecież my nie przychodzimy na gotowe i nie odczytujemy cudzych tekstów z promptera. W "Faktach" jesteśmy współautorami programu, wspólnie go budujemy, podejmujemy merytoryczne decyzje, a potem sami przygotowujemy to, co o godz. 19.00 chcemy powiedzieć widzom, zapowiadając każdy kolejny temat.
Dziennikarstwo to zawód z misją?
- Na pewno wymaga odpowiedzialności, także dyspozycyjności - zwłaszcza w kontekście dziennikarstwa newsowego. Kiedy nagle coś ważnego się dzieje i pada hasło "wszystkie ręce na pokład!", przerywasz to, co robisz i stawiasz się w trybie pilnym. Jesteśmy trochę jak lekarze na ostrym dyżurze: musimy być w pogotowiu. Jesteśmy przecież od informowania, nasi widzowie tego od nas oczekują. Dlatego to zawód dla pasjonatów, ale tylko tacy są wśród nas.
A mogła pani mieć święty spokój i zostać np. modelką. Niewykluczone, że z pani warunkami byłaby to dziś mocna konkurencja dla Anji Rubik.
- Tego nie wiem (śmiech), ale owszem, kiedy dorastałam, próbowałam sił w modelingu i wielu innych dziedzinach. Patrząc wstecz, biorąc pod uwagę mnogość moich form aktywności, myślę, że mogłabym też być: kierowcą rajdowym, piosenkarką, aktorką, prowadzić warsztat samochodowy z tatą, zająć się sportem albo być tłumaczem czy podróżnikiem. Miałam tyle pomysłów, że trudno było mi się zdecydować.
Stanęło na kulturoznawstwie.
- Ze specjalnością filmoznawstwo, które ukończyłam na Uniwersytecie Łódzkim. Wybór kierunku studiów dokonał się niejako na fali "Słodko gorzkiego", w którym zagrałam mając 18 lat. Moją wyobraźnią zawładnął nagle film - niekoniecznie jako miejsce do sprawdzania swoich sił w aktorstwie, ale szerzej, w wymiarze ogólnie pojętej kultury i sztuki. Poczułam, że może to być dobra baza do bliżej jeszcze niesprecyzowanych działań.
Przypadek sprawił, że trafiła pani do telewizji, ale filmowe przygody dawały o sobie znać. Bywało, że na jednym kanale, odziana w elegancki garnitur, uprawiała pani poważną publicystykę, na drugim zaś, w tym samym czasie, można było panią oglądać w kostiumie kąpielowym jako uczestniczkę konkursu piękności, Żyrafę, którą wcześniej zagrała pani w serialu "Zostać miss".
- Od tego się nie ucieknie, każdy ma swoją przeszłość. Nawet prezydent USA Ronald Reagan biegał w kapeluszu kowbojskim, kiedy był aktorem. Albo Filip Łobodziński. Dziś szanowany dziennikarz, a wielu ma go w pamięci jako Dudusia z "Podróży za jeden uśmiech", nie mówiąc o braciach Kaczyńskich, którzy kiedyś "ukradli Księżyc" w adaptacji powieści Kornela Makuszyńskiego i nie przeszkodziło im to w karierze politycznej. Nie mam się czego wstydzić, co więcej, z przyjemnością wracam do tych filmów.
9 sierpnia 2001 roku wystartowała telewizja informacyjna TVN24. Tego samego dnia zadebiutowała w niej pani - co ciekawe, myśląc przy tym, że to tylko próba!
- Był to jeden z wielu dni, kiedy trenowaliśmy "robienie telewizji". Przez wiele miesięcy przychodziliśmy dzień w dzień do pracy, wykonując po kolei wszystko tak, jakby już trwała emisja. Nie było to żadną tajemnicą. Wiedzieliśmy o tym i my, i nasi rozmówcy, których prosiliśmy na przykład o komentarz w sejmie. Przygotowywaliśmy normalny, codzienny serwis, redagowaliśmy informacje, występowaliśmy przed kamerami. Tyle tylko, że szło to do szuflady. Chodziło o nieustanne testowanie ludzi, sprzętu, transmisji. Wszystko było nowością, nie mieliśmy przedtem w Polsce całodobowej telewizji informacyjnej. Byliśmy pionierami, przecieraliśmy ścieżki i chcieliśmy wypaść jak najlepiej. W dzień startu siedziałam normalnie w studiu, przed kamerą, słyszałam odliczanie do początku serwisu informacyjnego o 12.00, który miałam prowadzić. Nagle ktoś mówi: - Jesteśmy na antenie! Tak zostałam pierwszą prowadzącą serwis informacyjny TVN24. To był historyczny moment. Jestem z niego dumna.
Od lat prowadzi pani główne wydanie "Faktów" w TVN oraz wiele innych programów tej stacji. Była pani też reporterem...
- Zaczynałam od pracy reportera. Po latach przypomniałam sobie, jak to jest, kiedy realizowałam swój autorski cykl "Dama Pik". Niedawno znowu popracowałam w terenie, współtworząc dla TVN Style dokument "Miss więzienia". Fajnie jest czasem wyrwać się z telewizyjnego studia, poczuć coś na własnej skórze, zobaczyć na własne oczy. To zawsze jest przygoda i inspiracja, ale też niezwykle cenne doświadczenie. Mam nadzieję, że wiele jeszcze reporterskich wyzwań przede mną.
Od kilkunastu lat jest pani twarzą TVN-u, marką, cenioną za dystyngowany umiar i takt. Pani styl bywa też określany mianem "chłodnego profesjonalizmu", ale mało kto wie, że pod chłodem kryje się dusza wrażliwca - podobno w zaciszu domowym pisze pani wiersze?
- Pisałam je, jak byłam dzieckiem. Potem, kiedy stałam się nastolatką, zamieniły się w teksty piosenek - na użytek mojego zespołu muzycznego, z którym o mało nie wydaliśmy płyty. Teraz też pisuję, choć rzadko. Pisanie pomaga czasem zebrać myśli, uporządkować je, oswoić trudne tematy.
Wraca pani do rodzinnej Łodzi?
- Teraz już tylko na grób mamy. Mam sentyment do tego miasta, bo tam się urodziłam, ale teraz to Warszawa jest moim domem. Tutaj mam bliskie mi osoby, tutaj mieszkam, tutaj wracam ze swoich podróży.
Jakie są pani plany na przyszłość w życiu prywatnym i zawodowym?
- Nie mam w zwyczaju robić żadnych planów na Nowy Rok, ale oczywiście mam swoje życzenia, więc... Życzę Państwu i sobie zdrowia, miłości oraz spokoju na Nowy Rok! Oby każdy dzień przynosił same dobre informacje.
Rozmawiała Jolanta Majewska-Machaj
Anita Werner przyszła na świat 28 marca 1978 roku w Łodzi. Absolwentka filmoznawstwa. Zanim została dziennikarką, zagrała m.in. w filmie "Słodko gorzki" Władysława Pasikowskiego i w serialu "Zostać miss". Karierę w mediach rozpoczęła od Wizji Sport. Z TVN24 związana od początku istnienia stacji (2001). Od 2004 roku także w ekipie "Faktów" TVN. W 2016 roku nakręciła dokument "Miss więzienia". Lubi szybkie auta i dalekie podróże. Jest wnuczką profesora Jerzego Wernera.
***Zobacz materiały o podobnej tematyce***