Po 15 latach na ekrany kin powraca uwielbiana przez Polaków seria. W "U Pana Boga w Królowym Moście" w roli głównej występuje Aleksandra Grabowska, która wciela się w postać młodej archeolożki przybywającej do tytułowego Królowego Mostu. Partnerują jej aktorzy z poprzednich części. Grabowska w rozmowie z Interią opowiedziała m.in. o kulisach powstawania filmu, graniu komedii oraz wymarzonej roli.
Najnowsza część niekwestionowanie ważnej dla Polaków filmowej serii powraca! "U Pana Boga w Królowym Moście" debiutuje 15 lat po premierze "U Pana Boga za miedzą". Film w reżyserii Bromskiego można już oglądać na ekranach kin.
Młoda archeolożka z Warszawy (w tej roli Aleksandra Grabowska) przybywa do Królowego Mostu, by przeprowadzić badania w lochach miejscowego kościoła. Ksiądz (powracający Krzysztof Dzierma) za plecami biskupa umożliwia jej pracę w nieodkrytych dotąd podziemiach budowli. Dziewczyna znajduje historyczny dokument, według którego Królowy Most powinien być niepodległym państwem. Rozpoczyna się pełna zabawnych nieoczekiwanych sytuacji i zwrotów akcji walka o odłączenie miasta od Polski i stworzenie go od zera jako samodzielnego kraju.
Oprócz wspomnianych aktorów na ekranie pojawiają się m.in. Andrzej Zaborski, Karol Dziuba, Wojciech Solarz oraz Emilian Kamiński, dla którego była to jedna z ostatnich ról. Zdjęcia do filmu ruszyły wraz z końcem sierpnia 2022 roku, aktor zmarł w grudniu 2022. W "U Pana Boga w Królowym Moście" powraca jako Jerzy Bocian. To także jeden z ostatnich filmów w karierze operatora, Arkadiusza Tomiaka, który zmarł w tragicznych okolicznościach w czerwcu tego roku.
Film miał zadebiutować w polskich kinach dużo wcześniej. Jacek Bromski przed projekcją filmu na festiwalu BNP Paribas Dwa Brzegi w Kazimierzu Dolnym i Janowcu nad Wisłą zwrócił się do publiczności, mówiąc: "Niestety cenzura telewizyjna jeszcze przed wyborami wstrzymała, nie przyjęła filmu, nie przyjęła obrazu, trzeba było poczekać, aż będzie to możliwe".
Następnie planowano wypuścić film w czerwcu tego roku, lecz twórcy zorientowali się, że rozpoczynają się Mistrzostwa Europy w piłce nożnej, a następnie Igrzyska Olimpijskie. Z tego powodu premierę ostatecznie wyznaczono na 25 października. Oprócz filmu powstał 12-odcinkowy serial, który w telewizji ma ukazać się wiosną przyszłego roku.
W roli głównej "U Pana Boga w Królowym Moście" wystąpiła Aleksandra Grabowska. Młodą aktorkę do tej pory mogliśmy podziwiać w serialach ("Bracia", "Na dobre i na złe", "Infamia", "Forst") i filmach ("Uwierz w Mikołaja", "Rozwodnicy"). Wkrótce na platformie Prime Video zadebiutuje nowa serialowa produkcja z jej udziałem o tytule "Gąska". Grabowska w rozmowie z Interią opowiedziała o kulisach powstawania "U Pana Boga w Królowym Moście" i nie tylko.
Justyna Miś, Interia: Premiera filmu "U Pana Boga w Królowym Moście" miała odbyć się dużo wcześniej, więc zgaduję, że wkraczając na plan byłaś w nieco innym momencie kariery aktorskiej, prawda? Po drodze przyszły kolejne projekty, choćby dla Netfliksa.
Aleksandra Grabowska: - Zaczynając pracę na planie, byłam już po zdjęciach do "Infamii" i tuż przed rozpoczęciem "Forsta" jednak wszystko tak się złożyło, że "U Pana Boga..." będziemy mogli zobaczyć w kinach dopiero teraz. Premiera, tak jak wspomniałaś, przesuwała się z różnych przyczyn. Film kręciliśmy dwa lata temu, więc w czasie bardzo intensywnej pracy dla mnie. Wcześniej prawie rok czekaliśmy na rozpoczęcie zdjęć, nie wiedząc czy cały projekt dojdzie do skutku. Właściwie “U Pana Boga…” jest ze mną od ponad trzech i pół roku.
Jestem ciekawa, jakie były twoje pierwsze odczucia, gdy dowiedziałaś się, że zagrasz w tak ważnej serii filmowej dla polskich widzów, która właściwie zyskała już status kultowej?
- Bardzo się ucieszyłam. Od premiery mija piętnaście lat. Ostatnią część pamiętałam z kin. Filmy były w mojej świadomości, bo są absolutnie kultowe, ale nie znałam Podlasia, razem z propozycją weszłam w ten świat i on mnie zachwycił, pochłonął. Zdjęć na Podlasiu mieliśmy bardzo dużo. Niewiele rzeczy kręciliśmy tak naprawdę w Warszawie. Weszłam w niego tak jak Marta. Dla mnie to wszystko też było zupełnie nowe.
Twoja bohaterka Marta jest archeolożką. Czy to postać ci bliska, czy zupełnie daleka?
- Nigdy takiej roli nie grałam i takich propozycji właściwie nie dostawałam. Bardzo mi się podobała ta jej rzeczowość i konkretność. Dziarskość, która mnie ujęła i śmieszyła. Ja znam też cały scenariusz serialu, więc mam trochę "nadwiedzy" w porównaniu do filmu. Tak jak wspomniałam, wchodziłam razem z nią w świat tego filmu, więc trochę prowadziłyśmy siebie nawzajem.
Jeśli chodzi o fabułę filmu, to mam wrażenie, że Marta jest taką postacią, która wprowadza pozostałych bohaterów, na przykład postać księdza, we współczesny świat – pozwala im poznać, jakie jest to młode pokolenie.
- Oni mnie wprowadzali tak naprawdę w cały ten świat i byli cudowni. Odpowiadając na pytanie, myślę, że to stały zabieg w filmach Jacka [Bromskiego – przyp. red.]. Wprowadzenie osoby z zewnątrz. Tutaj ta osoba niesie ze sobą inny światopogląd. Przynosi chyba najbardziej radykalnie nową perspektywę.
Tak to odczułam jako widz, że to jest właśnie taka podróż poznawania siebie nawzajem. W tym filmie jest na przykład wątek religii. Twoja bohaterka ściera się z księdzem, ale nie jest to na zasadzie jakichś kłótni, czy ostrej wymiany przekonań, tylko na zasadzie: porozmawiajmy. Każdy ma swoje przekonania i może ksiądz trochę próbuje namówić Martę na swoje, ale to jest i tak, w fajnej atmosferze.
- Oczywiście wiele się zmieniło od czasu, gdy go kręciliśmy i w jakich innych okolicznościach on się teraz pojawia w kinach. Wydaje mi się, że on, nie wiem, czy Jacek to potwierdzi, powstawał z marzenia, o tym, żeby można było tak rozmawiać. Ponad podziałami, ponad tym wszystkim, w czym się nie zgadzamy. To mnie bardzo w tym scenariuszu ujęło, że w spolaryzowanym świecie istnieje próba stworzenia czegoś lepszego, opartego na wzajemnym szacunku i tolerancji.
A jak się czułaś w roli komediowej? Jak wyglądał proces kreowania tej postaci od strony komediowej?
- Bardzo się starałam nie myśleć o tym, że to powinno być komediowe. Wiem też z doświadczenia, że nie ma nic gorszego, niż gdy pomyślę, że coś powinno być śmieszne. Na platformę Prime Video 29 listopada trafi serial "Gąska" z moim udziałem. To jest czysto komediowy format, w którym bardzo dbaliśmy, by nie grać efektu komediowego. To mnie bardzo wiele nauczyło. Granie komedii oczywiście wymaga pewnej szczególnej uważności, ucha i świadomości, ale myślę ważne jest, żeby traktować ją jak najbardziej poważnie i serio. To może nie być oczywiste, ale uważam, że komedia jest jednym z najtrudniejszych gatunków, a łatwo ją zlekceważyć.
- Zwróciłam uwagę na jedną rzecz, przygotowując się do "U Pana Boga w Królowym Moście". Język w filmie ma specyficzny rytm. Bardzo dobrze to zadziałało. Nie ukrywam, że mam czasami skłonność do tego, żeby coś zmieniać i uważam, że tekst, scenariusz jest żywą materią. Że można go czasami sobie podporządkowywać, a tutaj ja rzeczywiście bardzo przywiązywałam do tego wagę, żeby dokładnie mówić tak, jak to zostało napisane. Żeby zaufać literom, pomimo że jak pierwszy raz czytałam scenariusz, to włosy mi stanęły dęba, bo ten język nie był dla mnie organiczny. Potem zaczęłam mówić w ten sposób i zrozumiałam. Przez to czasem na ekranie sama siebie zaskakuję. Uważam, że m.in. właśnie uważność na zapis pomogła mi wyciągnąć komediowość.
Twoja bohaterka ma sporo scen z postacią graną przez Karola Dziubę. Ci bohaterowie dopiero się poznają. Czy ty prywatnie znałaś się wcześniej z Karolem?
- My się znaliśmy z Karolem troszeczkę przez Teatr, znałam jego żonę, czyli Milenę Suszyńską, więc kiedy spotkaliśmy się na castingu, mieliśmy wspólne tematy, znajomych, przyjaciół. Zresztą to była dość śmieszna historia. Ja zawsze bardzo dokładnie uczę się tekstu i muszę bardzo dobrze go umieć, żeby swobodnie się poruszać w ramach sceny. Casting do "U Pana Boga…" był o 10, a okazało się o godzinie 8:30, że nastąpiła pomyłka. Dostałam złe sceny złej postaci. Okazało się, że ta właściwa to była ogromna scena na trzy strony. Oczywiście dostałam ataku paniki. W rozpaczy nauczyłam się jej, ile mogłam. Zagrałam tę scenę, czytając ją w połowie z kartki w poczuciu absolutnej porażki i uciekłam. Pan Jacek wyszedł za mną, a ja zaczęłam go przepraszać. Mówiłam, że to się nigdy wcześniej nie zdarzyło, że ja się uczę tekstu na casting, że jest mi strasznie wstyd.
- Powiedział, że jeden z aktorów nie dojechał na zdjęcia próbne z powodów osobistych i zaproponował spotkanie innego dnia. Okazało się, że tym jednym, jedynym aktorem był Karol Dziuba. Spotkaliśmy się trzy dni później jako dwóch takich niedobitków. Ja, która nie umiała tekstu i Karol, który nie dojechał. Trochę się denerwowaliśmy, wymyślaliśmy teksty, ale bardzo dobrze się nam grało. Wyszliśmy stamtąd i powiedzieliśmy, że albo to było bardzo dobre, albo bardzo złe. Okazało się parę godzin później, że jesteśmy oboje zaproszeni do tego projektu.
Wracając jeszcze do serialu, o którym wspomniałaś na początku naszej rozmowy. Czy zdradzisz, jakich wątków możemy się spodziewać?
- Historia jest podobna, tylko rozbudowana. Jest więcej wątków. Pojawia się Andrzej Seweryn, który przyjeżdża do Królowego Mostu jako potomek Butrymowiczów. Jest wątek przyjaciółki Marty, która próbuje ją ściągnąć do domu. Przyjeżdża do niej na Podlasie, by zrozumieć, co się właściwie wydarzyło, i dlaczego utknęła. Tą postać gra Paula Stępczyńska i to też była super praca, której widzowie nie zobaczą w filmie, ale będzie w serialu. Jesteśmy cały czas w Królowym Moście, a ona jest takim śmiesznym otwarciem na świat zewnętrzny, który gdzieś istnieje. Jest obiektywną osobą, która się przygląda tej historii. Jest trochę więcej o tym, jak trudno jest stworzyć wspaniałe nowe państwo i lepszy świat. Marta jest prezenterką telewizyjną, co w filmie pada, ale jest tylko rzucone na poziomie tekstu.
Tak teraz myślę, że faktycznie grając z myślą, że opowiada się o stworzeniu niepodległego państwa dosłownie ze zwykłego miasta, to faktycznie musi być bardzo abstrakcyjne i chyba trudno by mi było się powstrzymać od śmiechu z tej całej tej sytuacji.
- Myślę, że to jest tym śmieszniejsze, im bardziej śmiertelnie poważnie potraktowane. Ja na przykład na scenie interwencji księdza i komendanta, którzy bronią swoich granic, popłakałam się ze śmiechu i ze wzruszenia. Siła polega na tym, że oni są tam absolutnie serio, naprawdę bronią granicy swojego niepodległego państwa. Bez żadnego puszczania oka.
Czy ty prywatnie lubisz takie filmowe serie? Masz może ulubioną?
- "Bridget Jones"
Akurat będzie nowa część niedługo.
- Tak. Uważam, że jest jedną z najbardziej udanych serii. Nie traci tego czegoś. Uważam, że ryzykiem serii filmowych jest to, że czasami tracą coś, co miała pierwsza część. Kiedy zarabianie pieniędzy na marce staje istotniejsze niż historia, którą się ma do opowiedzenia, to zaczyna się dziać źle. Myślę, że filmy powinny powstawać z potrzeby opowieści. Czasami opowieści wystarcza na dłużej, ale niestety wydaje mi się, że część tych kontynuacji jest ze szkodą dla tytułu. Rozumiem, dlaczego pan Jacek tyle lat czekał. Wiem, że ten scenariusz napisał z potrzeby opowiedzenia o Polsce, o świecie, o zmianach i dopiero nakręcił kolejny film, kiedy miał historię. Możliwe, że następnego nie będzie, co bardzo mnie smuci.
Na koniec – jakiej roli ci życzyć?
- Kostiumowej. Jest to absolutnie moje marzenie. Jestem kostiumografką i scenografką z wykształcenia. Dużą wagę przywiązuję do kostiumu. Produkcja historyczna to moje wielkie marzenie. Mam pecha, bo jak już jakie propozycje się pojawiały, to zawsze coś nie dochodziło do skutku. Też cała moja literatura nastoletnia we mnie to umocniła, więc tego proszę mi życzyć.
Czytaj więcej: Aleksandra Piotrowska o "Niepewność. Zakochany Mickiewicz". "Pierwsze miłości, przyjaźnie, zawody miłosne"