Agnieszka Smoczyńska: Po to robię filmy, by mówić własnym głosem

Agnieszka Smoczyńska na festiwalu w Cannes /Laurent KOFFEL/Gamma-Rapho /Getty Images

"Obejrzałam Letitie Wright w 'Czarnej Panterze' i 'Black Mirror' i szybko zobaczyłam, że pasuje do postaci. Ona natomiast znała historie sióstr Gibbons z filmu dokumentalnego o ich dramatycznych przeżyciach. Dla Letiti najważniejsze było to, jak ja chcę opowiedzieć tę historię i jak chce podejść do bohaterek" - mówi Agnieszka Smoczyńska o swoim filmie "Silent Twins", który wygrał tegoroczny festiwal w Gdyni i zdobył Złote Lwy. W piątek produkcja trafi na ekrany polskich kin.

Agnieszka Smoczyńska jest jedną z najciekawszych europejskich reżyserek młodego pokolenia. W 2015 roku zaskoczyła świat kina odważnie eklektycznymi gatunkowo "Córkami dancingu". Historia syren, które wychodzą z Wisły i przemierzają nocną Warszawę lat 80. to zdumiewająca hybryda musicalu, kina psychologicznego i horroru. Film zdobył nagrodę za najlepszy debiut na FPFF w Gdyni oraz Orła w kategorii odkrycie roku, a także kilkadziesiąt wyróżnień na świecie, m.in. w Porto, Sofii, Montrealu, Wilnie i na Festiwalu Filmowym w Sundance, gdzie film otrzymał Nagrodę Specjalną za "unikalną wizję i design". Zjawiskowy debiut Smoczyńskiej pod angielskim tytułem "The Lure" pojawił się też na płycie w prestiżowej serii Criterion Collection, która w ekskluzywnej formie wydaje największe arcydzieła światowego kina.

Reklama

Drugi film fabularny Smoczyńskiej pt. "Fuga" miał premierę w Cannes w ramach prestiżowej sekcji Critics’ Week. Film również został nagrodzony na festiwalu w Gdyni (najlepszy debiut albo drugi film oraz za zdjęcia dla Jakuba Kijowskiego) oraz zdobył Orła za scenariusz Gabrieli Muskały. Agnieszka Smoczyńska wyreżyserowała również kilka odcinków takich seriali Netflixa, jak "1983""Warrior Nun".

"Silent Twins" jest anglojęzycznym, fabularnym debiutem polskiej reżyserki. Tytuł miał swoją premierę w tym roku sekcji Un Certain Regard na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes, a teraz na międzynarodowym rynku dystrybuuje go Focus Features. Obraz triumfował podczas zakończonego we wrześniu Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, zdobywając Złote Lwy w Konkursie Głównym.

Łukasz Adamski: "Córki dancingu" i "Fuga" są filmami o kobietach outsiderkach, wyrzucanych poza system. "Silent Twins" opowiada o siostrach, które również odcinają się od zewnętrznego świata, ale ostatecznie są przez niego i tak skrzywdzone. Czy to właśnie przyciągnęło cię do scenariusza Andrei Siegel?

Agnieszka Smoczyńska: - Ten motyw jest oczywiście dla mnie bardzo ważny, ale decydujące było zakończenie ich historii, czyli to, do czego się wzajemnie doprowadziły. Byłam dogłębnie poruszona historią June i Jennifer Gibbons, które z jednej strony się kochały, ale z drugiej równie mocno się nienawidziły. Były przy tym inteligentne, uzdolnione artystycznie, wrażliwe, co pozwoliło im stworzyć zupełnie odrębny, wyjątkowy, ale też mroczny świat. On był zarówno pułapką, ale też próbą ich komunikacji ze światem zewnętrznym. To jest film o uwolnieniu od świata, ale też o ucieczce od samych siebie.

Scenariusz dostałaś w trakcie pracy nad "Fugą", ale już po sukcesie w USA "Córek dancingu" [angielski tytuł to "The Lure" - red.]. Czy to właśnie ten gatunkowo eklektyczny film o kobiecej sile spowodował, że zaproponowano ci scenariusz "Silent Twins"?

- Andrea obejrzała "The Lure" rok po premierze na festiwalu Sundance. Tej samej nocy odnalazła mnie w mediach społecznościowych i do mnie napisała. "The Lure" na tyle mocno się jej podobał, że zaproponowała mi swój scenariusz. Od lat pracowała nad opowieścią o siostrach Gibbons i szukała odpowiedniej osoby do jej wyreżyserowania. Szukała nie tylko reżysera, ale też konkretnej wrażliwości, która przeniesie szalenie istotny dla niej tekst na ekran. Znalazła ją właśnie w moim debiutanckim filmie.

Nie miałaś obaw, jak sprawdzi się spojrzenie reżyserki z Europy Wschodniej na świat imigrantów z Barbadosu w Walii lat 80. XX wieku? Wielka Brytania tego okresu miała swoją odrębną specyfikę.

- Nie zastanawiałam się wówczas nad tym. Nie było to dla mnie najważniejsze, bo przede wszystkim chciałam wykreować filmowy świat bez względu na moją znajomość społecznego tła i problemów tego zakątka świata. Kreując taki świat, odwołuję się do swoich własnych doświadczeń, przeżyć i pamięci emocjonalnej. Walia lat 80. w pewnym sensie przypominała Polskę. Kiedy pojechaliśmy ze scenografką Jagną Dobesz i operatorem Kubą Kijowskim na dokumentację ze zdumieniem zobaczyliśmy, ile Walia ma wspólnych elementów z Polską. Dlatego też potem większość zdjęć miała miejsce tutaj, choć nie widać na ekranie, że Polska gra Walię. Dla mnie ważne jest jednak to, że mogłam swoje doświadczenie nałożyć na historię sióstr Gibbons. Ja bardzo lubię budować odrębne światy i ich historia dała mi szansę takiej kreacji. Kreacji świata od początku do końca.

"The Lure" był od początku do końca twoim światem, ale już napisana przez Gabrielę Muskałę "Fuga" czy teraz "Silent Twins" to wejście w bardzo skomplikowany umysł mocno pogruchotanych kobiet. Weszłaś więc w ich perspektywę i musiałaś się w niej odnaleźć.

- To było wyzwanie, bo jestem w tej historii osobą z zewnątrz. Nie znam takiego świata z autopsji, ale to też czyniło go tak ciekawym. Nie bałam się tego, czy będę potrafiła wewnętrzne uniwersum sióstr Gibbons pokazać. Bałam się raczej tego, czy będę w stanie pokazać świat zewnętrzny, czyli Walię lat 80. My wcale nie mieliśmy kręcić tego filmu w całości w Polsce. Dopadła nas pandemia i okazało się, że nie mamy pieniędzy i możliwości nakręcić tego filmu w Wielkiej Brytanii. Nagle byliśmy zmuszeni plenery kręcić w Polsce i zrobić to tak, by widz brytyjski tego nie zauważył.

Zdjęcia próbne kręciłaś przez Zooma. To już odjazd zupełny.

- Mieliśmy wówczas obsadzoną tylko Letitię Wright, Tamarę Lawrence oraz Michaela Smileya. Resztę obsady musiałam skompletować przez Zooma, co jednak miało paradoksalnie swoje dobre strony. Najważniejsza w takim filmie jest energia i intymność między aktorami, którą właśnie dzięki temu, że nie byłam z nimi w pokoju, mogłam ocenić z dystansu. Bardzo pomogła mi reżyserka obsady Kharmel Cochrane, która dbała by ten proces przeszedł sprawnie.

W jaki sposób w projekcie się pojawiła Letitia Wright? Trudno było zaangażować do filmu jedną z gwiazd uniwersum Avengers z "Czarnej Pantery"?

- Producentom bardzo zależało, by już na wczesnym etapie pracy nad projektem zaangażować gwiazdę światowego formatu, która będzie firmować produkcję od jej samego początku. To częsta praktyka szczególnie w Hollywood. Obejrzałam Letitie w "Czarnej Panterze" i "Black Mirror" i szybko zobaczyłam, że pasuje do postaci. Ona natomiast znała historie sióstr Gibbons z filmu dokumentalnego o ich dramatycznych przeżyciach. Dla Letiti najważniejsze było to, jak ja chcę opowiedzieć tą historię i jak chce podejść do bohaterek.

Zależało jej na ogólnym kobiecym spojrzeniu czy na twojej artystycznej wrażliwości?

- Zrobiłam dla niej prezentację mojej wizji bohaterek, która była zbieżna z jej percepcją tej historii. Obie chciałyśmy zrozumieć dziewczyny. Nie oceniać ich zachowania, ale właśnie spróbować je zrozumieć i spojrzeć na świat ich oczami. Ja nie nazywam ich nienormalnymi czy dziwnymi. Brytyjskie media i dokumenty przedstawiały je w negatywnym świetle jako osoby głęboko zaburzone. Powstała na ich temat przecież opera, którą one zresztą pojechały oglądać ze strażnikami z zakładu psychiatrycznego, gdzie były przetrzymywane. Reportaż Wallace Marjorie z 1986 roku (na jego podstawie powstał scenariusz) również im wbrew pozorom nie pomógł. Po filmie BBC "Without My Shadow" June w ogóle się wycofała z życia publicznego, zarzucając przy tym dokumentowi przeinaczenia i zranienie jej rodziny. My chcieliśmy inaczej podejść do tematu, poprzez oddanie głosu siostrom.

Mnie najbardziej poruszyły sceny z June i Jennifer w ich dzieciństwie. Ba, najbardziej niepokojące spojrzenia bliźniaczek odbijają się w oczach, grających je w pierwszej części dzieci, Leah Mondesir-Simmonds i Evy-Arianny Baxter. Nie jest łatwo chyba pracować z dziećmi w tak emocjonalnych scenach.

- Nie było to łatwe, bo w Anglii zupełnie inaczej się pracuje z dziećmi. Musiałam podpisać specjalny dokument, w którym zagwarantowałam, że nie będę wchodzić z niepełnoletnim aktorem w głębszą relację - nie mogłam mu się zwierzać i wypytywać o sprawy osobiste. Nie wolno też dawać dziecięcym aktorom prezentów i nie wolno przebywać z nimi samemu w pokoju. To są potrzebne ograniczenia, bo eliminują ryzyko wykorzystywania emocjonalnego dziecka przez reżysera. Leah poznałam przed lockdownem, ale Eva została znaleziona później. Poznawałam je przez Zooma, co też miało wpływ na naszą pracę. Wszystkie bariery (językowe, kulturowe) były pokonywane na odległość. A jednak, gdy przyjechały do Polski zbudowaliśmy zaufanie. Dziewczynki w wielu scenach prosiły, bym mówiła im z offu, co ich postacie akurat myślą i czują. Zagrały to znakomicie. Udało się wyciągnąć z nich emocje, dzięki konsekwentnej pracy, ale też zbudowanemu zaufaniu. Ważne, by zachować balans i robić wszystko, by nie zranić dzieci. Pójście o jeden mały krok za daleko mogłoby zrujnować te niezbędne emocje, które potem dziewczynki tak fantastycznie zostawiły w filmie.

Ważną częścią "Silent Twins" jest animacja, za pomocą której pokazujesz wyobraźnie sióstr. Bardzo specyficzna animacja. Inna niż te, do których przyzwyczaiło nas mainstreamowe kino amerykańskie.

- Autorką animacji jest niezwykła Basia Rupik. W reportażu Marjorie były fragmenty teksów i książek pisanych przez bliźniczki. W scenariuszu znalazły się natomiast fragmenty opowiadań June oraz elementy z ich pamiętników. Nie chodzi tylko o fragmenty z wydanej swoim nakładem "Pepsi Cola Addict", ale fantastyczne elementy z ich wcześniejszych opowiadań, które otworzyły mi przestrzeń do wejścia w ich wyobraźnie. To są niesamowite historie, które można oddzielnie zaadaptować na film. Swoją drogą spotkałam w Nowym Jorku reżysera, który chce zaadaptować "Pepsi Cola Addict".

- Zastanawiałam się, jak najlepiej wyrazić przeżycia bliźniaczek i jednocześnie odejść od tego jak została już zobrazowana wspomniana powyżej książka. Wtedy wpadłam na pomysł animacji, co też pomogło budżetowi filmu, kręconego w czasie lockdownów i pandemii. Początkowo chciałam wykorzystać zwykłą animację rysunkową. Jennifer sporo rysowała, więc wydało mi się to naturalne. Wyobraźnia Jennifer była mroczna, ale też bardzo wizualna i obrazowa. Dziewczyny bawiły się lalkami, więc uznałam, że lalkowa animacja będzie odpowiednia. Chciałam nawet wykorzystać do tego lalki Barbie, ale okazało się, że już taki motyw został wykorzystany. Oglądałam różne animacje aż w końcu zobaczyłam filmy Basi Rupik, która ma w sobie niezwykłą głębię, wrażliwość i czułość. To ona stworzyła cały plastyczny wewnętrzny świat sióstr Gibbons, który na ekranie przenika się z ich domem i otoczeniem. Był on również ich przejściem ze świata malutkich dziewczynek do świata dorosłych.

Moim zdaniem zrobiłaś jeden z najoryginalniejszych i najciekawszych otwarć filmu, nie boję się tego powiedzieć, w historii kina. Animacja na napisach początkowych od razu wciągnęła mnie w wewnętrzny świat dziewczyn. Na starcie zapraszają one nas do wewnętrznego i zupełnie odrębnego świata milczących bliźniaczek.

- Basia tworzyła cały wizualny koncept otwarcia, a ja wpadłam na pomysł, żeby dołożyć głosy dziewczynek z offu. Zależało mi, by widz właśnie miał poczucie, że wchodzi do świata bohaterek i zobaczy go ich oczami. Z jednej strony Radio Gibbons, czyli kolejny element odrębności sióstr, ale z drugiej ich własna narracja, wciągająca nas jeszcze głębiej. Chciałam też zderzyć ze sobą to specyficzne "świergotanie" dziewczynek z tytułem "Silent Twins", który przecież mówi nam, że wchodzimy w świat jakiegoś milczenia. Dziewczyny wyśpiewują tytuł. Wyśpiewują ciszę.

Siłą twojego filmu jest uniwersalność. To nie jest tylko społeczne kino brytyjskie. To film o zrzuceniu kajdan, ale też film wpisujący się w dzisiejsze czasy. Bliźniaczki uciekły do swojej wyimaginowanej krainy kilka dekad temu. Dzisiejsze pokolenie Z (pokolenie Zooma) zamyka się w bańkach bez umiaru. Pandemia to spotęgowała.

- Dokładnie tak. Nasze bohaterki zamknęły się najpierw w swoim pokoju i porozumiewały się ze światem zewnętrznym poprzez kuriera, który przynosił im korespondencje z chłopakami, ale też z wydawcami i mediami. Kurier dostarczył im nawet maszynę do pisania! One wycofały się werbalnie ze świata, ale nie zerwały z nim kontaktu. Dzisiejszy świat nas prowadzi do tego samego. Jesteśmy coraz bardziej wyizolowani fizycznie i psychicznie, a kurierzy przywożą każde możliwe zamówienie. Do kontaktów wystarcza nam Skype, Zoom, Messenger. Bliźniaczkom też wystarczała listowna korespondencja ze światem. Wystarczały im liściki i obserwacja świata przez lornetkę. Jednocześnie bardzo chciały być zauważone. June po podpaleniu sklepu napisała, że chce być najsłynniejszą podpalaczką świata. Akt wandalizmu był krzykiem o zauważenie. By też chęcią zdobycia sławy. To choroba dzisiejszych czasów, w których tak wielu ludzi zrobi wszystko dla "fejmu". W pewnym sensie June i Jennifer przewidziały naszą wirtualną rzeczywistość.

Do tego dochodzi wirtualny seks i naznaczone social mediami coraz płytsze relacje międzyludzkie. Badania pokazują, że nastolatkowie wychowani ze smartfonem w ręku mają problemy w nawiązaniu werbalnego kontaktu z obcymi. June i Jennifer również stworzyły sobie w głowie wirtualną wersję seksualnych kontaktów, które nie miały nic wspólnego z tym, jak były traktowane przez mężczyzn.

- One przez to, że miały tak bogatą wyobraźnię uciekały przed tą brutalnością w świat iluzji, odsuwając się tym samym jeszcze radykalniej od świata. Zauważ też, że to kolejna rzecz, która łączy bohaterki filmu z dzisiejszym pokoleniem - one świadomie wybierały iluzję i budowały swoją bańkę. Świadomie się zamykały w swoim wyobrażeniu, czym jest seks albo w magiczną wersję związku z drugą osobą.

"Silent Twins" pokazuje, że chcesz mówić swoim autorskim głosem w kinie światowym. Nie porzuciłaś tego sznytu art housowego i własnej wrażliwości. To imponujące, że w debiucie anglojęzycznym pozostajesz sobą, nie dając się za wszelką cenę porwać machinie komercyjnej.

- To zależy od formatu. W serialach platform streamingowych, gdzie jestem wynajęta jako reżyserka, wchodzę w narzucone ramy, ale w kinie szukam własnego języka. Chce zawsze iść za bohaterem i nie porzucać przy tym swojej wrażliwości. Po to robię filmy, by mówić własnym głosem. On nie zawsze ma być taki sam, ale ma być mój. Film ma być przefiltrowany przeze mnie i moje doświadczenia. "Silent Twins" jest art housem i producenci nie narzucali mi komercyjnych ograniczeń. Jest wiec możliwe robienie autorskiego kina z aktorką z uniwersum Avengers na pokładzie, o ile znajdziesz producenta, który chce takiego samego kina. Ja nie chcę też uciekać z polskiego kina i szukać swoje drogi wyłącznie na zachodzie. Nie trzeba dziś zresztą wyjeżdżać do USA czy Anglii, by rozwinąć skrzydła artystyczne. Przy "Silent Twins" ściągnęliśmy Zachód do Polski.

Przyjdzie czas, gdy Agnieszka Smoczyńska opowie o świecie mężczyzn?

- Bardzo bym chciała. Nie zamierzam się ograniczać wyłącznie do perspektywy kobiecej. Robię kino eklektyczne stylistycznie i gatunkowo, więc na pewno wyjdę też poza percepcję czysto kobiecą.

Rozmawiał Łukasz Adamski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Agnieszka Smoczyńska | The Silent Twins (film)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy