Agnieszka Dziekan: Młoda krew w TVP. "Mam do zaoferowania dużo więcej"
Agnieszka Dziekan to młoda krew w Telewizji Polskiej. Zaczynała od prezentowania pogody w regionalnej stacji, szybko zdobyła sympatię widzów "Pytania na śniadanie" i została nominowana do Telekamery Tele Tygodnia. Kim jest piękna pogodynka?
Twoja przygoda z telewizją zaczęła się bardzo wcześnie, miałaś tylko 18 lat.
Agnieszka Dziekan: - Tak, a moje początki były okropne [uśmiech przyp. red.]. Nie było przy mnie osoby, która powiedziałaby mi: "Agnieszko, spróbuj inaczej". Nie mogłam liczyć na jakikolwiek komentarz, czy dobrą radę. Krytyka jest ważna, wtedy możemy nad sobą pracować i poprawiać błędy.
Czyli pierwsze razy na wizji były bez większego przygotowania?
- Prezenterzy to samoucy, chociaż dużo też robi charyzma. W pracy na żywo reakcja musi być szybka, nie ma powtórek. Kiedyś byli ludzie, którzy uczyli prezenterów poprawnej wymowy, pięknego języka. Teraz musimy pracować nad tym samodzielnie. Chodzę na emisję głosu i dużo czytam, bo nic nie powiększa naszego zasobu słownictwa tak, jak literatura. Zaczynając pracę w telewizji o swoich błędach dowiadywałam się z plotek na korytarzu albo z komentarzy w Internecie. Wolałabym, żeby ktoś powiedział mi o tym wprost, wtedy szybciej zareagowałabym na pewne błędy.
Nie boisz się krytyki?
- Kiedyś bardzo bałam się oceny, teraz wiem, że często rada, komentarz od drugiej osoby może bardzo pomóc.
Jesteś bardzo ambitną kobietą. Skąd czerpiesz siłę?
- Myślę, że mogę o tym otwarcie powiedzieć, że kiedy mieszkałam jeszcze we Wrocławiu miałam depresję. W pewnym momencie poczułam, że nie chcę tak żyć. Im bardziej zaczęłam nad sobą pracować, tym bardziej zaczęłam doceniać samą siebie. Zafascynowałam się sportem i przygotowuję się intensywnie do zawodów sylwetkowych. Ludzie zwykli mawiać, że ładne dziewczyny mają w życiu łatwiej, ale tutaj dyscyplina dotyczy wszystkich bez wyjątku. Znalazłam w sobie siłę, zaczęłam poznawać swoją wartość i udowadniam sobie i innym, że ja też coś potrafię i mam wiele do powiedzenia.
Chorzy na depresję dużo gorzej reagują na krytykę, a ludzie pracujący w mediach są szczególnie na nią narażeni. Jak sobie z tym radzisz?
- Staram się tego nie czytać. To przykre, że niewiele komentarzy odnosi się do tego, co faktycznie mogłabym poprawić w swojej pracy. Mam do zaoferowania dużo więcej, niż to, jak wyglądam.
Kobieta na siłowni ma trudniej?
- Wydaje nam się, że wszyscy na nas patrzą i oceniają. I to prawda, bo po to mamy oczy, żeby patrzeć, ale nikt nie patrzy na nas po to, żeby od razu myśleć sobie coś złego. Początki na siłowni mogą być trudne, ale jeśli ktoś chce nam pomóc, doradzić, nie oznacza, że chce dla nas źle, a wręcz przeciwnie! Przecież każdy kiedyś zaczynał.
Przygotowania do zawodów wymagają od ciebie ogromnej dyscypliny, jak to godzisz z pracą?
- Uwielbiam swoją pracę między innymi dlatego, że mam dużo przestrzeni dla siebie i swoich zainteresowań. Dzięki temu mam czas na treningi i przygotowywanie posiłków. Dużo czasu poświęcam na gotowanie, ale ja to naprawdę bardzo lubię! Znajomi się ze mnie śmieją, że i tak już bardzo wcześnie wstaję, ale potrafię wstać jeszcze wcześniej, jeśli wieczorem wpadnę na pomysł ugotowania czegoś fajnego. A same trening są dla mnie formą relaksu, odpoczynku, w ten sposób się regeneruję bardziej, niż siedząc na kanapie.
Mówisz, że lubisz gotować, w takim razie jaką kuchnię preferujesz?
- Freestyle! Kiedyś uwielbiałam kuchnię tajską, ale bez przesady, ile można jest pad thaia [śmiech przyp. red.]? Lubię eksperymentować i jeść to, na co akurat najdzie mnie ochota, a bywa różnie, chociaż przyznam, że mam słabość do słodkich dań. Świetnie czuję się w kuchni i lubię tym dzielić się z innymi, często zapraszam znajomych na wspólne śniadania. Ogromną uwagę przywiązuję też do składników. Od ponad dwóch lat nie znajdzie się u mnie niczego przetworzonego, staram się korzystać z najbardziej naturalnych produktów, bez zbędnej chemii.
Rozmawiała Maria Czarniecka/AKPA