Agata Młynarska: Telewizja jest po to, żeby pomagać
10 stycznia o godz. 20.00 w Warszawie i telewizyjnej Dwójce rozbłyśnie "Światełko do nieba". To punkt kulminacyjny 24. finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Agata Młynarska wspomina początki całego zamieszania.
Jakie emocje towarzyszą pani tuż przed kolejnym finałem WOŚP?
Agata Młynarska: - Zachwyt i wielka radość, że za każdym razem to wszystko się udaje. Wzruszam się, kiedy
widzę coraz młodsze pokolenie Polaków rozdających charakterystyczne czerwone serduszka. Oni nie pamiętają początków, ale bardzo się angażują, bo dla nich ważna jest - obok idei - pozytywna energia, która towarzyszy temu przedsięwzięciu.
Proszę zatem przypomnieć, jak to się zaczęło.
- Doskonale pamiętam 1. finał. Życie nas wtedy zaskoczyło, przerosło wszelkie oczekiwania. Pierwszy krok to "Róbta co chceta", które prowadziłam z Jurkiem Owsiakiem. To on wpadł na pomysł, by zebrać pieniądze na operacje serca u dzieci. Podchwycił to reżyser Walter Chełstowski. Przyłączyli się znani lekarze: Bohdan Maruszewski i Piotr Burczyński. Kolorowe, jak na tamte czasy, studio telewizyjne w okamgnieniu zapełniło się woreczkami z pieniędzmi. Dzieciaki oddawały oszczędności, starsi pamiątki rodzinne. Wciskali mi do kieszeni banknoty, pierścionki, obrączki. Teraz WOŚP to dobrze naoliwiona machina.
Pieniądze to nadrzędny cel, ale niejako przy okazji powstał zbiorowy zryw dobroczynności, który innym trudno powtórzyć...
- Z tego niepowtarzalnego wydarzenia, zrodziła się historyczna siła, która zmieniła polską medycynę i podejście Polaków do pomagania. Orkiestra zrewolucjonizowała też telewizję, sposób pokazywania młodych. Reporterzy w szarych płaszczach nie pasowali do tego typu akcji. Przed pierwszymi finałami Jurek tłumaczył, jak ważne jest radosne zaangażowanie i niestandardowy wygląd. Miałam wrażenie, że tego dnia Polska jest najbardziej pozytywnie zakręconym krajem (uśmiech).
Gdy wiele lat temu przystała pani na propozycję Jurka Owsiaka, czuła pani, że bierze udział w przełomowym przedsięwzięciu?
- Na początku kompletnie nie zdawałam sobie sprawy, w co się ładuję (uśmiech). Ale szybko przekonałam się, że uczestniczę w czymś rewolucyjnym i historycznym. Niewiele osób w to wierzyło. 25 lat temu dostałam prezent od losu, za co dziękuję do dziś. Orkiestra jest dziełem Jurka, fundacji i rzeszy wolontariuszy, a ja byłam przy nich jedynie niesiona wiatrem historii.
Przemawia przez panią skromność. A przecież nie bez przyczyny jest pani laureatką wielu nagród za dobroczynność.
- Po to jest telewizja, żeby pomagać innym. Nic skuteczniejszego robić nie mogę. W grudniu i styczniu praca zawodowa jest dla mnie zawsze bardziej intensywna, bo angażuję się w wiele akcji. Więc to nie przypadek, że duch Orkiestry trafił na mojego ducha (uśmiech).
Czym się pani kieruje, wybierając fundacje, które pani wspiera?
- Intuicją. Najważniejsze jest, żebym w pierwszym odruchu poczuła, że idea jest szczera, prawdziwa, a organizatorzy uczciwi. Biorę także pod uwagę rzetelność osób, które zgłaszają się o pomoc. Kilka razy się sparzyłam, dlatego teraz zawsze dokładnie sprawdzam referencje. Janina Ochojska nauczyła mnie, że pomoc charytatywna musi być dobrze przemyślana, profesjonalna, bo na jednorazowym geście litości nie można zrealizować dalekosiężnych planów.
Skąd u pani chęć wspierania innych?
- Nie zastanawiam się nad tym. To chyba rodzaj przyzwoitości, zobowiązania. Może to górnolotnie zabrzmi, ale uważam, że praca w telewizji to zaszczyt, który zobowiązuje. Skoro pracuję w miejscu, z którego można uczynić pożytek dla innych, to trzeba to robić i tyle.
Mam wrażenie, że gdyby nie była pani osobą znaną ze szklanego ekranu, to też angażowałaby się pani w te wszystkie akcje.
- Pomaganie jest fajne. Dzięki temu można poczuć się lepiej i zmieniać świat na lepsze. A to powód, dla którego jesteśmy na ziemi, prawda?
A pani plany, marzenia?
- Nieustannie coś planuję, inaczej życie traci sens. Marzę, by za rok, na jubileusz 25-lecia Orkiestry, stanąć u boku Jurka Owsiaka i wspólnie krzyknąć, tak, jak to zrobiłam pierwszy raz wiele lat temu: "Tak się bawi, tak się bawi!".
Robi pani noworoczne postanowienia?
- Nie, bo postanowienia trzeba robić i je realizować przez cały rok, a nie tylko od święta. Staram się każdego dnia tak żyć i pracować, by każdego dnia bez obaw spojrzeć sobie w oczy w lustrze.
Czego możemy pani życzyć w nowym roku?
- Zdrowia, bo tego wyłącznie mi potrzeba.
Małgorzata Pyrko