Zoe Saldana: Nietypowa?
Kiedy James Cameron, reżyser "Avatara", obsadził Zoe Saldanę w roli smukłej wojowniczki Neytiri o skórze w kolorze kobaltowego błękitu, wielu ludzi zareagowało na ten fakt zasadniczym pytaniem: "Kto to jest?".
Chociaż Saldana miała już na koncie role w kilku głośnych filmach - m.in. w "Piratach z Karaibów: Klątwie Czarnej Perły" (2003) i "Terminalu" Stevena Spielberga (2004) - a we wchodzącym wówczas na ekrany kin "Star Treku" (2009) miała zagrać Uhurę, trzy lata temu jej imię znane było nielicznym, pomijając oczywiście osoby dobrze zorientowane w doniesieniach z Hollywood i fanów.
Taki stan rzeczy szybko uległ jednak zmianie. "Avatar" zatopił inne słynne dzieło Camerona, "Titanica" (1997); ustanowił nowy rekord w dziedzinie najbardziej kasowych filmów wszech czasów; wreszcie wywindował na szczyty sławy Saldanę i jej ekranowego partnera, Sama Worthingtona.
- "Avatar" okazał się być nie tylko pięknym filmem, który zobaczył cały świat i który pobił mnóstwo rekordów - mówi Zoe Saldana, którą mój telefon zastał w Los Angeles - ale też bardzo przysłużył się karierze grających w nim aktorów, zwłaszcza Sama i mojej. Kiedy "Avatar" wchodził na ekrany, byliśmy przecież tak naprawdę nieznani.
To już przeszłość. Kiedy francuski reżyser Luc Besson - człowiek stojący za sukcesem takich bezkompromisowych thrillerów, jak "Nikita" (1990), "Leon Zawodowiec" (1994) i "Transporter" (2002) - szukał odtwórczyni roli siejącej grozę zabójczyni w jego najnowszym filmie zatytułowanym "Colombiana", nazwisko Saldany figurowało na szczycie listy kandydatek.
- Gdyby nie "Avatar", być może nigdy nie spotkałabym Luca Bessona na tak wczesnym etapie mojej kariery i nie miałabym okazji zagrać w "Colombianie" - mówi Saldana. - Był pod dużym wrażeniem mojej roli w "Avatarze". Kiedy już usiedliśmy, żeby porozmawiać o naszej współpracy, naprawdę przypadliśmy sobie do gustu.
W "Colombianie", której Besson jest również współscenarzystą i współproducentem, Saldana gra Cataleyę Restrepo. Jej bohaterka jako dziewczynka była świadkiem morderstwa popełnionego na jej rodzicach. Pogrążona w traumie, dorasta pod kuratelą swojego wujka, przywódcy gangu. Wychowuje on ją na bezwzględną zabójczynię, która - między jednym "zleceniem" a drugim - niestrudzenie ściga ludzi odpowiedzialnych za śmierć jej najbliższych. O tym, że emocjonalnie wciąż tkwi w przeszłości, świadczy jej dziecinne upodobanie do lizaków - jest to jednak jedyna szczelina w pancerzu bezlitosnej mścicielki, wykorzystującej wszelkie przedmioty, jakie znajdują się akurat pod ręką (od materiałów wybuchowych po szczoteczkę do zębów), by unicestwiać swoje "cele".
By sprostać kondycyjnie fizycznym wymogom roli, gibka, 33-letnia aktorka (była tancerka) przeszła trening pod okiem żołnierzy z elitarnych sił specjalnych Navy Seals i policjantów. Była również szkolona przez znawców sztuki kaskaderskiej, Alaina Figlarza i Garretta Warrena.
Saldana nie była jednak nowicjuszką. Przygotowując się do ról w "Avatarze" i "Drużynie potępionych" (2010; w tym filmie wcieliła się w tajemniczą kobietę, która zasila szeregi szukającej zemsty drużyny agentów CIA), aktorka zaliczyła intensywny trening fizyczny i szkolenie z używania broni palnej. W przypadku "Colombiany", musiała dodatkowo zaznajomić się z taktyką walki - jak sama mówi, łyknęła tym samym "nieco krav magi", czyli systemu samoobrony opracowanego na potrzeby izraelskiej armii, połączonego z elementami innych sztuk walki.
- Nie mam problemu z robieniem akrobatycznych sztuczek czy strzelaniem z łuku - śmieje się aktorka - ale kiedy stoisz przed drugim człowiekiem i masz reagować, uchylać się przed ciosami i samej zadawać ciosy... Cóż, to było coś nowego i bardzo trudnego.
Pod twardym i lodowatym pancerzem Cataleyi Restrepo kryje się jednak kobieta pogrążona w uczuciowym i psychicznym zamęcie. Saldana mówi, że ukazanie wewnętrznej udręki bohaterki było dla niej większym wyzwaniem, niż fizyczne wymogi roli.
- To jedna z najbardziej poważnych ról w mojej karierze - wyjaśnia. - Wymagała ona ode mnie wykonania olbrzymiej pracy w sferze emocji. Fizyczne aspekty też nie były łatwe, ale z pewnością nie były tak trudne, jak ukazywanie emocji, z którymi musi sobie radzić Cataleya, a są to ogromny żal, poczucie samotności i wielki gniew.
- Przyglądam się Cataleyi i widzę w niej "piękną damę w opałach". To istota, która na co dzień żyje z wielkim ładunkiem żalu i bólu. Jest tak słaba w środku, że chyba dlatego na zewnątrz otoczyła się murem technicznej doskonałości i dyscypliny.
Kino akcji tradycyjnie pozostaje domeną mężczyzn. W gatunku tym udało się z powodzeniem zaistnieć zaledwie kilku aktorkom, z których najsłynniejsze to Linda Hamilton, Angelina Jolie, Mila Jovovich i Sigourney Weaver. Zoe Saldana mówi, że scenariusze takich filmów z kobietami w roli głównej - chociaż wciąż nie powstaje ich zbyt wiele - "są wzbogacone o potężny ładunek uczuciowy i pogłębiony rys postaci".
Ona sama, jak mówi, delektuje się trafiającymi się jej rolami w filmach akcji, i ma nadzieję, że będzie jej dane zagrać ich jeszcze więcej - ale podkreśla, że nie ma zamiaru ograniczać się do tego tylko gatunku.
- Po prostu uwielbiam grać świetne postacie - śmieje się - bez względu na to, czy rola wymaga ode mnie noszenia gorsetu, zalewania się łzami po utracie ukochanego czy dawania innym popalić. Nie neguję żadnej z tych rzeczy.
Na następnej stronie przeczytasz, dlaczego aktorka porzuciła karierę baletnicy, jak zmieniło się jej życie po udziale w nowej wersji "Star Treka" i od czego jest... uzależniona. Czytaj więcej!
Salsana, urodzona w New Jersey i wychowana na nowojorskim Queensie, jako dziesięciolatka przeniosła się z rodzicami na ich ojczystą Dominikanę, gdzie uczęszczała do prestiżowej szkoły tańca. Późniejsza aktorka miała zadatki na wybitną baletnicę.
- W pewnym wieku zrozumiałam jednak, że osiągnęłam szczyt moich możliwości - wspomina aktorka. - Doprowadziłam moje ciało do granic woli czy też raczej umiejętności. Ten moment oświecenia oznaczał konieczność podjęcia naprawdę ważnej decyzji.
I tak Zoe Saldana zdecydowała się rzucić taniec i zostać aktorką.
- Mam bardzo ekstrawertyczną osobowość - tłumaczy. - Chciałam poeksperymentować z taką formą sztuki, która dałaby mi możliwość wykorzystywania mojego głosu. Stąd właśnie ta decyzja o aktorstwie.
Po siedmiu latach spędzonych na Dominikanie Saldana wróciła do Nowego Jorku i wstąpiła do trupy teatralnej o nazwie "The Faces". Jej taneczne doświadczenia pomogły jej w zdobyciu pierwszej ważnej kinowej roli w muzycznym dramacie "Światła sceny" (2000). Po zagraniu kilku drugoplanowych ról, m.in. "Crossroads - Dogonić marzenia" (2002) i "Doboszu" (2002), młoda aktorka wygrała los na loterii: w 2003 r. Gore Verbinski obsadził ją w roli korsarki Anamarii w pierwszej części "Piratów z Karaibów". W większości scen Saldana występowała u boku Johnny'ego Deppa lub Geoffreya Rusha, a czasem z obydwoma gwiazdorami jednocześnie.
- Sama możliwość oglądania ich przy pracy wprawiała mnie w podziw nad ich profesjonalizmem i zaangażowaniem. To było wielce inspirujące. Wiele się nauczyłam - wspomina aktorka.
Jeszcze więcej skorzystała zapewne na obserwowaniu Stevena Spielberga i Toma Hanksa na planie "Terminalu". To właśnie to doświadczenie przekonało Saldanę raz na zawsze, że jej powołaniem jest aktorstwo.
- Musiałam podjąć decyzję i zadać sobie pytanie, czy kariera aktorska jest czymś, w czym chcę się realizować, bo jeśli tak, to muszę się temu poświęcić i nie wolno mi angażować się w nią tylko połowicznie, z obawy przed tym, że stanie mi się krzywda - opowiada. - Role w "Piratach..." i "Terminalu" wiele zmieniły w moim życiu.
Po występie w romantycznej komedii "Zgadnij kto" (2005) Saldana zagrała Uhurę w "Star Treku". W rolę tę wcieli się zresztą ponownie w sequelu tej produkcji. Moja rozmówczyni przyznaje, że odczuwała w związku z tym pewien niepokój - pierwszą odtwórczynią roli Uhury, zarówno w telewizyjnym serialu, jak i w serii filmów z cyklu "Star Trek", była Nichelle Nichols, dzięki której postać czarnoskórej astronautki zyskała status swoistej ikony.
- Ten serial stał się przecież nieśmiertelny - mówi Saldana - i w autentyczny sposób wpłynął na życie wielu ludzi na całym świecie.
Wątpliwości Zoe rozwiał scenarzysta i reżyser "Star Treka", J.J. Abrams, któremu bardzo zależało na tym, aby jego aktorzy nie postrzegali siebie jako replik oryginalnych bohaterów.
- Abrams powiedział nam: "Pamiętajcie, że to prequel" - wspomina Saldana. - "Jesteście dzieciakami, które dopiero co zaczynają przygodę z Enterprise. Nie sądźcie, że waszym zadaniem jest kopiować wszystko, słowo w słowo, w przypadku każdego bohatera. To po prostu niemożliwe. Tego, co pozostawiła po sobie tamta obsada, nie da się zastąpić ani odtworzyć".
Następnym filmem, w którym zobaczymy Zoe Saldanę, będzie thriller "The Words", gdzie partnerować jej będzie Bradley Cooper. Na razie jednak aktorka zajmuje się... montowaniem filmu krótkometrażowego, który sama wyreżyserowała.
- Kiedy nie gram w filmach, staram się stawać za kamerą tak często, jak to możliwe - wyjaśnia. - Mam taką osobowość, która każe mi w większym stopniu angażować się w projekty filmowe, w związku z czym łączenie tych różnych funkcji sprawia mi dużą radość.
- Taki rodzaj aktywności skutecznie gasi moje pragnienie - kończy Zoe Saldana - i wydaje mi się, że jestem już od niego trochę uzależniona...
Karl Rozemeyer
"New York Times"
Tłum. Katarzyna Kasińska