Reklama

Złote Globy 2025 od kulis. Wiemy, co działo się na prestiżowej imprezie

Czym z perspektywy Los Angeles są dzisiaj Złote Globy? Cóż, jeszcze do niedawna nagrody te były postrzegane jako zapowiedź tego, co wydarzy się na Oscarach. Widziano w nich prognostyk ważniejszych statuetek. Dzisiaj to się zmienia. Chociaż za Złotymi Globami wciąż ciągnie się kryzys wizerunkowy wywołany oskarżeniami członków przyznającego nagrody gremium dziennikarzy o korupcję, to jednak ich istotność wydaje się bezsprzeczna. W odróżnieniu od Akademii członkowie Hollywoodzkiego Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej doceniają nie tylko produkcje kinowe, ale też telewizyjne. A to w telewizji dzieją się dzisiaj ciekawe i komentowane rzeczy.

Czym z perspektywy Los Angeles są dzisiaj Złote Globy? Cóż, jeszcze do niedawna nagrody te były postrzegane jako zapowiedź tego, co wydarzy się na Oscarach. Widziano w nich prognostyk ważniejszych statuetek. Dzisiaj to się zmienia. Chociaż za Złotymi Globami wciąż ciągnie się kryzys wizerunkowy wywołany oskarżeniami członków przyznającego nagrody gremium dziennikarzy o korupcję, to jednak ich istotność wydaje się bezsprzeczna. W odróżnieniu od Akademii członkowie Hollywoodzkiego Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej doceniają nie tylko produkcje kinowe, ale też telewizyjne. A to w telewizji dzieją się dzisiaj ciekawe i komentowane rzeczy.
Demi Moore ze Złotym Globem 2025 /Rich Polk/GG2025/Penske Media /Getty Images

Nic więc dziwnego, że okolice Beverly Hilton, gdzie odbywa się ceremonia wręczania Złotych Globów, na czas gali zamieniają się w jeden wielki plac demonstracyjny. Ludzie z całego kraju zjeżdżają do Los Angeles, żeby zwrócić uwagę gwiazd na istotne dla nich kwestie. Podczas tygodniowego pobytu w LA napotkałem manifestujących, którzy sprzeciwiali się wojnie w Palestynie, aborcji, Donaldowi Trumpowi, a także takich, którzy na ręcznie malowanych transparentach przestrzegali gwiazdy Hollywoodu przed gniewem Jezusa i zapowiadali, że spłoną w piekle.

Owe demonstracje - tak typowe i dla Globów, i dla Oscarów, choć przecież nigdy nie pokazuje się ich w telewizji - są dorocznym przypomnieniem o tym, jak bardzo podzielone są Stany Zjednoczone. Nie przełożyły się one jednak na upolitycznienie 82. ceremonii wręczenia Złotych Globów. Choć jesteśmy w przeddzień prezydentury Donalda Trumpa, to artyści dość powściągliwie odnosili się do zapowiadanych przez niego reform.

Reklama

Złote Globy 2025: Nagrody i polityka

Jeśli czyjeś przemówienie zostało w Los Angeles odebrane za krytykę Trumpa, to były to słowa wygłoszone przez Adriena Brody'ego, który odebrał statuetkę za swoją wybitną rolę w "The Brutalist", w którym zagrał ocalonego z Holokaustu węgierskiego Żyda. Prowadząca galę komiczka Nikki Glaser żartowała na początku ceremonii, że Brody został już ocalony z Zagłady po raz drugi, przypominając o jego wielkiej kreacji w "Pianiście" Romana Polańskiego, za którą - przypomnijmy - Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej nie wyróżniło go nawet nominacją do Złotego Globu. Teraz na szczęście się zreflektowano i Brody dostał nagrodę i wygłosił swoje płomienne przemówienie.

Dziękował matce, która w latach 50. XX wieku wsiadła na statek i wyjechała z Węgier do Ameryki szukać lepszego życia, a potem umożliwiła synowi rozwijanie się. - Podróż mojego bohatera bardzo przypomina podróż mojej matki i moich przodków, którzy uciekali przed wojną i przybyli do tego wspaniałego kraju. Tak wiele zawdzięczam mojej matce i moim dziadkom za ich poświęcenie, i choć nie wiem w pełni, jak opisać wszystkie wyzwania, z którymi musieliście się zmierzyć i przez które przeszliście, oraz te, które dotknęły wielu ludzi walczących jako imigranci w tym kraju, mam nadzieję, że to dzieło w pewien sposób was podniesie na duchu i da wam głos. Jestem ogromnie wdzięczny. Będę cenił tę chwilę na zawsze - mówił Brody.

A komentatorzy w Kalifornii uznali, że przypomnienie o tym, że Ameryka to kraj, który swoją pozycję zbudował dzięki imigrantom, jest głosem sprzeciwu wobec zapowiadanego przez Donalda Trumpa uszczelniania przed nimi granic. W podobnym tonie wypowiedział się ze sceny w hotelu Beverly Hilton Sebastian Stan, który dostał statuetkę za rolę w czarnej komedii "A Different Man". - To dla mojej mamy, która opuściła Rumunię w poszukiwaniu lepszego życia i dała mi wszystko, oraz dla mojego ojczyma, Tony'ego, który przyjął pod swoje skrzydła samotną matkę i dorastające dziecko. Dziękuję, że jesteś prawdziwym mężczyzną - zadedykował nagrodę.

Bardziej dosłownych odwołań do polityki nie było. Trzymała się od niej z daleka również prowadząca galę Nikki Glaser (pierwszy raz w historii ceremonię prowadziła sama kobieta), której humor był grzeczny i politycznie poprawny. Nie tylko ja tęskniłem za niegrzecznymi docinkami Ricky'ego Gervaisa.

Choć może za polityczny akcent należy uznać słowa Jacquesa Audiarda, który odbierając nagrodę dla "Emilii Pérez" uznaną za najlepszy film nieanglojęzyczny, życzył wszystkim szczęśliwego nowego roku, zdrowia i nerwów ze stali, bo "w 2025 roku będą potrzebne".

Polskie akcenty i niespodzianki

Zgodnie z przewidywaniami "Emilia Pérez" pokonała "Dziewczynę z igłą", co nie zmienia faktu, że szwedzko-polski reżyser Magnus von Horn już na zawsze zapisuje się w historii kina, dołączając do takich tuzów, jak Krzysztof Zanussi, Krzysztof Kieślowski, Agnieszka Holland czy Paweł Pawlikowski, którzy byli do tej nagrody nominowani w przeszłości.

Jeśli szukać polskich akcentów, to należy wspomnieć o nagrodzie dla Kierana Culkina, który został doceniony jako aktor drugoplanowy w nakręconym w Polsce (i współprodukowanym przez Polkę Ewę Puszczyńską) filmie "Prawdziwy ból". To zaskoczenie, bo bukmacherzy stawili na kapitalną kreację Denzela Washingtona w "Gladiatorze II". Culkin żartował ze sceny, że zapomniał języka w gębie, bo właśnie razem z żoną wypili shota tequili z Mario Lopezem, co  wprowadziło odrobinę humoru do dość jednak poważnej gali. Słuchając Culkina, nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że na scenie w Beverly Hilton mógł stać polski aktor, gdyby Jesse Eisenberg, który we wszystkich możliwych wywiadach deklaruje, jak to kocha Polskę i chce ją promować zagranicą, jakiegoś zatrudnił w roli większej niż epizodyczna. Tak się jednak nie stało i nawet przewodnika po miejscach pamięci żydowskiej w Polsce gra Anglosas.

Inne zaskoczenia 82. edycji Złotych Globów? Nagroda dla najlepszej aktorki w dramacie, która powędrowała na ręce Fernandy Torres za film "I'm Still Here". Brazylijka miała wyjątkowo mocną konkurencję, bo w jej kategorii nominowane były: Pamela Anderson - zjawiskowa w "The Last Showgirl", Angelina Jolie - kapitalna jako Maria Callas w filmie Pabla Larraína; Tilda Swinton - porywająca jako umierająca na raka korespondentka wojenna w filmie "W pokoju obok"; Nicole Kidman - odważna i bezkompromisowa w erotycznym "Babygirl", w którym jej postać nawiązuje romans z o wiele młodszym mężczyzną, i Kate Winslet - ujmująca jako korespondentka wojenna Lee Miller. Torres wydawała się mieć najmniejsze szanse, a jednak krytycy wybrali właśnie ją.

Za najlepszą aktorkę w komedii lub musicalu uznano Demi Moore, która wygłosiła płomienne przemówienie. - To pierwsze wyróżnienie, jakie kiedykolwiek otrzymałam - przyznała. - Trzydzieści lat temu producent powiedział mi, że jestem aktorką od filmów popcornowych, a ja wtedy uznałam, że to oznacza, że nie mogę mieć czegoś takiego - kontynuowała, tuląc statuetkę.

- Dodał, że mogę grać w filmach, które odnoszą sukcesy i zarabiają dużo pieniędzy, ale nie mogę być za to doceniona... i uwierzyłam w to. To z czasem zaczęło mnie wyniszczać, aż doszłam do punktu, w którym kilka lat temu pomyślałam, że może już zrobiłam wszystko, co miałam zrobić. I wtedy, gdy byłam w dość trudnym momencie, trafił na moje biurko magiczny, pełen odwagi, kompletnie szalony scenariusz filmu pod tytułem "Substancja", a wszechświat powiedział mi: jeszcze nie skończyłaś - opowiadała. Zgromadzeni w hotelu Beverly Hilton dziennikarze zgodnie stwierdzili, że gdyby przyznawano Złoty Glob za najlepsze przemówienie, dostałaby go Demi Moore.

Triumf dojrzałych twórców. I tych spoza USA

Co wynika z tegorocznej gali Złotych Globów? Że wracamy do nagradzania najlepszych, co często oznacza: dojrzałych twórców. Mniej na tegorocznej ceremonii promowano młode twarze, bardziej oddawano hołd tym, którzy dokonali czegoś wielkiego: Demi Moore (62 lata), Adrien Brody (51 lat), Fernanda Torres (59 lat), Tadanobu Asano (51 lat, nagroda dla najlepszego aktora drugoplanowego w serialu " Szōgun"), Jodie Foster (62 lata, statuetka za rolę w serialu "Detektyw. Kraina nocy"), Jean Smart (73 lata, nagroda za rolę w serialu komediowym "Hacks).

A nagroda dla Colina Farrela (48 lat) za rolę w serialu "Pingwin" przypomniała nam dodatkowo, jak wiele osób pracuje na sukces aktora. Irlandczyk musiał przychodzić codziennie na plan trzy godziny wcześniej niż reszta ekipy, żeby cały sztab speców od charakteryzacji prostetycznej mógł mu nałożyć charakteryzację i przeobrazić go w tytułowego bohatera.

A co z tematem inkluzywności, który powraca przy tego typu ceremoniach? Sporo statuetek pojedzie poza Amerykę. O Brazylijce Fernandzie Torres była już mowa, warto odnotować sukces serialu "Szōgun" (łącznie cztery: nagrody aktorskie dla Hiroyukiego Sanady, Anny Sawai i Tadanobu Asano oraz dla serialu dramatycznego), "Emilia Pérez" w reżyserii Francuza Jacquesa Audiarda została uznana nie tylko za najlepszy film nieanglojęzyczny, ale też za najlepszą komedię lub musical - i pokonała w tej kategorii nawet "Wicked"! - grającą w niej Zoe Saldaña uznano za najlepszą aktorkę drugoplanową, a "El Sal" za najlepszą piosenkę. Łotewski "Flow" dostał zaś Złoty Glob dla animacji. Do Wielkiej Brytanii powędrują statuetki za scenariusz (dla Petera Straughana za "Konklawe"), rolę drugoplanową w serialu (Jessica Gunning za "Reniferka") i za serial limitowany ("Reniferek). Tegoroczne Złote Globy zapisują się w historii także tym, że pierwszy raz do nagrody aktorskiej była nominowana transpłciowa kobieta (Karla Sofía Gascón za "Emilię Pérez").

Wielkim zwycięzcą tej nocy - w pełni zasłużonym - okazał się Brady Corbet, którego uznano najlepszym reżyserem, a jego "The Brutalist" - najlepszym filmem dramatycznym. Corbet nie tylko dziękował ludziom, którzy przez siedem lat wspierali go w realizacji jego arcydzieła, ale też wyraził słowa wsparcia dla aktorki Aubrey Plazy, której mąż, reżyser Jeff Baena odszedł 4 stycznia. Zwycięstwo "The Brutalist" świadczy o tym, że w głównej kategorii 82. Złote Globy przyznano zgodnie z przewidywaniami. Na szczęście.

Artur Zaborski, Los Angeles

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Złote Globy 2025
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy