Złote Globy 2020: Najlepiej i najgorzej ubrane gwiazdy
Na czerwonym dywanie tak ważnej imprezy nie można mieć nijakiej sukni. Kreacje przygotowane na ten wieczór muszą być co najmniej zjawiskowe. Ale dążenie do tego, by olśnić cały świat swoim oryginalnym strojem czasem kończy się wpadką. Kto w tym roku błyszczał, a kto będzie chciał jak najszybciej zapomnieć o tym wieczorze?
Tegoroczna ceremonia Złotych Globów pod względem kreacji gwiazd była więcej niż zachowawcza. Przeważały suknie przypominające te, w których zazwyczaj prezentują się księżniczki Disneya, zauważalny był trend boho oraz kreacje poprawne, bardziej koktajlowe niż wieczorowe. Nie zabrakło perełek, ale było ich zaledwie kilka. Obyło się bez większych skandali wizerunkowych, pomijając brak kobiet nominowanych w kategorii "najlepszy reżyser" oraz "najlepszy scenariusz".
Królową stylu bezapelacyjnie była Cate Blanchett, która wystąpiła w zdobionej biżuterią jasnożółtej sukni projektu Mary Katrantzou. Efemeryczna, zjawiskowa, oniryczna. Aktorka po raz kolejny udowodniła, że jej wyczucie stylu jest na najwyższym poziomie.
Jak co roku nie zawiodła Jennifer Lopez. Zaprezentowała się w niebanalnej sukni wiązanej w pasie o bardzo ciekawym, przestrzennym kroju. Z klasą, polotem, nie bez pikanterii. Piosenkarka jest świadoma swojej kobiecości, ale nią nie epatuje. Jej kreacja może być przykładem wysmakowanej elegancji doskonale dopasowanej do okazji.
Wzrok przyciągała też Hellen Mirren w karminowej sukni z obszernym dołem, białą podszewką i kopertowym dekoltem. Całość, mimo klasycznej formy, miała to, co ma artystka - bezpretensjonalność i dystans do utartych norm i prawideł. Kreacja od Diora była doskonale dobrana do stylu aktorki, nie zdominowała jej urody, a jedynie ją podkreśliła.
Na uwagę zasługuje również Saoirse Ronan w sukni Celine. Delikatna, ale bardzo zmysłowa kreacja skupiła na sobie wzrok wszystkich, a jednocześnie w żaden sposób nie zdominowała aktorki. Idealnie dopasowana do osobowości noszącej ją gwiazdy, była jedną z najczęściej komentowanych stylizacji tego wieczoru.
Charlize Theron z kolei pokazała, że mając tak posagową sylwetkę, może pozwolić sobie na wszystko. Jej limonkowa suknia z czarnym gorsetem i takim też trenem jest gustowna, ale też przytłaczająca i pozbawia aktorkę tego, co u niej najbardziej charakterystyczne - naturalnej charyzmy. Australijska gwiazda w kreacji Diora wyglądała atrakcyjnie, ale jest więcej niż wątpliwe, że ktokolwiek zapamięta, że była na rozdaniu Złotych Globów. Bo że jej kreacja zostanie szybko wyparta z pamięci modowych autorytetów, jest prawdopodobne.
Kerry Washington udowodniła zaś, że rozebrać się też trzeba umieć. I że ona tej sztuki nie posiadła. Aktorka postawiła na look niepozostawiający zbyt wielkiego pola do popisu dla wyobraźni. Kreacja od Altuzarra, złożona z marynarki nałożonej na gołe ciało i długiej spódnicy z rozporkiem prawdopodobnie miała być zmysłowa. A wyszło nieelegancko i trywialnie. Kupczenie ciałem, nawet najpiękniejszym, ekstremalnie rzadko kończy się zachwytem obserwujących.
Jennifer Aniston wystąpiła w klasycznej sukni balowej zaprojektowanej przez dom mody Dior. Ale choć podkreślone zostało wszystko to, co podkreślone być miało, ogólne wrażenie jest co najwyżej średnie. Suknia, jaką niemal zawsze noszą disneyowskie księżniczki, tyle że w czerni, tchu nie odbiera.
Zdecydowanie zawiodła Lisa Bonet, która na czerwonym dywanie pozowała w towarzystwie odzianego w aksamity męża Jasona Momoa. Sama w tym roku postawiła na nieco podrasowany styl boho. Akceptowalny i mile widziany na każdym festiwalu muzycznym dla hippisów, na czerwonym dywanie prezentował się skromnie. Zbyt skromnie. Bardziej dopasowana do okazji była już utrzymana w najmodniejszej tonacji głębokiej zieleni marynarka Jasona Momoa.
Najbardziej kontrowersyjna była zaś kreacja Gwyneth Paltrow, typowa naked dress, która tylko pozornie coś zakrywała. Utrzymana w brązowej kolorystyce, w stylu boho, podzieliła modowe środowisko. Dostaje bowiem najwyższe i najniższe noty.