Żaden dystrybutor nie chciał pokazać tego filmu. Dziś to dzieło kultowe
Bracia MacManus powrócą. Thunder Road, studio stojące za serię "John Wick", wyprodukuje trzecią część "Świętych z Bostonu". Kultowy film Troya Duffy'ego opowiadał o dwójce irlandzkich braci-bliźniaków, którzy wierzą, że otrzymali misję od Boga. Ich zadaniem jest oczyszczenie świata ze zbrodni. Wszelkimi możliwymi środkami.
W rolę braci MacManus wcielili się Sean Patrick Flanery i znany z serialu "The Walking Dead" Norman Reedus. Obaj powrócą w trzeciej części serii. Za kamerą nie zasiądzie jednak Duffy. Studio szuka obecnie jego następcy.
W latach dziewięćdziesiątych Duffy był ochroniarzem i barmanem w klubie. Nigdy wcześniej nie napisał scenariusza i nie wyobrażał sobie pracy w przemyśle filmowym. Historię braci MacManus wymyślił z powodu zmęczenia złem, które go otaczało. Momentem granicznym był dla niego widok dealera, który okradał ciało swojego dawnego klienta. Scenariusz ukończył w 1996 roku i za wstawiennictwem znajomego złożył go w wytwórni New Line Cinema. Ten przeszedł wstępną weryfikację.
Chociaż New Line zrezygnowało z projektu, scenariusz Duffy'ego stał się nagle jednym z najgorętszych tekstów w Hollywood. Producenci proponowali mu za niego nawet pół miliona dolarów. Harvey Weinstein z Miramaksu zaoferował nie tylko budżet wysokości 15 milionów dolarów. Duffy i jego zespół miał także odpowiadać za ścieżkę muzyczną, a producent zapewniał nawet, że wykupi bar, w którym pracował debiutujący scenarzysta. Jednak z powodu przemocowego zachowania Duffy'ego projekt został porzucony. Ostatecznie wyprodukowało go niezależne Franchise Pictures. Budżet wyniósł zaledwie sześć milionów dolarów, a Duffy, niemający żadnego przygotowania, został reżyserem filmu.
Wraz ze zmniejszającym się budżetem coraz trudniej było znaleźć obsadę. Duffy marzył, by w braci MacManus wcielili się Stephen Dorff i Mark Wahlberg. Z kolei w roli tropiącego ich agenta FBI Paula Smackera widział Kennetha Branagha. Wszyscy odmówili, a reżyser podjął rozmowy między innymi z Brendanem Fraserem i Ewanem McGregorem. Gdy w produkcję był zaangażowany Miramax, w roli Smakcera widziano Sylvestra Stallone, Billa Murraya lub Mike'a Myersa. Później zaproponowano Roberta De Niro i Kevina Spaceya.
McGregor był bliski angażu i spotkał się nawet z Duffym. Rozmowy były obiecujące. Niestety, debiutant upił się i rozpoczął z aktorem dyskusję o karze śmierci. Panowie śmiertelnie się pokłócili, a zniesmaczony McGregor spasował. To właśnie po tym incydencie Miramax wycofał się z projektu. Gdy do gry weszło Franchise Pictures, główne roli otrzymali Reedus i Flanery. Z kolei w Smackera wcielił się Willem Dafoe.
Natomiast Billy Connolly, którego Duffy przymierzał przez chwilę do roli agenta FBI, zagrał legendarnego zabójcę Il Duce. Szkocki komik od dłuższego czasu chciał wcielić się w negatywną postać i był zachwycony, gdy pojawił się na planie jako psychopata obwieszony bronią. Dosłownie nie mógł przestać się śmieć. Dlatego w filmie Il Duce pali ogromne cygaro. Duffy wcisnął je Connolly'emu do ust, by ten przestał się cieszyć. W przerwach komik improwizował skecze, które rozbawiały pozostałych członków obsady i ekipę filmową. W pewnym momencie wściekły Duffy musiał mu tego zabronić, ponieważ zdjęcia zaczęły się przez to opóźniać.
Jedną z najbardziej znanych scen jest taniec Smakcera podczas rekonstrukcji strzelaniny między braćmi i Il Duce. "Nie wiem, czyj to był pomysł" - przyznał Dafoe. "Nie chce przypisywać sobie zasług, ale wątpię, żebyśmy o tym rozmawiali wcześniej. To chyba jedna z tych rzeczy, które po prostu się zdarzają — a tak powstaje większość wielkich rzeczy. To nie są przemyślane pomysły. To się zdarza, bo logika tak nakazuje".
Gotowy film został pokazany na targach podczas festiwalu w Cannes w 1999 roku. Ku rozczarowaniu Duffy'ego nie znalazł on jednak dystrybutora. Wszystko z powodu strzelaniny w szkole w Columbine, która miała miejsce miesiąc przed festiwalem. Temat był zbyt świeży, by ktokolwiek zaryzykował wprowadzenie do kin produkcję gloryfikującą przemoc.
Ostatecznie film wszedł do kin w styczniu 2000 roku w bardzo ograniczonej dystrybucji. Pokazywano go w zaledwie pięciu kinach w całych Stanach Zjednoczonych. Dodatkowe seanse organizowała sieć wypożyczalni Blockbuster. Wieści o "Świętych z Bostonu" rozniosły się pocztą pantoflową. W dystrybucji kinowej film zarobił zaledwie 30 tysięcy dolarów. Na wideo i DVD był jednak hitem. Recenzenci nie byli zachwyceni. Krytykowali ilość przemocy na ekranie, a także fascynację Duffy'ego brutalnością.
"To interesująca pozycja, film, który przeszedł niezauważenie w czasie premiery, a później własnymi siłami stał się kultowym hitem. Wiem o tym, bo gdziekolwiek na świecie jestem, jakiś typ w odpowiednim wieku podchodzi do mnie i pyta: 'Hej, wiesz jaki film naprawdę lubię?'. A ja mogę powiedzieć tylko po jego minie" - śmiał się Dafoe w rozmowie z Variety.