Witold Dębicki: Mistrz drugiego planu. "Mogę określić się jako aktor podpórka"
Popularność przyniosła mu rola w serialu "Siedem życzeń", jednak przez całą karierę obchodzący 80. urodziny Witold Dębicki pozostawał aktorem drugiego planu. "Myślę, że mogę określić się jako aktor podpórka, aktor pomocniczy" - mówił w jednym z wywiadów.
Witold Dębicki przyznał w rozmowie z radiową Jedynką, że swoją przygodę z aktorstwem rozpoczął od porażki. "Nie dostałem się za pierwszym razem do szkoły aktorskiej. Poczułem się wówczas fatalnie" - mówił w audycji "Tramwaj zwany kulturą".
Na Wydział Aktorski PWST w Warszawie dostał się za drugim podejściem. "Według jednego z profesorów byłem wówczas za młody i miałem nieruchomą górna wargę. Nie sądzę, żebym w ciągu roku tę wargę uruchomił i jakoś drastycznie się zestarzał" - wspominał Dębicki.
Po raz pierwszy na kinowym ekranie zobaczyliśmy go w epizodzie w filmie Janusza Morgensterna "Życie raz jeszcze". "Na plan zszedłem prawie wprost z mieszkania przy ulicy Widok 9 w Warszawie, gdzie wtedy mieszkałem i gdzie kręcili scenę właśnie z moim udziałem" - opowiadał Krzysztofowi Lubczyńskiemu.
I dodawał, że to właśnie na planie tego filmu spotkał swego idola - Tadeusza Łomnickiego.
"Los sprawił, że przy okazji mojego debitu w filmowym epizodzie w 'Życiu raz jeszcze' zetknąłem się moim profesorem, wielkim Tadeuszem Łomnickim. 28 lat później, w Teatrze Nowym w Poznaniu byłem świadkiem jego śmierci na scenie. Pamiętam jak upadł za kulisami, jak wołano czy jest lekarz, jak wezwano pogotowie i jak dotarła do nas wiadomość, że nie żyje. Niesamowity, symboliczny nawias" - dodawał w tym samym wywiadzie.
Aktor jest świadomy, że kino nie zaoferowało mu roli na miarę talentu. Dodaje jednak, że lubi pracę w filmie.
"Lubię nawet to oczekiwanie na planie, pogaduchy, żarty. Lubię kamerę. Mimo że w filmie, w odróżnieniu od teatru, prawie nie grałem głównych ról. Za to grałem wiele drugoplanowych i brałem udział w ciekawych filmach" - podkreślał w jednym z wywiadów.
Sporą popularność przyniosła aktorowi rola w seriali "Siedem życzeń", w której wcielił się w postać ojca głównego bohatera.
"Do dzisiaj wołają za mną Rademenes. Lubię ten serial. Ma w sobie wielką prawdę" - opowiadał w rozmowie z magazynem "Świat i Ludzie".
Dębickiego oglądaliśmy także w "Alternatywach 4" (fałszywy przedstawiciel komitetu blokowego), "Domu" (plastyk Jaskólski, współkonstruktor "Syreny" na Żeraniu), "Zmiennikach" (wulkanizator) czy "Ekstradycji" (Stefan Sawka).
W 2012 roku zagrał sporą rolę w filmie Piotra Trzaskalskiego "Mój rower".
"To był bardzo osobisty film. On mnie w jakiś sposób odmienił. Mogłem przejrzeć się w postaci Włodka jak w lustrze. Jednocześnie zastanowiłem się nad tym, w którym miejscu aktualnie się znajduję. Uzmysłowiłem sobie zarazem, czego nie udało mi się zrobić i z czego wynika moja samotność. Może to źle zabrzmi, ale mam takie przeczucie, że to był mój ostatni film" - mówił po premierze magazynowi "Świat i Ludzie".
Od tego czasu pojawiał się jednak zarówno w telewizyjnych, jak i kinowych produkcjach. Pamiętają go widzowie takich seriali, jak: "Leśniczówka", "Blondynka" oraz "Ojciec Mateusz". Cały czas występuje też na kinowym ekranie - ostatnio pojawił się w "Johnnym", w którym zagrał ojca księdza Jana Kaczkowskiego (Dawid Ogrodnik).
"Nie jestem jeszcze w nastroju do podsumowań, nie zamierzam jeszcze odkładać łyżki, ale po skończeniu w tym roku siedemdziesiątki częściej zacząłem zastanawiać się nad tym, co osiągnąłem w tym zawodzie. Myślę, że mogę określić się jako aktor podpórka, aktor pomocniczy. Z tego punktu widzenia aktorzy dzielą się na dwie kategorie: na tych pierwszoplanowych, ze słynnymi nazwiskami i tych z drugiego czy nawet trzeciego planu. Kiedyś czytałem wywiad ze znanym amerykańskim aktorem Robertem Duvallem, który powiedział, że przyjemnie jest grać ciekawą rolę drugoplanową, ale równie ciekawie iść po czerwonym dywanie i być obserwowanym przez kobiety, które wpływają na obsadę filmów" - mówił dekadę temu Krzysztofowi Lubczyńskiemu.
Witold Dębicki przez wiele lat był uzależniony od alkoholu. Aktor zostawił żonę i córkę.
"Zdarzają się w naszym życiu sytuacje niewytłumaczalne. Człowiek budzi się pewnego ranka i czuje, że musi coś zakończyć. Tak właśnie było w moim przypadku. Wstałem, zostawiłem klucze od mieszkania oraz swoje zdjęcie na biurku - i po prostu wyszedłem" - przyznał w jednym z wywiadów.
"Żyliśmy z żoną swobodnie, wręcz rozkosznie. Prowadziliśmy bankietowe życie. Wydawać by się mogło - rewelacja! Ale w pewnym momencie przestało mi to odpowiadać" - dodał.
I przyznaje, że odchodząc od żony, był "w jakimś totalnym amoku". "Doszedłem do wniosku, że to wszystko nie ma najmniejszego sensu. Zrozumiałem, że to była ślepa uliczka. Stwierdziłem, że wolę robić cokolwiek, gdziekolwiek i z kimkolwiek, żeby tylko nie pozostać w tym domu. Wiedziałem, że groziła mi totalna katastrofa" - podkreśla Dębicki.
Aktor przyznaje, że po rozwodzie pił na umór. Szczerze mówi, że groziło mu stoczenie się na dno, zerwanie stosunków z własną córką i teściami, których bardzo lubił. Niestety, nie udało mu się wtedy wyjść z nałogu, choć kilka razy wszywał sobie esperal...
"Cierpiałam przez nałóg ojca. W dzieciństwie na pewno wielokrotnie doprowadzało mnie to do łez" - powiedziała córka aktora Dorota Muehsam w rozmowie z reporterem "Uwagi".
"Uczyłem Dorotę pływać, jeździć na nartach, autem, ale to wszystko jest niczym wobec tego, że nie byłem z nią na co dzień" - stwierdził z kolei Witold Dębicki.
Kiedy pod koniec lat 80. ubiegłego wieku aktor dostał pracę w Teatrze Nowym w Poznaniu, miał już na swoim koncie wypadek samochodowy, który spowodował, będąc pod wpływem alkoholu oraz dwukrotne zatrzymanie przez policję za jazdę na podwójnym gazie. "Przestałem panować nad nałogiem" - przyznał w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej".
Aktorka Maria Rybarczyk (m. in. Wanda Budzyńska w “M jak miłość"), w której się zakochał po przyjeździe do Poznania i która została jego drugą żoną, przez kilka lat znosiła fakt, że jej ukochany praktycznie cały czas jest pod wpływem alkoholu. W końcu postanowiła odejść od niego. Ubiegł ją... Uznał, że nie może marnować życia kobiecie, która była całym jego światem.
"Nie miałem odwagi rozmawiać z moimi żonami o moich problemach. Wolałem wstać, wyjść i rozpocząć wszystko od nowa" - ujawnił.
Witold Dębicki od kilkunastu lat jest trzeźwym alkoholikiem. Ma za sobą pobyt w ośrodkach odwykowych w Tworkach, w Charcicach pod Poznaniem i w Przasnyszu, ciągle chodzi na spotkania AA i jest dumny, że nie pije. Żałuje tylko, że nie miał dość siły, by wcześniej zapanować nad nałogiem.
"Musiałem zobaczyć dno i stracić niemal wszystko, żeby zrozumieć, jak cenne jest życie i jak piękny jest świat, gdy patrzy się na niego na trzeźwo" - twierdzi.