"Witajcie w życiu": Koniec procesu
18 grudnia warszawski sąd okręgowy ma ogłosić wyrok w cywilnym procesie o głośny film na temat korporacji Amway. Firma Amway Polska pozwała producentów filmu oraz TVP za podanie nieprawdziwych danych. W poniedziałek proces dobiegł końca.
Proces dotyczy filmu Henryka Dederki pt. "Witajcie w życiu", prezentującego techniki oddziaływania na ludzi stosowane w tej założonej w USA światowej korporacji, prowadzącej sprzedaż bezpośrednią. Sprawa w kilku odsłonach toczy się już 15 lat - od 1997 r.
W 56-minutowym filmie, zamówionym przez TVP, a wyprodukowanym przez spółkę Contra Studio, kilku dystrybutorów Amway przedstawiało ideologię firmy, metody werbowania współpracowników i fragmenty szkoleń. Sceny z ich udziałem połączono z inscenizacjami przy udziale aktorów.
W poniedziałek - na koniec procesu - sąd przesłuchał uzupełniająco producenta filmu - prezesa firmy Contra Studio, Jacka Gwizdałę. Podkreślił on, że film dotyczy międzynarodowej korporacji Amway, nie zaś firmy Amway Polska, która go pozwała. Jak mówił, przytoczone w filmie dane finansowe, których prawdziwość kwestionują powodowie, to cytat z pewnej polskiej publikacji prasowej z 1995 r., była też publikacja z 1993 r. z kanadyjskiego periodyku. - Amway nigdzie na świecie tych danych nie zakwestionował - zapewniał Gwizdała.
- W toku 15 lat, pięciu procesów sądowych i jednej sprawy przed kolegium ds. wykroczeń, Amway Sp. z o.o. Polska nigdy nie przedstawiła danych dotyczących kwestionowanych tu zapisów. Gdyby to były dane nieprawdziwe - żaden problem. Można byłoby przedstawić dane właściwe. W danych bilansowych nie ma wyszczególnionych wpływów z poszczególnych składników korporacji - bo ich być nie mogło - powiedział producent.
Pozwana jest też TVP, która podtrzymuje wniosek o oddalenie powództwa. Jak mówiła pełnomocnik telewizji radca prawny Barbara Żułnowska, leżało w interesie społecznym pokazywanie takich zjawisk jak manipulowanie zachowaniem jednostki w dobie przemian społecznych. - Media mają obowiązek - patrz sprawa Amber Gold - ostrzegać społeczeństwo przed nieprawnymi działaniami - dodała. Zgodziła się z Gwizdałą, że film nie dotyczył Amwaya Polska, lecz światowej korporacji. - W filmie są sceny inscenizowane, są i cytaty - nie ma jednej recepty na realizację filmu dokumentalnego. Są inne filmy realizowane w sposób podobny do "Witajcie w życiu". To domena twórcy - przekonywała.
Według pełnomocnika Amwaya, mec. Stefana Jaworskiego - "nie jest misją telewizji publicznej podawanie nieprawdy o strukturze przychodów i rozchodów podmiotu gospodarczego ani nie leży to w interesie społecznym". Przypomniał on zeznanie złożone w tym procesie przez znanego dokumentalistę z TVP Andrzeja Fidyka, który miał oświadczyć, że gdyby wiedział, iż w filmie przytoczono nieprawdziwe dane, nie wziąłby go do telewizji.
Jeszcze przed emisją film został zaskarżony przez korporację i kilku jej dystrybutorów. TVP i producentowi zarzucili oni "narażenie na utratę społecznego zaufania potrzebnego do prowadzenia działalności". Twierdzili, że film, stosując manipulację, prezentuje negatywny obraz korporacji jako nastawionej tylko na sukces materialny oraz podaje o niej nieprawdziwe dane.
Już na początku jednej ze spraw sąd w drodze tzw. zabezpieczenia powództwa zakazał emisji filmu w TVP. Spotkało się to z krytyką w mediach; pojawiły się głosy o powrocie cenzury (w 2010 r. Trybunał Konstytucyjny uznał, że sądowy zakaz publikacji nie narusza konstytucji, ale powinny być określone ramy czasowe, w jakich ma on obowiązywać). "Witajcie w życiu" pojawił się jednak w obiegu nieoficjalnym, sprzedawany był m.in. na bazarach; jest też dostępny w internecie. Nagradzano go także na festiwalach, gdzie odbywały się pokazy zamknięte.
W 2004 r. Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił pozew Amway, uznając, że film jedynie krytycznie ocenia "dążenie do sukcesu za wszelką cenę". W 2005 r. Sąd Apelacyjny uznał apelację Amway i zmienił wyrok SO, stwierdzając, że film wytwarza negatywny obraz korporacji. Według SA autora filmu dokumentalnego, tak samo jak i dziennikarza, obowiązuje szczególna staranność przy zdobywaniu materiałów, jak i rzetelna ich prezentacja. SA zakazał TVP emisji filmu, a producentowi nakazał przeprosiny w mediach i wpłatę 10 tys. zł na cel dobroczynny (Amway chciał 50 tys.).
W 2006 r. SN nakazał ponowny proces, uznając kasacje pozwanych od wyroku SA. SN uznał, że skoro film jest w części dokumentalny, a w części - inscenizowany, to nie można go oceniać tak jak materiału dziennikarskiego. Według SN w sprawie musi się wypowiedzieć biegły od "dokumentów fabularyzowanych".
W ponownym procesie biegły uznał, że w reportażu można się posłużyć inscenizacją; Amway podkreśla jednak, że inscenizacją była większość filmu. W drodze pomocy prawnej w USA przesłuchano też członka władz Amway odpowiedzialnego za kontakty z polskim oddziałem korporacji. Zeznał on, że nie są prawdziwe tezy filmu, by większość zysków zgarniała wąska grupa dystrybutorów.
Sam Dederko zeznał, że był to film dokumentalny o przemianach świadomości społecznej. Dodał, że sceny inscenizowane odtwarzają prawdziwe sytuacje. "Film opowiadał o technikach psychologicznych, które niszczą ludzką autonomię; powodują, że wielu dystrybutorów po zakończeniu pracy trafia pod opiekę psychologiczną" - mówił Dederko, będący z wykształcenia psychologiem.