Will Smith dzieli się wiedzą o wirusach
"Czuję się odpowiedzialny" - wyznał w specjalnym programie Will Smith, który 13 lat temu zagrał specjalistę od wirusów w filmie "Jestem legendą". Wyjaśnił też, dlaczego ograniczenie kontaktów z ludźmi jest konieczne w dobie pandemii.
Prawdziwy renesans popularności przeżywa dziś film "Jestem legendą" z 2007, który opowiada o epidemii tajemniczego wirusa, który opanował świat i zamienił ludzi w krwiożercze bestie. Jest m.in. jednym z najchętniej oglądanych filmów na platformie Netfliks. Główną rolę zagrał w nim Will Smith, który wcielił się w postać odpornego na wirusa naukowca, próbującego opracować lek. Dziś aktor przyznaje, że czuje się odpowiedzialny za przekazanie wiarygodnych informacji dotyczących koronawirusa. W tym celu w środę 18 marca wieczorem wystąpił wraz z rodziną w internetowym programie "Red Table Talk", prowadzonym przez jego żonę, Jadę Pinkett Smith.
Aktor wyjaśnił między innymi, dlaczego pozostanie w domu w czasie pandemii jest konieczne. "Załóżmy, że nasz lokalny szpital jest w stanie zapewnić respiratory 40 pacjentom w tym samym czasie. W normalnych warunkach to spora liczba. Jednak jeśli z powodu rozprzestrzeniania się wirusa do szpitala przyjdzie 50 pacjentów z poważnymi objawami, to mamy 10 osób, które nie otrzymają pomocy. To dlatego wzrasta liczba zgonów. Każdy kraj jest w stanie zapewnić leczenie określonej liczbie ludzi. To z tego powodu musimy ograniczyć kontakty, żeby nie pozwolić na śmierć tym osobom, dla których zacznie brakować miejsc w szpitalach" - wyjaśnił Will Smith.
W programie wzięły udział także dzieci Smitha, Trey i Willow oraz jego teściowa, Adrenne Banfield-Jones. "Chciałem o tym opowiedzieć, bo zagrałem w 'Jestem legendą', więc czuję się odpowiedzialny za dezinformację" - zażartował aktor. I dodał, że widzi spore korelacje między tym, o czym opowiadał film, a obecną sytuacją. "To zmieniło moje życie i sposób patrzenia na świat. Są podstawowe zasady, których ludzie nie rozumieją" - stwierdził.
Zaproszony do studia ekspert, dr Michael Osterholm, zgodził się z tym i wyjaśnił, że koronawirus dostaje się do naszego organizmu nie tylko drogą kropelkową, ale również przez to, że zainfekowanymi dłońmi pocieramy oczy. Podkreślił, że niezwykle ważne jest zachowanie półtorametrowych odstępów od osób, w których otoczeniu przebywamy.