Reklama

Will Smith: Czuję się wspaniale, aż mi wstyd

Żaden wielki artysta nie uchroni się przed tym: prędzej czy później nadejdzie dzień, w którym młoda, początkująca gwiazdka zepchnie cię z piedestału. Will Smith ma zaledwie 43 lata, ale już zdążył doświadczyć tego na własnej skórze.

Pewnego dnia, kiedy wybrał się na kolację z przyjaciółmi, zauważył, że krąży wokół niego grupka nastolatków, na twarzach których malowała się wstydliwa niepewność łowców autografów: czy to aby nie ten słynny gość?

Aktor, który nie ma nic przeciwko bliskim spotkaniom ze swoimi fanami, uśmiechnął się do młodych ludzi i gestem przywołał ich do swojego stolika.

- I wiesz, jakie zadali mi pytanie? "Hej, czy to przypadkiem nie ty jesteś ojcem chłopaka z "Karate Kid"?" - mówi Smith, w rozbawieniu kręcąc głową. - Takie rzeczy przydarzają mi się teraz non stop. Wychodzę na miasto - i zawsze znajdzie się ktoś, kto podbiegnie do mnie i powie: "Powiedz Willow, że uwielbiam klip do piosenki "Whip My Hair".

Reklama

Raper, który został gwiazdą ekranu

Tego rodzaju doświadczenia to żadna nowość dla Smitha. W końcu od kilkunastu lat jest mężem Jady Pinkett-Smith, gwiazdy popularnego serialu "Siostra Hawthorne". Od jakiegoś czasu ciosy te spadają nań jednak ze wszystkich stron: trzynastoletni syn aktora, Jaden, rzeczywiście wystąpił w filmie "Karate Kid" (2010), a obecnie pracuje u boku ojca na planie najnowszej produkcji M. Nighta Shyamalana, zatytułowanej "After Earth". Młodsza pociecha Willa, jedenastoletnia Willow, z dnia na dzień stała się gwiazdą internetu za sprawą teledysku do swojego przeboju "Whip My Hair".

Ale ojciec tej dwójki, z którym spotkałam się w jednym z hoteli w Beverly Hills w ciepły, słoneczny poranek, nie sprawia wrażenia zaniepokojonego taką konkurencją. Szeroko uśmiechnięty, w czarnych spodniach i beżowej koszuli, wygląda niemal dokładnie tak samo, jak tamten młodziutki raper, który w połowie lat 90. nieoczekiwanie został gwiazdą ekranu dzięki rolom w filmach "Bad Boys" i "Dzień Niepodległości".

- Jaden aż się rwie do grania w filmach - śmieje się Will Smith. - Kiedy wspólnie jemy kolację, spogląda na mnie drapieżnie. Bardzo chce mi dorównać na polu statystyk box office'u. A ja mówię mu: "Synu, nauczę cię wszystkiego, co wiem. A ty, jeśli będziesz ciężko pracował, masz szansę stać się drugim największym gwiazdorem kina wszech czasów".


Aktor wybucha szczerym śmiechem. Jaden nieprędko jeszcze dogoni swojego tatę, który po czteroletniej przerwie wraca na duży ekran rolą w wyczekiwanej od dziesięciu lat kontynuacji przebojowej serii "Faceci w czerni". Smith bez ogródek przyznaje, że fakt, iż wrócił do gry, doskonale wpływa na jego samopoczucie. - Czuję się wspaniale, aż mi wstyd - mówi.

Filmy muszą nieść przesłanie

"3D Faceci w czerni 3" to kolejny popis Smitha i Tommy'ego Lee Jonesa w rolach, które zyskały już status kultowych: Agenta J i Agenta K. Tym razem Agent J, czyli Smith, jest zmuszony odbyć podróż w przeszłość, w lata 60., by uratować K (Jones) od śmierci z ręki przedstawiciela Obcych. W tym celu musi połączyć siły z młodszym wcieleniem K (Josh Brolin) i poniekąd stać się mentorem dla swojego mistrza...

Powrót na terytorium "Facetów w czerni" może wydawać się ryzykowny, zważywszy na sukces poprzednich części cyklu. Od premiery "Facetów w czerni 2" minęło dziesięć lat; od premiery pierwszej odsłony serii - piętnaście, a przecież Smith i Jones nie stali się młodsi... Czy uda im się wskrzesić magię lat 90. w drugiej dekadzie XXI wieku?

- W tej branży, kiedy już jesteś naprawdę starym wygą, przestajesz robić młodzieżowe filmy. Prawda? Taka przynajmniej jest obowiązująca teoria. Ale ja jej nie wyznaję - mówi Smith.

Czasy, kiedy Smith w porze letniej niepodzielnie panował w multipleksach, z dzisiejszej perspektywy wydają się dość odległe. On sam deklaruje jednak, że jest gotów wrócić do kina robionego z rozmachem, aczkolwiek z nieco inną perspektywą: perspektywą 43-latka.

- Lubię superprodukcje - wyjaśnia - ale szukam w nich teraz czegoś innego. Lubię grać w filmach, które niosą ze sobą jakąś treść, jakieś przesłanie. W trzeciej części "Facetów w czerni" poruszamy wątek destrukcyjnego wpływu sekretów na relacje między ludźmi i pokazujemy, że relacje te można naprawić, kiedy ludzie przestają zatajać przed sobą różne rzeczy.

Skoro o sekretach mowa - nie jest tajemnicą, że choleryczny Tommy Lee Jones nie jest najłatwiejszym współpracownikiem w Hollywood. Twardy Teksańczyk na ekranie i poza nim, Jones ma małą tolerancję na błędy kolegów i nie ma oporów przed głośnym wyrażaniem swojego zdania.

- Tak naprawdę Tommy jest przezabawny na swój własny sposób - zapewnia tymczasem Smith. - Ze wszystkich ról, jakie zagrał w swojej karierze, jego osobowość najlepiej oddaje Samuel Gerard ze "Ściganego". Jones mówi i żartuje w identyczny sposób. To ten typ energii. Kiedy usłyszy naprawdę dobry kawał, wbija w ciebie śmiertelnie poważne spojrzenie i mówi dobitnie: "Ha!". Po tym właśnie możesz poznać, że dowcip zrobił na nim wrażenie.

Will Smith może i zniknął na pewien czas z dużego ekranu, ale na pewno nie wylegiwał się w tym czasie w hamaku, oglądając seriale.

- Zajmuję się produkcją przedsięwzięć moich dzieci i serialu, w którym gra moja żona - wyjaśnia. - Bardzo lubię to zajęcie. Wciągnąłem się w to i odkryłem, że produkcja i czuwanie nad montażem to dla mnie najnaturalniejsze zajęcie pod słońcem.

Smith "wciągnął się w to" do tego stopnia, że właściwie stracił rachubę czasu...

- Nagle zdałem sobie sprawę, że nie stałem przed kamerą już trzy lata. Zrozumiałem, że już czas, bym wrócił do pracy.

Zobacz zwiastun filmu "Ja, robot":


A jednak wysiłek, jaki włożył w budowanie kariery swojej żony i dzieci, wpisuje się w najdawniejsze marzenia aktora, sięgające jeszcze czasów dzieciństwa.

- Kiedy byłem mały, bardzo lubiłem oglądać "Dallas" - wspomina. - Odkąd pamiętam, chciałem, żeby moje dorosłe życie wyglądało tak, jak w tym serialu. Bardzo podobało mi się to, że posiadłość rodziny Ewingów miała nazwę: Southfork. Myślałem sobie: "Jak to możliwe, że dom ma nazwę? Przecież nasz dom nie ma żadnej...".

- Marzyłem o tym, żeby pewnego dnia mieć rodzinną firmę; żebyśmy wszyscy spotykali się przy wspólnym stole w domu stojącym na terenie naszej posiadłości i rozmawiali o interesach. Za każdym razem, kiedy oglądałem "Dallas", mówiłem sobie w duchu: "Chcę tego!".

- Budowałem swoje własne Dallas z zapałem godnym szalonego naukowca. Dziś odczuwam radość, patrząc, jak sen, który śniłem jako siedmiolatek, wydaje owoce. Buduję rodzinę, o jakiej zawsze marzyłem, i wspólnie z nią robię to, co wszyscy kochamy. Buduję ją w oparciu o przemysł rozrywkowy. Razem uczymy się reguł tej gry.

- Uwielbiam patrzeć, jak moja rodzina rozkwita.

Rodzinny biznes? Kino!

Pomysł, by rodzinny biznes oprzeć właśnie na kinematografii, przyszedł małemu Willowi do głowy w 1977 r., kiedy pewien film odmienił jego życie.

- Nigdy nie czułem się na sali kinowej tak wspaniale, jak podczas seansu "Gwiezdnych wojen" - wyznaje aktor. - Ten film ukształtował moją wyobraźnię. Zanim znalazłem się w tej sali, na tym filmie, wyobraźnia ta była bardzo ograniczona. Kiedy stamtąd wychodziłem, nie mogłem zrozumieć, jak to możliwe, że ktoś wymyślił coś takiego i wzbudził we mnie takie uczucia.

- To była ważna lekcja. To, jak ludzie czują się na sali kinowej podczas filmu z moim udziałem, jest dla mnie najważniejsze. Nigdy nie dbałem o nagrody - przyznaje je niewielka grupa ludzi. Mi zależy na tym, żeby jak najwięcej osób doświadczyło czegoś, co sprawi, że w ich wyobraźni coś zakiełkuje.

Na kolejny film z udziałem Willa Smitha na pewno nie będziemy czekać kolejne cztery lata. Oprócz wspomnianego "After Earth", w którym gra razem z synem, aktor pracuje na planie trzech produkcji: "Bad Boys 3", "Hancock 2" i "Ja, robot 2". - Mogę zdradzić tyle, że scenariusz "Bad Boys" został oparty na naprawdę fajnym pomyśle - mówi.

Zobacz zwiastun filmu "Bad Boys 2":


- Zazwyczaj szukam takiego materiału filmowego, który wywoła jakiś oddźwięk - wyjaśnia swoją filozofię Smith. - W obrazach fantastyczno-naukowych, takich jak "After Earth", podoba mi się właśnie to, że są to wysokobudżetowe filmy z poważnym przesłaniem, opakowane w całą tę otoczkę kinowego hitu.

A jak pracuje się z "drugim największym gwiazdorem kina wszech czasów"? Dumny tata tylko się uśmiecha...

- Jayden dokładnie wie, czego chce - mówi. - "After Earth" to bardzo poważny film, w związku z czym cały czas chodzi za mną i marudzi: "Chcę zagrać w komedii, proszę! Tatusiu, pozwól mi się powygłupiać!".

Jak się okazuje, trójka dzieci aktora (najstarszy, osiemnastoletni Trey to syn z pierwszego małżeństwa z Sheree Smith) to wygadana gromadka.

- Moje dzieci z całą pewnością mają swoje zdanie - mówi Smith. - Weźmy na przykład Willow. Najpierw nagrywa ten wielki hit, "Whip My Hair" ("Rzucam włosami" - przyp. red.), a potem strzyże się na zero. A jej matka mówi mi: "Nie mam z tym problemu, skarbie"!

- Zastanawiałem się, czy powinienem zwrócić jej uwagę, ale też jest dla mnie sprawą oczywistą, że mam tutaj do czynienia z małą dziewczynką. Jak mam ją nauczyć, że to ona podejmuje decyzje dotyczące swojego ciała, mówiąc jej jednocześnie, że to ja decyduję, co może zrobić ze swoimi włosami? Pewnego dnia moje miejsce w jej życiu zajmie jakiś mężczyzna - i moja córka będzie musiała umieć jasno powiedzieć, że nie chce, aby ktoś jej dotykał, jeśli ona sama nie ma na to ochoty. Uczymy ją więc, że jej ciało należy do niej. To Willow podejmuje związane z nim decyzje.

- Dla mnie osobiście w rodzicielstwie najtrudniejsza jest kontrola emocjonalna. Często rozmawiamy z żoną o tym, czy dzieci powinno się chronić w okresie dorastania. Ja sam stopniowo dozuję im obowiązki. Nakładam na nie dokładnie takie obciążenia, jakie są w stanie unieść. Będę to robił, aż nauczą się same dźwigać ciężar swojego życia.

Cindy Pearlman

"The New York Times"

Tłum. Katarzyna Kasińska

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: Wstyd | smith
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy