Wieńczysław Gliński: Dorastał w teatrze
Wielki talent i niezwykły głos sprawiły, że każda jego rola, również radiowa, zapadała głęboko w pamięć.
Jego pierwsze wspomnienie związane było z teatrem. Urodzony w 1921 roku Wieńczysław Gliński miał 4 lata, gdy mama zaprowadziła go na sztukę dla dzieci, w której występował jego ojciec Edward Szupelak-Gliński. W jednej ze scen ojca napadli zbójcy. - Zostawcie mojego tatę - krzyknął na całą salę Wieńczysław. Kilka lat później, jako 12-latek, sam stanął na profesjonalnej scenie, grając w "Jasiu i Małgosi".
- Nie spotkałem aktora, któremu granie przychodziło tak łatwo - pisał o Sławku, jak go nazywali znajomi, Andrzej Łapicki. Ta łatwość grania pomogła Glińskiemu odzyskać wolność, gdy w czasie wojny został zatrzymany podczas łapanki. Trafił wtedy do obozu na Majdanku. Zagrał jednak jakąś scenkę, spodobało się to komendantowi i go wypuścił. Po powstaniu warszawskim znów trafił do obozu, ale tym razem miał mniej szczęścia i musiał czekać na jego wyzwolenie.
Okres powojenny to pasmo sukcesów Wieńczysława Glińskiego. Grał w teatrze, miał na swoim koncie znaczące role w filmach, takich jak "Kanał" czy "Orzeł". W życiu prywatnym jednak różnie bywało.
Pierwszą żonę Inkę poznał w radiu, z którym niemal od zawsze współpracował. Byli dobrym małżeństwem, doczekali się córki. Prowadzili jednak rozrywkowe życie, które często skutkuje błędami. Jego żona taki błąd popełniła. Małżeństwa nie dało się uratować. Jakiś czas później aktor poślubił kelnerkę Marylę, z którą nie czuł się szczęśliwy. Był jednak przy niej aż do jej śmierci.
Nie bez wpływu na jego karierę miał fakt, że podczas stanu wojennego publicznie potępił protestujących aktorów. Prawdopodobnie to sprawiło, że po 1989 r. pojawiał się na ekranie rzadziej, niż można było się spodziewać. Jedną z ostatnich ról zagrał w filmie Jacka Bławuta "Jeszcze nie wieczór", w którym mógł powiedzieć wymarzony monolog Hamleta. Nie doczekał premiery. Zmarł 8 lipca 2008 roku.