Reklama

Wielcy twórcy, koszmarne filmy. Najgorsze dzieła uznanych reżyserów

Każdy popełnia czasem błąd, nawet wielcy twórcy filmowi. Bywa, że są to potknięcia, o których trudno zapomnieć. Oto sześć koszmarków filmowych, pod którymi podpisali się uznani reżyserzy.

"Pirania II: Latający mordercy", reż. James Cameron

Po sukcesie "Piranii" Joe Dantego z 1978 roku szybko rozpoczęto prace nad sequelem. Scenariusz co chwilę się zmieniał, a budżet był coraz mniejszy. Gdy reżyser Miller Drake został zwolniony przez producenta na chwilę przed rozpoczęciem zdjęć, za kamerą filmu zasiadł James Cameron - w tamtym momencie specjalista od efektów specjalnych, a w przyszłości wizjoner kina, król świata i zdobywca Oscara za "Titanica".

Twórca "Terminatora" nie brał udziału w montażu filmu, nie pozwolono mu też obejrzeć stworzonego przez siebie materiału. Zdesperowany Cameron włamał się do studia w Rzymie, gdy producenci byli na festiwalu w Cannes. Chciał przemontować produkcję. Niestety, został złapany na gorącym uczynku. Przez lata odcinał się od "Piranii II". Później żartował, że to najlepszy horror komediowy o latających piraniach w historii.

Reklama

"Psychol", reż. Gus Van Sant

"Psychol" z 1998 roku był remakiem "Psychozy" Alfreda Hitchcocka. Gus Van Sant zdecydował się na kontrowersyjny pomysł i niemal odtworzył kultowy horror ujęcie po ujęciu. Dopowiedział niektóre wątki, dostosował realizację do współczesnej technologii, a całość nakręcił w kolorze — tyle nowości. Różne było także przyjęcie obu filmów. "Psychozie" towarzyszyły kontrowersje, ale po latach uznano ją za dzieło przełomowe. Tymczasem "Psychol" spotkał się głównie z negatywnym przyjęciem.

Krytykowano podobieństwa do oryginału oraz wprowadzone dopowiedzenia, dotyczące m.in. seksualności Normana Batesa. Wskazywano, że wcielający się w niego Vince Vaughn został źle obsadzony. Film nagrodzono trzema Złotymi Malinami: za najgorszy remake lub sequel, reżyserię i aktorkę drugoplanową (Anne Heche). 

"Małolat", reż. Rob Reiner

Film opowiadał o jedenastolatku, który udaje się w podróż po całym świecie w celu znalezienia idealnych rodziców. Za kamerą stanął Rob Reiner, twórca "Kiedy Harry poznał Sally", "Misery" oraz "Ludzi honoru" - reżyser, który zwykle nie miał problemu z trafieniem w gust publiczności. Gdy w końcu zdarzyło mu się potknięcie, było ono katastrofalnych rozmiarów.

Krytycy nie wiedzieli, jak Reiner mógł podpisać się pod takim niewypałem. "Nienawidzę tego filmu. Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę tego filmu. Naprawdę go nienawidzę. Nienawidzę każdego drwiącego, głupiego, pustego i obraźliwego momentu dla publiczności. Nienawidzę samej myśli, że komuś mogłoby się to spodobać. Nienawidzę znieważającej sugestii, że publiczność będzie się na nim dobrze bawiła" - szydził Roger Ebert, nestor amerykańskiej krytyki filmowej. Skończyło się na porażce finansowej i sześciu nominacjach do Złotych Malin.

"Rejs w nieznane", reż. Guy Ritchie

Guy Ritchie, który wyrobił sobie nazwisko komediami gangsterskimi, zrealizował w 2002 roku komedię romantyczną, będącą remakiem filmu Liny Wertmüller z 1974 roku. Produkcja opowiadała o uczuciu, jakie rodzi się między kobietą i mężczyzną na bezludnej wyspie. Ritchie obsadził w roli głównej Madonnę, która była wtedy jego żoną. Przyjęcie produkcji było raczej chłodne. "Kolejny dowód na to, że Madonna jest koszmarną aktorką" - czytamy w recenzjach. 

Sama piosenkarka stwierdziła, że media się na nią uwzięły. Uważała także, że Ritchie odniósł za duży sukces swoimi pierwszymi filmami, a krytycy działają właśnie w taki sposób — zawsze ciągną w dół. "Rejs w nieznane" "nagrodzono" pięcioma Złotymi Malinami: dla najgorszego filmu roku, aktorki (Madonna), ekranowej pary, remake'u lub sequela oraz reżysera.

"Układ prawie idealny", reż. John Schelsinger

Nieudany koniec wielkiej kariery. "Nocny kowboj" Johna Schlesingera z 1969 roku zrewolucjonizował amerykańskie kino. O "Układzie prawie idealnym" z 2000 roku, który zamyka filmografię reżysera, wszyscy wolelibyśmy zapomnieć. Fabuła skupia się na dwójce przyjaciół — heteroseksualnej kobiecie i homoseksualnym mężczyźnie — którzy decydują się mieć razem dziecko. Gdy pięć lat później ona zamierza rozpocząć związek i wyprowadzić się, zaczyna się sądowa batalia o prawo do opieki. 

Krytycy łapali się za głowę i nie wiedzieli, co się stało z wybitnym reżyserem. Jego nietrafiona komedia została nominowana do pięciu Złotych Malin. "Nagrodzono" Madonnę za najgorszą rolę kobiecą. 

"Jack", reż. Francis Ford Coppola

W 1994 roku twórca "Ojca Chrzestnego" i "Czasu Apokalipsy" popełnił film o chłopcu, który za sprawą rzadkiego schorzenia starzeje się cztery razy szybciej. W wieku dziesięciu lat wygląda jak czterdziestoletni mężczyzna. W tytułowego Jacka wcielił się Robin Williams, mistrz komediowej improwizacji. Brzmi, jak przepis na hit. Niestety, coś poszło nie tak.

"Jack" nie wzruszał i nie bawił. Coppola nie potrafił dobrze ukierunkować energii Williamsa, a pocieszne momenty nie współgrały z tragedią bohatera. "'Jack' był filmem, którego wszyscy nienawidzili, przez co byłem nieustannie przeklinany i wyśmiewany. Muszę przyznać, że 'Jack' jest słodki i zabawny" - stwierdził Coppola. "Wiem, że powinienem się go wstydzić, ale tak nie jest. Nie rozumiem, dlaczego wszyscy tak go znienawidzili. Może z powodu charakteru samego filmu. Uważano, że skoro zrobiłem 'Czas Apokalipsy', to jestem reżyserem rangi Marty'ego Scorsese, a nagle kręcę głupotkę Disneya z Robinem Williamsem. A ja zawsze chętnie nakręcę każdy rodzaj filmu".

"Diuna", reż. David Lynch

Próby adaptacji "Diuny" Herberta były podejmowane na przestrzeni wielu lat. Producentowi Dino de Laurentiisowi udało się w końcu zebrać budżet, a reżyserem został David Lynch, będący właśnie po sukcesie "Człowieka słonia". Wszyscy wierzyli, że będzie to początek kasowej serii. A potem rozpoczęły się zdjęcia - ciągnące się w nieskończoność, trawione kolejnymi problemami i generujące dodatkowe koszty. 

Krytycy zgodnie ogłosili "Diunę" jednym z najgorszych filmów 1984 roku. "Film potrzebował dziewięciu minut, żeby ograbić mnie ze wszystkich oczekiwań" - pisał Roger Ebert. Ganiono fabułę, zagmatwaną i zupełnie niezrozumiałą dla osób, które nie czytały wcześniej książki. Recenzenci wskazywali także, że film jest wizualnie brzydki, a niektóre jego sceny są wręcz odpychające.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy