Widzowie bojkotują film Woody'ego Allena
Ze względu na kontrowersje związane z osobą słynnego reżysera Woody'ego Allena, jego poprzedni film, "W deszczowy dzień w Nowym Jorku", nie doczekał się w ubiegłym roku premiery w Stanach Zjednoczonych. I kiedy wydawało się, że film całkowicie ominie tamtejsze kina, bez wielkiej pompy pojawił się w nich w ubiegły weekend. Zobaczyło go około... trzystu osób.
Jak informuje portal "Indiewire", 9 października "W deszczowy dzień w Nowym Jorku" zadebiutował w sześciu amerykańskich kinach. Zarobił w nich niecałe trzy tysiące dolarów. W przeliczeniu na kino średnia wpływów wyniosła dokładnie 457 dolarów, co oznacza, że w sumie sprzedano około trzystu biletów.
"W deszczowy dzień w Nowym Jorku" mogli zobaczyć widzowie w Chicago, Bostonie, Atlancie, Cleveland i Fort Myers. Pomimo słabego wyniku kasowego, w czterech z sześciu kin, w jakich pokazano film Allena, był on najchętniej oglądaną propozycją weekendu. To tylko pokazuje skalę wpływu pandemii COVID-19 na amerykańskie kina.
Do momentu premiery w Stanach Zjednoczonych "W deszczowy dzień w Nowym Jorku" zdążył już zostać pokazany na całym świecie, w tym w Polsce. Poradził sobie w kinach lepiej niż poprzedni film Allena "Na karuzeli życia", który był pokazywany również w amerykańskich kinach. Jednak i na jego słaby odbiór miały wpływ kierowane pod adresem reżysera oskarżenia o przestępstwa seksualne. "Na karuzeli życia" zarobił na całym świecie 16 milionów dolarów, "W deszczowy dzień w Nowym Jorku" poza Stanami przyniósł zysk 22 milionów dolarów.
Podczas niedawnego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w San Sebastian zdążył już zadebiutować kolejny film Allena "Rifkin’s Festival". Wydaje się jednak mało prawdopodobne, że amerykańscy widzowie będą mogli go oglądać w kinach.
"Zakładam, że już do końca życia przez większość ludzi będę uważany za seksualnego drapieżnika" - ocenia sytuację Allen, który zaprzecza oskarżeniom i który widowni dla swoich kolejnych filmów musi szukać poza granicami USA.