Whitewashing w Hollywood
31 marca 2017 roku swą światową premierę miał "Ghost in the Shell", amerykańska adaptacja mangi Masamune Shirowa. Przed twórcami stało nie lada wyzwanie. Zarówno manga, jak i oparte na niej anime z 1995 roku w reżyserii Mamoru Oshiiego mają status kultowych. Tymczasem krytyka pojawiła się jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć, gdy okazało się, że w główną bohaterkę, cyborga Major, wcieli się Scarlett Johansson...
Część fanów oskarżyła twórców o whitewashing - obsadzanie białych aktorów w rolach postaci o innym kolorze skóry. Oczywiście twórcy jak najszybciej chcieli ugasić pożar. W obronie ich decyzji stanął także Oshii, zaznaczając, że Major jest cyborgiem i kwestia koloru skóry nie powinna jej dotyczyć.
Kontrowersje związane z castingiem do "Ghost in the Shell" nie są pierwszymi tego typu, niestety, pewnie też nie ostatnimi. Niektórzy aktorzy byli krytykowani za zagranie postaci należącej do innej rasy, inni otrzymywali za to najważniejsze nagrody. W naszym zestawieniu przedstawiamy dziesięć podobnych decyzji castingowych i reakcji, jakie wywołały.
John Wayne jest bez wątpienia ikoną amerykańskiego kina, a wiele z jego filmów - między innymi "Dyliżans" oraz "Poszukiwacze" - zaliczane są do najważniejszych w historii. Niestety, jest on także bohaterem mniej chlubnych rankingów, w tym na "najgorszy casting w historii". W "Zdobywcy" z 1956 roku zagrał Czyngis-chana, władcę imperium mongolskiego. Aktor był pod ogromnym wrażeniem scenariusza i od początku chciał zagrać główną rolę. Nie wszyscy podzielali jednak jego entuzjazm, w tym Dick Powell, reżyser filmu. Ostatecznie stwierdził jednak, że "Johnowi Wayne'owi się nie odmawia". "Zdobywca" okazał się katastrofą komercyjną i artystyczną, a jego porażka przyczyniła się do zamknięcia wytwórni RKO Radio Pictures. Sam Wayne do końca życia żałował udziału w filmie.
Porażka "Zdobywcy" była w tym czasie wyjątkiem. W tym samym roku swą premierę miała komedia "Herbaciarnia pod księżycem", w której legendarny Marlon Brando wcielił się w Japończyka Sakiniego, tłumacza głównego bohatera, amerykańskiego wojskowego. Aktor potraktował swą rolę niezwykle poważnie. Przygotowywał się do niej przez długie miesiące, a każdego dnia przed rozpoczęciem zdjęć poświęcał dwie godziny na charakteryzację. Film odniósł ogromny sukces. Otrzymał sześć nominacji do Złotego Globu, w tym za najlepszą komedią lub musical oraz za rolę Brando, a także do nagrody specjalnej za najlepszy film promujący międzynarodowe zrozumienie. Po latach aktor nie ukrywał jednak, że nie jest zadowolony ze swojego występu.
Także w 1956 roku swą premierę miała adaptacja wystawianego na Broadwayu musicalu "Król i ja", opowiadającego o służbie brytyjskiej nauczycielki na dworze króla Syjamu - Mongkuta. W monarchę wcielił się urodzony we Władywostoku Yul Brynner. Dla aktora była to jedna z pierwszych ról kinowych. Wcześniej pracował jako model i reżyser telewizyjny, a od 1951 roku z sukcesem wcielał się w Mongkuta na Broadwayu, co przyniosło mu między innymi nagrodę Tony. "Król i ja" otrzymał dziewięć nominacji do Oscara, w tym w najważniejszych kategoriach. Ostatecznie zdobył pięć statuetek, między innymi za rolę Brynnera, który rywalizował o tytuł najlepszego aktora roku między innymi z Jamesem Deanem i Laurencem Olivierem. Ten sukces stanowił dla niego przepustkę do Hollywood. Do końca życia występował też w scenicznej wersji musicalu. W Mongkuta wcielił się ponad 4600 razy.
Do historia przeszła także rola Mickey'a Rooney'a w "Śniadaniu u Tiffany'ego" Blake'a Edwardsa. Niestety, jej recepcji było bliżej do przygody Johna Wayne'a ze "Zdobywcą". Rooney wcielił się w pana Yunioshiego, mówiącego łamanym angielskim znerwicowanego Japończyka, który wynajmuje mieszkanie granej przez Audrey Hepburn Holly. Początkowo recenzje nie były skrajnie negatywne. Jednak z czasem pan Yunioshi stał się czołowym przykładem rasizmu Hollywood. Niektórzy recenzenci zaznaczali, że sama postać prezentowała wszelkie negatywne stereotypy dotyczące Azjatów, a zagranie jej przez białego aktora jeszcze pogorszyło sprawę. Sam Rooney był bardzo poruszony negatywnymi recenzjami i oskarżeniami o rasizm. Jednocześnie przyznał, że gdyby zdawał sobie sprawę, że jego rola kogoś urazi, nigdy nie przyjąłby jej.
Kontrowersje towarzyszące premierze "Ghost in the Shell" przypominają te z 2009 roku, gdy na ekrany kin wchodził film "Dragonball: Ewolucja". Adaptacja popularnej mangi Akiry Toriyamy spotkała się z chłodnymi reakcjami krytyków oraz wściekłością fanów. Tu również negatywne komentarze pojawiły się, gdy ogłoszono, że Goku, głównego bohatera, zagra znany z "Wojny światów" Stevena Spielberga Justin Chatwin. Sytuacji nie poprawiły kolejne doniesienia obsadowe oraz liczne zmiany względem oryginału. Ostatecznie sam Toriyama, mający znikomy wpływ na kształt filmu, poradził fanom, by traktowali go jako alternatywną wersję mangi. Chociaż scena po napisach zapowiadała kontynuację "Dragonball: Ewolucji", ta nigdy nie powstała. Później za film przepraszał między innymi jego scenarzysta, Ben Ramsey.
Wysokobudżetowa adaptacja popularnego słuchowiska radiowego spotkała się z falą krytyki, gdy rolę pomocnika tytułowego bohatera, Indianina Tonto, otrzymał Johnny Depp. W odpowiedzi aktor wyznał, że głęboko wierzy w przynależność swoich przodków do plemion Czirokezów lub Krików. Na nic zdały się jednak jego słowa. "Jeździec znikąd", za którym stali ludzie odpowiedzialni za sukces serii "Piraci z Karaibów", okazał się porażką frekwencyjną, a recenzenci byli bezlitośni. Film otrzymał pięć nominacji do Złotych Malin, w tym dla najgorszej produkcji roku i najgorszego aktora dla Deppa. Ostatecznie skończyło się na jednej nagrodzie - za najmniej udany remake lub sequel.
Gdy ogłoszono, że Benedict Cumberbatch wcieli się w antagonistę w kontynuacji "Star Treka" J.J. Abramsa z 2009 roku, wielu fanów przypuszczało, że przypadnie mu rola Khana, jednego z najbardziej znanych i najgroźniejszych przeciwników z oryginalnej serii. Mimo zaprzeczeń ze strony aktora, reżysera i scenarzystów, podejrzenia te okazały się słuszne. Nikt nie spodziewał się jednak, że "W ciemność. Star Trek" będzie w dużej mierze trawestować najbardziej znane sceny z "Gniewu Khana" z 1982 roku, drugiego filmu kinowego z oryginalną obsadą serialowego "Star Treka". Fani nie byli tym zachwyceni. Niektórzy wskazywali także, że Cumberbatch - w przeciwieństwie do innych członków współczesnej obsady - zupełnie nie przypomina pierwszego odtwórcy swej postaci. W wypadku Khana był to meksykański aktor Ricardo Montalbán, natomiast sam złoczyńca wywodził się z plemienia Sikhów. Mimo tych kontrowersji, występ Cumberbatcha okazał się jednym z lepszych elementów "W ciemność. Star Trek".
Decyzja o obsadzeniu wszystkich ról filmu "Exodus: Bogowie i królowie" białymi aktorami wywołała ogromne kontrowersje. Fabuła dotyczyła wyjścia Izraelitów z Egiptu, dlatego też szybko pojawiły się porównania z opowiadającymi tę samą historię "Dziesięcioma przykazaniami" z 1956 roku. Tam również w Mojżesza, faraona Ramzesa II i pozostałe postaci wcieli się biali aktorzy. Zarzucano, że przez prawie sześćdziesiąt lat w Hollywood nic się nie zmieniło. Decyzje castingowe próbował wytłumaczyć reżyser Ridley Scott. W niezbyt elegancki sposób zwrócił uwagę, że bez wielkich nazwisk nie otrzymałby odpowiednio dużego budżetu. Jego słowa miały efekt odwrotny od zamierzonego - tylko podgrzały atmosferę. Sam film zebrał średnie recenzje, nie zadowalał także jego wynik finansowy.
Krytyka spotkała także twórców filmu "Piotruś. Wyprawa do Nibylandii", prequela historii chłopca, który nie chciał nigdy dorosnąć. W Tygrysią Lilię, córkę wodza Indian, wcieliła się Rooney Mara, aktorka znana z roli hakerki Lisbeth Salander w "Dziewczynie z tatuażem" Davida Finchera. Decyzja ta została bardzo źle przyjęta, szczególnie, że jeszcze nie opadły emocje po obsadzeniu Johnny'ego Deppa w "Jeźdźcu znikąd". Powstała nawet petycja w celu zastąpienia Mary aktorką wywodzącą się z jednego z Indiańskich plemion... Film miał swą premierę we wrześniu 2015 roku. Okazał się porażką artystyczną i finansową. Z kolei Mara za swą rolę otrzymała nominację do Złotej Maliny - dla najgorszej aktorki drugoplanowej.
Przy okazji adaptacji komiksu Marvela "Doktor Strange" zmiana koloru skóry jednej z postaci nie spotykała się z jednoznacznie negatywnymi reakcjami widzów. Odpowiednikiem Starożytnej z papierowego pierwowzoru był The Ancient One, potężny mistrz magii mieszkający w magicznej krainie gdzieś w Himalajach. Tymczasem twórcy filmu zmienili płeć postaci oraz jej pochodzenie na celtyckie. Nie wiadomo, czy ich działania zostałyby przyjęte tak dobrze, gdyby nie obsadzenie w roli Starożytnej Tildy Swinton. Zdobywczyni Oscara za "Michaela Claytona" kradła każdą scenę pozostałym członkom gwiazdorskiej obsady, z Benedictem Cumberbatchem na czele. Za swą rolę otrzymała nominację do Saturna dla najlepszej aktorki drugoplanowej.