Reklama

Wes Anderson: Chłopiec w przykrótkich spodniach

Martin Scorsese namaścił go 12 lat temu jako nadzieję współczesnego kina. Mimo że przeciętnemu konsumentowi kultury nazwisko Wesa Andersona mówi niewiele, chudy Amerykanin w marynarce dandysa stał się jednym z najbardziej oryginalnych twórców filmowych ostatniej dekady.

Z okazji polskiej premiery jego najnowszego filmu "Moonrise Kingdom. Kochankowie z Księżyca" wymieniamy 5 cech, po których niezawodnie poznamy, że obraz, na który właśnie trafiliśmy w kinie lub w telewizji, to z pewnością dzieło 43-letniego oryginała z Teksasu.

Czcionka

Pierwszy dowód, że film, który właśnie zaczęliśmy oglądać wyreżyserował Wes Anderson, a nie Paul Thomas Anderson (czy nawet W.S.Anderson), otrzymujemy zawsze na początku seansu. Przyznacie, że przybić reżyserską pieczęć już w trakcie napisów początkowych potrafi chyba tylko Woody Allen, który każdy ze swych filmów rozpoczyna charakterystyczną czarną planszą z białą czcionką Windsor i klasycznym bigbandowym jazzem w tle. Idziecie w ciemno do kina, słyszycie jazz, widzicie białe literki na czarnym tle i możecie z 99-procentową pewnością stwierdzić, że trafiliście na komedię Woody'ego Allena.

Reklama

Nie inaczej jest z filmami Wesa Andersona. Amerykański reżyser zawsze podpisuje swe obrazy żółtą czcionką Futura. Sam twórca przyznał w komentarzu DVD do jednego ze swych pierwszych filmów - "Rushmore" - że użycie tej a nie innej czcionki (i koloru) to hołd złożony włoskiemu kinu lat 50. i 60. - ówczesne produkcje Cinecitta charakteryzowały się właśnie podobną typografią. Niektórzy dopatrują się jednak w tej strategii nawiązania do twórczości Stanleya Kubricka - reżyser "Oczu szeroko otwartych" stosował bowiem konsekwentnie pogrubioną wersję tej czcionki - Futura Extra Bold. Wydaje się jednak, że Kubrickowskiego ducha dopatrzyć możemy się bardziej w filmach drugiego Andersona - Paula Thomasa ("Aż poleje się krew", "Mistrz"); reżyser "Moonrise Kingdom" daje nam raczej ciągłe świadectwo fascynacji europejskim kinem autorskim.

Ważna aktualizacja. W "Moonrise Kingdom" Wes Anderson złamał zasadę użycia czcionki Futura, zachował jednak żółty kolor planszy tytułowej. Hmm, jak to interpretować? Amerykański reżyser najwyraźniej ewoluuje, zachowując jednak przy tym podwaliny swej twórczej filozofii.

Bill Murray

No dobra, w filmach Wesa Andersona wystąpiło wielu znakomitych aktorów. Rola Gene'a Hackmana w "Genialnym klanie" należy z pewnością do najwybitniejszych w filmografii gwiazdora, występ Natalie Portman w krótkometrażówce "Hotel Chevalier" zelektryzował wszystkich fanów talentu (i urody) gwiazdy "Leona zawodowca", ponieważ Andersonowi udało się rozebrać ją przed kamerą; w większości obrazów Amerykanina oglądaliśmy Owena Wilsona. Nie byłoby jednak filmowego świata twórcy "Moonrise Kingdom" bez Billa Murraya.

Co prawda tylko raz widzieliśmy go u Andersona w głównej roli, kiedy wcielił się w tytułową postać "Podwodnego życia ze Steve'em Zissou", jednak pomijając debiutanckie "Bottle Rocket" - oglądaliśmy go (i słyszeli) bez wyjątku w każdym obrazie Amerykanina.

"Wes to ciągle młodzik. Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, był jeszcze dzieckiem. Od czasu 'Rushmore' wydoroślał jako człowiek i twórca. Z każdym filmem jest lepszy i lepszy, ale jedno się nie zmienia. On każdy plan zdjęciowy zamienia w niezapomnianą przygodę. Kręcąc 'Kochanków z Księżyca' wynajął dla nas nie tylko hotel, ale i całą posiadłość. Dla odważnych miał również alternatywę w postaci harcerskich namiotów. Wybrałem posiadłość. Nie tylko ze względu na doborowe towarzystwo, ale i spore zapasy rumu, które mieliśmy do dyspozycji" - żartuje Murray w wywiadzie dla magazynu "Esquire".

"Zdradzę Wam coś jeszcze. Wes znany jest z tego, że zawsze chodzi w przykrótkich spodniach. Jeśli będziecie oglądać film, zobaczycie, że upodobanie to przeniosło się również na jego bohaterów" - dodał aktor.


Piosenki

"Jest w filmie 'Rushmore' piękna scena, kiedy pani Cross (Olivia Williams) zdejmuje Maksowi Fleischerowi (Jason Schwartzman) okulary i wpatruje się w oczy chłopca - tak naprawdę oczy swego zmarłego męża - kiedy w tle słyszymy 'Ooh La La' zespołu The Faces" - Martin Scorsese zachwycał się zakończeniem drugiego filmu Andersona.

"Uwielbiam również fragment 'Bottle Rocket', kiedy bohater Owena Wilsona mówi: 'Nigdy mnie nie złapią, ponieważ jestem niewinny'. Następnie rusza, żeby uratować jednego z towarzyszy zbrodni i wpada w ręce policji przy akompaniamencie '200 Man' Rolling Stonesów" - ekscytował się Scorsese dodając, że muzyka podkreśla w tym fragmencie tożsamość bohatera: "Jest winny w obliczu prawa, w istocie pozostaje niewinnym człowiekiem".

Anderson, trochę w stylu Tarantino, często wykorzystuje w swych filmach popularne piosenki. Stonesów słyszymy także w "Pociągu do Darjeeling", najczęściej jednak mamy do czynienia z kultowymi francuskimi przebojami lat 60. (jak w scenie na plaży w "Moonrise Kingdom", gdzie słyszymy z przenośnego gramofonu "Le Temps De L'amour" w nieśmiertelnym wykonaniu Francoise Hardy). O tym, że muzyka stanowi nie tylko ilustrację, ale także integralną część konstrukcji filmów Wesa Andersona, amerykański twórca udowadnia w swym najnowszym dziele, gdzie muzyczny leitmotiv - opera Benjamina Brittena - wprowadza nas w świat "Moonrise Kingdom".

"Podoba mi się idea, że postaci mojego filmu odpowiadają instrumentom w orkiestrze" - komentuje Anderson.


Kinofilia

Trochę jak w twórczości Martina Scorsese, w każdym filmie Wesa Andersona znajdziemy inspiracje innymi kinematograficznymi dokonaniami. Sam Anderson przyznaje się do bezpośredniego wpływu nowofalową estetyką lat 60. - wymieniając Francoisa Truffauta jako jednego z najważniejszych dla siebie twórców kina. Właśnie "Kieszonkowe" francuskiego reżysera są - według samego twórcy - jednym z bezpośrednich impulsów stojących za realizacją "Moonrise...". Ale Anderson nie byłby wytrawnym miłośnikiem kina, gdyby pozostał jedynie przy tej jednej referencji. Artysta wskazuje również dwa kolejne obrazy - "Black Jack" Kena Loacha oraz "Melody" według scenariusza Alana Parkera jako twórczy zaczyn przy pracy nad swym ostatnim filmem.

Trzeba mieć więc na uwadze, że kino, które uprawia Wes Anderson, jest - jak filmy Martina Scorsese - pełną ukrytych znaczeń prywatną historią kinematografii. Dlatego każdy seans filmu Wesa Andersona jest dla widza źródłem nieustających odkryć, osobliwym filmowym quizem, polegającym na wyszukiwaniu kinematograficznych tropów pozostawionych przez reżysera w strukturze jego obrazów.

Bez kina nie byłoby jego filmów. Scorsese ujawnił niedawno, że Anderson nakręcił "Pociąg do Darjeeling", którego akcja rozgrywa się w Indiach, po tym jak obejrzał rekomendowane mu przez Scorsese filmy legendy indyjskiego kina Satyajita Raya.

Eskapizm

Bohaterowie Wesa Andersona często uciekają, narracyjnym napędem "Moonrise Kingdom" jest nagłe zniknięcie dwójki zakochanych nastolatków. Ale protagoniści wcześniejszych obrazów Amerykanina również starają się zdezerterować z nudnej i okrutnej rzeczywistości. Najczęściej uciekają w świat dziecięcej niewinności. Dlatego w jego obrazach roi się od dziwaków, ekscentryków i oryginałów.

Znajduje to genialne odzwierciedlenie w formie filmów Andersona, w ich baśniowo- nadrealistycznej estetyce, w pewnej wykreowanej sztuczności, która okazuje się schronieniem przed dosłownością realizmu.

"Kino Andersona jest pochwałą fikcji" - pisze krytyk Tadeusz Sobolewski i przytacza słowa Truffauta, które mogłyby być również mottem twórczości autora "Moonrise Kingdom": "Filmy są bardziej harmonijne niż życie. Nie ma w nich martwego czasu. Tacy ludzie jak ja mogą znaleźć szczęście tylko w pracy. W pracy dla kina".


Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wes Anderson
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy