Reklama

"Wałęsa" poruszył widzów w MoMA

Z świetnym przyjęciem spotkała się w nowojorska premiera "Wałęsy. Człowieka z nadziei" Andrzeja Wajdy. Jego droga do Oscara będzie jednak zdaniem widzów, a wśród nich przedstawicieli świata filmu, niełatwa z powodu dużej konkurencji.

Do wypełnionej po brzegi sali kinowej MoMA w niedzielę, 8 grudnia, wieczorem przybyli m.in. krytycy, producenci i naukowcy specjalizujący się w kinie. Poruszeni, komplementowali, zwłaszcza Roberta Więckiewicza w roli Wałęsy.

Richard Pena, profesor School of Arts na Uniwersytecie Columbia, były dyrektor New York Film Festival, uznał w rozmowie z PAP film za bardzo istotny i pełen namiętności.

"Wajda pokazuje jak zwykle historię w całej jej złożoności, a także Wałęsę w całej jego złożoności. Widzimy jego osiągnięcia, ale też człowieka z wahaniami, nie zawsze przyjemnymi cechami, a zarazem z niezwykłą odwagą" - podkreślił.

Reklama

W opinii naukowca Wajda w filmie który - jak zaznaczył - podziwia, jest zbyt uczciwy, by uczynić z niego dramat, ponieważ jest to historia. W historię nie zawsze wpisana jest dramaturgia. Amerykanie natomiast zawsze szukają jakiejś opowieści. "Brak czystej fabuły może nie przyciągnąć w USA zwykłego widza. Mam jednak nadzieję, że wielu Amerykanów zobaczy ten wspaniały dokument o niezwykle ważnych wydarzeniach XX wieku" - dodał. Według Peny na Oscara zasługiwałby zwłaszcza Więckowicz za rolę Wałęsy.

Mieszkający w Nowym Jorku krytyk filmowy "Screen International" David D'Arcy z autoironią mówił PAP o prawdopodobieństwie zrozumienia filmu w USA. "Jestem Amerykaninem i myślę, że nic nie jest zrozumiałe dla Amerykanów. Nie mówimy obcymi językami, ciągle podróżujemy, ale nigdy nic nie widzimy, ani też nie mamy poczucia historii. A przecież wszystko to jest istotne, by zrozumieć ten film. Poza tym jest to trybut złożony wojowniczemu związkowcowi w czasie, kiedy w USA ma miejsce kampania będąca niemal tsunami przeciw związkom zawodowym" - zaznaczył.

Jak jednak przewiduje krytyk, film dotrze do Amerykanów, bo koncentruje się na uniwersalnych problemach: miejscu pracy, rodzinie i tyranii reżimu.

Zdaniem Davida D'Arcy'ego ponieważ w tym roku bezprecedensowa liczba krajów zgłosiła nominacje do Oscara, batalia będzie trudna. "Dramat historyczny nie jest w konkurencji najsilniejszym rywalem i nie ma to nic wspólnego z jakością filmu. Członkowie Akademii Filmowej zdradzają jednak na ogół zainteresowanie głównie wielkimi gwiazdami czy holokaustem" - ocenił.

Z drugiej strony przypomniał, że niektórzy z nich cenią reżyserów o dużej reputacji, jak Andrzej Wajda. Grę Więckiewicza traktował jako "fantastyczną".

Jak powiedziała PAP polska reżyserka tworząca w USA, Agnieszka Wójtowicz-Vosloo, film bardzo trafnie pokazuje historię "Solidarności" i Wałęsy, przybliżając wiele rzeczy o których Amerykanie nie mają pojęcia. Jest to dla niej największą zaletą produkcji.

Reżyserkę zachwyciła kreacja Więckiewicza, który, wskazała, przedstawił wielkiego człowieka, ale zagrał go jako osobę z krwi i kości, a nie niedostępną legendę. "Uważam to za mistrzostwo, do tego stopnia, że musiałam mu zadać pytanie, czy oprócz ostatniego fragmentu kiedy sam Wałęsa przemawia w Kongresie, wcześniej też się pojawia na zdjęciach archiwalnych. Było mi bardzo trudno to rozpoznać. Jest to niesamowite osiągniecie aktorskie. Uważam, że przeszedł samego siebie" - zapewniała.

Według artystki film będzie zrozumiały dla Amerykanów, bo na pierwszym planie jest człowiek, a na drugim historia. Człowiek w historii, a nie historia bez człowieka. Amerykanie wiedzą, zwróciła uwagę, że była "Solidarność", stan wojenny, strajki w stoczni, ale na tym się kończy ich wiedza. Przez tak znakomicie wykreowaną postać Wałęsy zrozumieją tę historię lepiej.

"Nie posiadam czarodziejskiej różdżki, ale mam nadzieję, że będziemy nominowani (do Oscara - przyp. red). Chociaż nie powiem nic odkrywczego, jest to w wielkim stopniu los na loterii. Z wielu innych powodów wygrywa czasem słabszy film" - dostrzegła.

Wójtowicz-Vosloo przyznała, że jako filmowiec docenia ważność nagród. Oscar jest zaś wielkim wyróżnieniem. Będąc jednak na projekcji w MoMa, patrząc na rozmowy Roberta z publicznością uznała, że Wajdy film już osiągnął cel. "Przemawia sam za siebie, a ja miałem łezkę w oku i czułam się dumna, że jestem Polką" - przekonywała reżyserka.

Jak przypomniał PAP John Murphy, szef nowojorskiej firmy marketingowej i public relations Murphy PR, jego instytucja promuje film w USA. Reprezentowała go m.in. na Toronto Film Festival, gdzie miał premierę w Ameryce Północnej.

Poza nowojorską projekcją, w Ameryce odbyły się także pokazy w Los Angeles i na waszyngtońskim Kapitolu. Ma to rozpropagować film wśród krytyków, polityków oraz członków przyznającej Oscary Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej.

"Historia o Lechu Wałęsie jest niezwykle inspirująca. Opowiada o podstawowych prawach człowieka, dowodząc, że jedna osoba może zmienić świat" - uzasadniał. Porównał twórcę "Solidarności" do Nelsona Mandeli, który także walczył o sprawiedliwość i zmienił świat.

W opinii szefa Murphy PR, film ma duże szanse na Oscara. Scenariusz jest bardzo dobry, a reżyser też dobrze znany. "Ludzie przyznający Oscara lubią tych, którzy mają rozpoznawalne osiągnięcia, a ma je oczywiście i Andrzej Wajda i Lech Wałęsa, którego nazwisko jest znane na całym świecie" - konkludował Murphy.

Sam Więckiewicz powiedział PAP, że z jego punktu widzenia po pobycie w Los Angeles, Waszyngtonie i Nowym Jorku trudno jeszcze mówić o sukcesie, ale reakcja publiczności była bardzo pozytywna. Nie widziało się agresji, a film był dobrze przyjmowany. "Zadawano mi bardzo dużo pytań na temat filmu i czasów, o których opowiada. Jestem z pobytu w USA bardzo zadowolony. Mam nadzieję, że to w przyszłości zaowocuje" - mówił aktor.

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy