Waldemar Raźniak o Andrzeju Strzeleckim: Miał niespożyte witalne siły
- To była ogromna frajda i wielka lekcja obserwować człowieka takiego formatu, który potrafi zarządzać, prowadzić taką instytucję i wcielać swoje pomysły w życie - powiedział PAP dr hab. Waldemar Raźniak. prodziekan i dziekan Wydziału Aktorskiego AT w czasach rektorowania Andrzeja Strzeleckiego.
- Absolutnie zaskoczyła mnie dziś ta wiadomość - byłem przekonany, że profesor Strzelecki wygra tę walkę. Miałem nadzieję do końca, że zwycięży, dlatego, iż był człowiekiem, który nigdy się specjalnie nie skarżył, ani nie żalił. Zawsze miał niespożyte witalne siły i entuzjazm - w związku z tym wydawać by się mogło, że nawet taka choroba jest czymś, z czym może sobie poradzić - przyznał aktor i reżyser Waldemar Raźniak.
- I dlatego ta wiadomość jest tak bolesna - dodał były współpracownik rektora Strzeleckiego.
Zwrócił uwagę, że Andrzej Strzelecki był bardzo mocno zaangażowany w życie warszawskiej Akademii Teatralnej, jej wykładowców i studentów. - Pamiętam, jak powiedział mi kiedyś, że w latach 70. przekroczył mury tej uczelni, wszedł do tego budynku i już nigdy z niego nie wyszedł - wspominał.
Raźniak przyznał, że "nie może powiedzieć, że przez całe życie znał Andrzeja Strzeleckiego, jak np. Wiktor Zborowski". - Obserwowałem go bardzo intensywnie w okresie jego rektorowania i wiem, że jego ambicją w pewnym momencie stało się to, by stworzyć specjalizację wokalno-aktorską, którą z czasem przemianowano na aktorstwo teatru muzycznego - powiedział.
- To było dla prof. Strzeleckiego ważne z racji tradycji tego typu specjalizacji, która była zainicjowana w warszawskiej uczelni bodajże w latach 60. lub na początku lat 70. Bardzo mu zależało na tym, aby do tego nawiązać - i sądzę, że jest to kontynuowane, bo obecnie mamy taką specjalizację na Wydziale Aktorskim AT - wyjaśnił.
- To było, można powiedzieć, jego "oczko w głowie" - podkreślił Raźniak.
Zwrócił uwagę, że Strzelecki dbał o to, by "piosenka jako przedmiot wykładany na Wydziale Aktorskim nie był tylko dodatkiem do wykształcenia aktorskiego". - Chciał, by traktowano przedmioty muzyczne jako przedmioty formujące aktora - wyjaśnił.
- Druga moja obserwacja dotyczy formatu tego człowieka jako osoby zarządzającej instytucją. Przypominam sobie, że z chwilą, kiedy został rektorem, powiedział, że w czasach gdy on zdawał do Szkoły Teatralnej, uczyli w niej najlepsi. I w ciągu kilku miesięcy ściągnął do AT Krystynę Jandę, Janusza Gajosa, Wojciecha Pszoniaka - przypomniał Raźniak.
Zaznaczył, że "korzystając ze swojego olbrzymiego doświadczenia i mądrości, ale także korzystając ze swojego niezwykle inteligentnego poczucia humoru prof. Strzelecki potrafił rozwiązywać rozmaite konflikty". - To powodowało, że jak dżentelmen radził sobie z wieloma sprawami, które potencjalnie w zarządzaniu uczelnią mogą stanowić jakiś kłopot - ocenił.
- To była ogromna frajda i wielka lekcja obserwować człowieka takiego formatu, który potrafi zarządzać, prowadzić taką instytucję i wcielać swoje pomysły w życie - podkreślił Raźniak.
Wskazał, że Andrzej Strzelecki miał "głęboką świadomość upływu czasu i tego, że przyroda nie znosi próżni". - Kiedyś mijaliśmy razem na parterze AT figurę upamiętniającą Gustawa Holoubka, wskazał na nią i powiedział: "Zobacz Waldek, do niedawna nie można było sobie wyobrazić teatru bez tego człowieka, a teraz przychodzą pokolenia, które pytają, kto to jest" - wspominał.
- Nie mam jeszcze dystansu do tego, że Andrzej Strzelecki odszedł i absolutnie nie potrafię tego zrozumieć. Nie wiem, jak będzie wyglądała bez niego Akademia Teatralna, bo ta instytucja bezwzględnie się z nim kojarzy - przyznał były współpracownik rektora Strzeleckiego. - Będzie musiało minąć sporo czasu, zanim tak naprawdę do głębi zrozumiemy, co się wydarzyło - dodał Raźniak.
Reżyser, aktor teatralny i filmowy, pedagog Andrzej Strzelecki zmarł w piątek rano w otoczeniu najbliższych. Miał 68 lat.