W poszukiwaniu bezpiecznego miejsca
W piątek, 26 października, na ekrany kin wejdzie irlandzko-polska koprodukcja "Sanctuary", debiut reżyserski Norah McGettigan, w którym główne role zagrali Jan Frycz i Agnieszka Żulewska.
Jak pani wspomina współpracę z polskimi aktorami Janem Fryczem i Agnieszką Żulewską?
Norah McGettingan: - To była wspaniała współpraca, Jan i Agnieszka są cudownymi aktorami. Jan jest wielkim artystą, dał z siebie 200 procent. Pracowaliśmy razem jeszcze długo przed rozpoczęciem zdjęć. Bardzo dużo rozmawialiśmy o filmie, historii, jego roli i charakterze postaci. Agnieszka jest młoda, pełna energii uważam, że była idealna do roli Nadii, córki Jana.
Widz może zobaczyć na ekranie dokładne odbicie bohatera, który zrodził się w pani wyobraźni?
- Jan Frycz oddał wręcz idealnie obraz mężczyzny, którego chciałam pokazać w tym filmie. Bohater 'Sanctuary' to owdowiały mężczyzna, który nagle zostaje sam w pustym domu. Jest w nim nie tylko poczucie żalu, ale też winy - był nieczułym mężem i ojcem. Chciałam zmierzyć się z trudnym zadaniem, spowodować, żeby widz zrozumiał i odczuł cierpienie kogoś, kto nie budzi sympatii. Jan zagrał to doskonale.
"Sanctuary" to obraz emocji, jakie pojawiają się w człowieku po stracie najbliższej osoby?
- Chciałam opowiedzieć nie tylko o uczuciach, jakie towarzyszą utracie kogoś bliskiego, ale o tym, jak człowiek sobie z tym radzi i odnajduje się w tak ciężkim w życiu czasie. Człowiek ciągle w życiu za czymś goni, chce postawić dom, dobrze zarabiać, bo ma wrażenie, że tym właśnie uszczęśliwi rodzinę. W pewnym momencie okazuje się, że nie o to w życiu chodzi.
Do czego odnosi się tytuł pani filmu?
- Sanctuary oznacza bezpieczne miejsce, którego każdy szuka w swoim życiu. Bardzo często mylimy się, myśląc, że będzie nim dom - budynek, i że to on zapewni naszym bliskim poczucie bezpieczeństwa. Często usilnie próbujemy odnaleźć własne miejsce na ziemi, nie dopuszczając myśli o tym, że kiedyś i tak zostaniemy w nim sami. Zapominając w tym pędzie o rodzinie i otaczającym nas świecie, możemy obudzić się pewnego dnia bez nikogo u boku z poczuciem braku sensu w życiu.
Jak to miejsce wewnątrz siebie odnajduje główny bohater pani filmu?
- Jan powoli odnajduje sens życia na nowo, poprzez podpatrywanie natury - szuka w niej ukojenia, a później także odrodzenia. Będąc w żałobie, dostrzega i zaczyna rozumieć pewne rzeczy po raz pierwszy. Nie są to wielkie i dramatyczne odkrycia, ale otaczające nas drobiazgi, których często nie zauważamy, zwłaszcza kiedy jesteśmy pochłonięci karierą zawodową, tak jak i on.
Poznaje też nową kobietę. Jaki element do nowej życiowej układanki wprowadza jej obecność?
- Kobieta, którą spotyka, Irlandka Maire z różnych powodów przypomina mu jego zmarłą żonę. To ona pomaga mu zaakceptować stratę partnerki, z którą spędził większość swojego życia, ale też dzięki niej zaczyna rozumieć, że musi być teraz sam. Powracają do niego wspomnienia najlepszego okresu w życiu. Nie znaczy to jednak, że jest skazany na samotność. Na nowo zbliża się do swojej córki.
Bardzo dużą rolę w pani filmie odgrywają krajobrazy, detale natury i muzyka.
- Na początku mój film miał być portretem postaci, ale w miarę realizacji projektu, zaczęłam koncentrować się coraz bardziej na otoczeniu - przyrodzie, architekturze, wnętrzach, przedmiotach. Poprzez obrazy natury i ukryty w niej sens chciałam pokazać poszukiwanie swojego miejsca w życiu.
- Bardzo istotnym elementem, tej całej układanki, zwłaszcza na tym początkowym etapie pracy nad filmem był dla mnie dźwięk. Muzyka była moją pierwszą miłością, przed filmem. Głównym motywem miał być fortepian, ostatecznie ograniczyłam motywy muzyczne, na rzecz dźwięków natury. To, co nas otacza i towarzyszy nam przez całe życie, bardzo często jest przez nas przecież niedostrzegane.
Rozmawiała Emilia Klepacka (PAP Life).
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!