W Katowicach pożegnano Bernarda Krawczyka
Wybitny aktor, uczciwy człowiek, wspaniały przyjaciel – tak wspominali w piątek znanego śląskiego aktora Bernarda Krawczyka artyści towarzyszący mu w ostatniej drodze. Aktor zmarł w sobotę w wieku 87 lat, ostatnia premiera z jego udziałem odbyła się w czerwcu.
Spoczął na cmentarzu przy bazylice ojców franciszkanów w Katowicach.
Mszy pogrzebowej przewodniczył katowicki abp senior Damian Zimoń, a homilię wygłosił kolega ze sceny, ks. Piotr Brząkalik, który grał z Bernardem Krawczykiem w spektaklu "Wujek 81. Czarna ballada" w Teatrze Śląskim. Podkreślił kunszt i warsztat zmarłego aktora, jego życiową skromność i naturalność. - Tak pogodnych twarzy, z pogodnym słowem, jest coraz mniej, jak na lekarstwo - powiedział ks. Brząkalik.
- Bernard Krawczyk był wielkim aktorem, pięknym człowiekiem i cudownym Ślązakiem. Fred, ty śląski pieronie! Jużeś odszed, momy tylko żol! Mam nadzieję, że będziesz mnie odwiedzał w snach. Żegnaj, kochany przyjacielu - powiedział na cmentarzu reżyser Kazimierz Kutz, w którego śląskich filmach grał Krawczyk.
Reżyser wspominał, jak poznali się w mysłowickim liceum, i jak potem Krawczyk zdał do właśnie otwartego studium aktorskiego przy Teatrze Śląskim w Katowicach, gdzie uczył młody Gustaw Holoubek. - Fred był ulubieńcem Gustawa. Gdy ten pojawiał się na Śląsku, zawsze spotykał się z Fredem, by nasycić się jego ludzkim promieniowaniem - powiedział, przypominając, że Krawczyk odrzucił złożoną przez Holoubka propozycję pracy w Teatrze Dramatycznym w Warszawie.
- Fred był fenomenem w swoim zawodzie i oryginałem dlatego, że nigdy nie opuścił granic Śląska. Nie chciał gdzie indziej być, pracować i robić kariery. Była to wyrafinowana forma jego śląskiej dupowatości. Tu wyrąbał sobie swoją osobistą przestrzeń wolności - opowiadał Kutz. - Po śmierci Freda jestem jak górnik pozbawiony kopalni. Chce mi się płakać - dodał.
Zmarłego żegnał też dyrektor Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach i reżyser wielu przedstawień z udziałem Bernarda Krawczyka, Robert Talarczyk. - Benek był jak latarnia morska, wyznaczająca drogę i punkt odniesienia, był człowiekiem uczciwym i poczciwym w tym elementarnym znaczeniu tych słów. Jego odejście zaburzyło porządek rzeczy, zarówno w sensie artystycznym, jak i czysto ludzkim, bo odszedł wielki aktor, uczeń Gustawa Holoubka, przyjaciel Kazimierza Kutza, ale przede wszystkim piękny, krystaliczny uczciwy człowiek, brat każdego z nas - powiedział.
- Uczył nas, że można przejść przez życie z szacunkiem wobec drugiego człowieka i z lekkością wodzireja, który zaprasza cały świat na bal, zaraża swoim poczuciem humoru i dystansem wobec okrucieństwa historii; ale niósł też ze sobą mądrość starego klauna, który wie, że życie to taki dziwny teatr, gdzie tragedia miesza się z farsą, scenariusz piszą sami aktorzy, suflerem jest sumienie i nigdy nie wiadomo, kiedy otworzy się zapadnia - dodał Robert Talarczyk.
Prezydent Katowic Marcin Krupa wspominał fraszkę, jaką ułożyli państwo Krawczykowie z okazji obchodzonego przed dwoma laty jubileuszu 60-lecia małżeństwa. "Z jednym mężem tyle lat, chyba już zwariował świat" - napisała pani Lidia. "Z jedną żoną, ale heca, ale nadal mnie podnieca" - dopisał Bernard Krawczyk.
Większość zawodowej kariery aktor związał z Teatrem Śląskim im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach, do końca życia był aktywny zawodowo. Na deskach Teatru Śląskiego można go było ostatnio oglądać m.in. w spektaklach "Piąta strona świata", "Czarny ogród", "Wujek 81. Czarna ballada" i "Himalaje". Premiera tego ostatniego odbyła się w czerwcu.
Krawczyk urodził się w 1931 r. w Podłężu Szlacheckim niedaleko Częstochowy. Debiutował jeszcze podczas nauki w Studium Aktorskim przy Teatrze Śląskim - w listopadzie 1952 r. Przez ponad 60 lat kariery zagrał wiele znaczących ról. Szerokiej publiczności jest znany szczególnie z "Soli ziemi czarnej" i "Perły w koronie" Kazimierza Kutza. Wystąpił też w filmie "Mój Nikifor" Krzysztofa Krauzego.
Aktor zagrał w Teatrze Śląskim m.in. Leona w "Ludziach i cieniach" A. Wydrzyńskiego (reż. G. Holoubek), Gustawa w "Ślubach panieńskich" A. Fredry (reż. E. Żytecki), Estragona w "Czekając na Godota" S. Becketta (reż. J. Zegalski), Króla Ignacego "Iwonie, księżniczce Burgunda" W. Gombrowicza (reż. J. Czernecki), Rejenta w "Zemście" A. Fredry (reż. J. Zegalski), tytułową rolę w "Wujaszku Wani" A. Czechowa (reż. J. Zegalski) i Starego w "Krzesłach" E. Ionesco (reż. P. Bikont) i Magnusa w "Kontrakcie" S. Mrożka (reż. B. Ciosek).
Za swoje kreacje otrzymał kilka Srebrnych i Złotych Masek. Do pracy zapraszali go dyrektorzy teatrów z Łodzi, Wrocławia i Warszawy, jednak nigdy nie zdecydował się na wyjazd ze Śląska. Grał nie tylko w Teatrze Śląskim, pracował też w Teatrze Nowym w Zabrzu i Teatrze Zagłębia w Sosnowcu, współpracował też m.in. z Gliwickim Teatrem Muzycznym.