"W imię...": Ksiądz, który kocha
Dokładnie pięć lat temu na ekrany kin trafił film Małgorzaty Szumowskiej "W imię...". Opowiadający o homoseksualnej relacji łączącej księdza z jednym z jego podopiecznych obraz warto przypomnieć przed zbliżającą się premierą "Kleru" Wojciecha Smarzowskiego.
"W imię..." opowiada historię księdza Adama (w tej roli Andrzej Chyra), zajmującego się wychowywaniem grupy młodych mężczyzn, którzy przebywają w schronisku, ośrodku dla trudnej młodzieży.
Ksiądz, społecznik, wrażliwy na problemy ludzi, niezwykle otwarty na młodzież, zaczyna zakochiwać się w jednym z młodych mężczyzn z popegeerowskiej wsi, w której działa ośrodek. Między Adamem i Łukaszem rozwija się uczucie. Chłopak - grany przez Mateusza Kościukiewicza - fascynuje księdza. Ten walczy ze swoimi fizycznymi pragnieniami i uczuciami. Widzowie są świadkami dramatu, który przeżywa duchowny.
Małgorzata Szumowska, pytana po realizacji filmu, dlaczego postanowiła opowiedzieć widzom taką właśnie historię, tłumaczyła: "Jak zwykle u mnie bywa, punkt wyjścia był pozornie odległy od tematu filmu. Chciałam zrobić film o ogromnej tęsknocie człowieka za miłością, uczuciem, zbliżeniem".
"Trafiłam na notatkę w gazecie o tym, że młody chłopak, właściwie już mężczyzna, zabił w brutalny sposób księdza. Choć ta historia była zupełnie inna, nagle przyszło mi na myśl, by opowiedzieć historię księdza, który odważył się kochać" - opowiadała dalej reżyserka.
Zanim jej film trafił do kin, Szumowska pytana była o możliwą negatywną reakcję ze strony Kościoła i części społeczeństwa, którą film może urazić. "Jestem przygotowana na różne reakcje, choć każdy, kto zobaczy film, widzi, że nie jest to atak na nikogo, raczej - obrona bohatera i człowieka" - zaznaczyła.
"Jestem świadoma, że kraj, z którego pochodzę, ma głębokie tradycje katolickie. Tym bardziej potrzebujemy tego typu filmów. Należy poruszać tematy trudne, dotykać tabu" - powiedziała Szumowska.
Podkreśliła, że jej film nie jest dosłowny, brutalny, ostry. "Wyszłam w tej historii od człowieka, którego widz może polubić. Mężczyzny, który walczy ze swoimi pragnieniami, zmaga się. To jest tematem tego filmu" - powiedziała w rozmowie z Polską Agencja Prasową.. Gdy analizowała, jak podejść do tematu miłości księdza, jego samotności i walki z sobą samym, doszła do wniosku, że "chce pokazać problem szerzej, uczuciowo, a nie robić to publicystycznie". "Nie oceniam bohaterów. Nasz ksiądz to dobry ksiądz" - zaznaczyła.
"Wchodzimy na grunt tabu, które w Polsce jest w dalszym ciągu bardzo silnie zakorzenione. Kościół w Polsce jest dzisiaj głównie siłą polityczną - nie religijną. Jeżeli pragnie zawłaszczyć dla siebie taką przestrzeń mentalną, to musi być przygotowany na to, że ludzie spoza Kościoła będą również zabierać głos w sprawach kościelnych" - mówił odtwórca głównej roli Andrzej Chyra.
"Nie wydaje mi się, żeby temat 'W imię...' był kontrowersyjny, albo obrazoburczy" - przekonywał Mateusz Kościukiewicz. "Ten film nikogo nie atakuje i na tym polega jego siła. Nie oceniliśmy naszego bohatera i nie chcieliśmy tego robić. Chcieliśmy go pokazać. Jego dylemat, wewnętrzny dramat i walkę z podstawowymi, fundamentalnymi prawami, jakie człowiek posiada" - dodawał aktor.
Podczas festiwalu w Berlinie, gdzie film Szumowskiej miał światową premierę, "W imię..." uhonorowano nagrodą Teddy Award. Jest to nagroda przyznawana co roku przez niemieckie stowarzyszenie Teddy e.V., promujące filmy o tematyce gejowskiej. Pierwszym laureatem był Pedro Almodovar za film "Prawo pożądania".
W uzasadnieniu nagrody dla Szumowskiej napisano m.in.: "odważyła się wkroczyć na uważany za temat tabu teren homoseksualizmu wśród księży", tworząc film o "uczuciowym zamęcie, tłumieniu (uczuć) i samotności, ale też możliwości odnajdowania siebie pomimo wszystko".
"W imię..." otrzymało również aż trzy wyróżnienia na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Obok Srebrnych Lwów oraz nagrody za najlepszą reżyserię (Małgośka Szumowska), statuetkę dla najlepszego aktora odebrał Andrzej Chyra.
Krytycy chwali Szumowską za udane sportretowanie polskiej wsi oraz zgrabne wpisanie w konwencję melodramatu tematu obyczajowego tabu. Dostało się jednak reżyserce za zbyt publicystyczny ton jej filmu. "W pewnym momencie publicystyka zastępuje filmowość, a przekaz konkretnych treści staje się ważniejszy niż przekazanie emocji, z których od początku pleciona była historia" - Anna Bielak pisała w recenzji dla Interii.
Podobne odczucia miał po gdyńskim pokazie filmu Tomasz Bielenia.
Problemem filmu Szumowskiej jest plakatowa krytyka instytucji kościoła katolickiego. Pomyślany jako filmowy eksperyment projekt rozwija się całkiem nieźle do momentu, w którym twórcy postanowili pokazać, że "wszyscy księża to pedały". Pal licho psychologię postaci, przekaz musi być czytelny i trafiający obuchem w głowę. Film, który pomyślany został jako portret zmagania się duchownego ze swoją seksualnością, stacza się w jednym momencie do poziomu prasowej sensacji. Trochę jakby twórcy (współautorem scenariusza jest operator Michał Englert) nie wiedzieli do końca, jaki film chcą nakręcić. Zróbmy coś o księdzu geju, pojedźmy na wieś, coś wymyślimy... Kiedy jednak przyszło do opowiadania historii (a szczególnie jej zakończenia), okazało się, że trzeba ratować się artykułami prasowymi (film kończy scena, którą Mateusz Kościukiewicz znalazł w jakiejś gazecie) - pisał recenzent Interii.