Uroczysta premiera "Powstania Warszawskiego"
Uroczystą premierę filmu "Powstanie Warszawskie", zmontowanego z autentycznych zdjęć z 1944 r., pochodzących z powstańczych kronik, zorganizowano w środę, 7 maja, w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej w Warszawie.
"Wspaniały dokument", "absolutna autentyczność", która "jest wstrząsająca", "imponujący film - świadectwo tamtych czasów" - to niektóre z opinii po pokazie. Podczas premiery na widowni zasiedli m.in. weterani powstania oraz prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz.
źródło: Dzień Dobry TVN/x-news
Przed projekcją głos w imieniu weteranów zabrał prof. Witold Kieżun, jeden z powstańców, którzy zostali uwiecznieni w filmie. Postawę uczestników powstania określił słowami: "niesłychana jedność". "Za chwilę zobaczycie nas, powstańców warszawskich, 70 lat temu (...) w tym wspaniałym zrywie walki o wolność. Powstanie to była nasza decyzja, to była decyzja ludu Warszawy" - takimi słowami profesor powitał widzów.
Wspominając powstanie, podkreślał: "Zupełnie niesłychana sytuacja, paręset tysięcy ludzi myśli tak samo, jednością. W związku z tym, na hasło 'Polska' okazuje się, że - solidarność. Na hasło 'Polska' - jedność. Ten zryw wspaniały, ta satysfakcja z jedności zostały w naszej pamięci" - mówił Witold Kieżun.
"Tak sobie pomyślałem: udało się być jednością, udało nam się być solidarnymi w obliczu strasznej grozy. A może by się nam też udało nie w obliczu tej grozy, ale w okresie pokoju? Żeby doprowadzić do tego, że na hasło 'Polska' odzew jest - solidarność, na hasło 'Polska' odzew jest - jedność" - powiedział profesor, a publiczność w teatrze zareagowała na te słowa oklaskami.
Producentem filmu "Powstanie Warszawskie" jest Muzeum Powstania Warszawskiego. Dyrektor muzeum Jan Ołdakowski podkreślił, że "Powstanie Warszawskie" to dzieło wyjątkowe nie tylko z powodu nowatorskiej formy, lecz przede wszystkim dlatego, że "ma największą obsadę aktorską, jaką można sobie wyobrazić". Film - tłumaczył Ołdakowski - opowiada o ludziach, którzy za wolność gotowi byli płacić cenę najwyższą.
"W tym filmie bohaterem jest całe miasto (...), żołnierze walczący na barykadach, sanitariuszki, ludzie budujący barykady i kryjący się w piwnicach przed bombami, zabici i ranni. Ale też dzieci oglądające 'powstańczy teatrzyk'. Cały wielki organizm walczącego miasta połączony wspólnotą losów" - powiedział Ołdakowski.
Film zmontowano z autentycznych dokumentalnych zdjęć z 1944 r. Zdjęcia te wybrano z powstańczych kronik, nakręconych w walczącej stolicy przez operatorów Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej Związku Walki Zbrojnej Armii Krajowej.
Dzięki połączeniu w jeden spójny ciąg archiwalnych fragmentów, skonstruowano następnie fabularną historię dwóch głównych bohaterów filmu, braci-operatorów, dokumentujących przebieg powstania. Czarno-biały materiał poddano po montażu koloryzacji oraz udźwiękowiono.
Na potrzeby filmu napisano ponadto specjalne dialogi, które czytają aktorzy, wśród nich Michał Żurawski i Mirosław Zbrojewicz. Część to dialogi fikcyjne, wymyślone przez twórców filmu. Niektóre wypowiedzi są jednak prawdziwe - odtworzono je dzięki analizie zdjęć z kronik i skorzystaniu z pomocy specjalistów od czytania z ruchu warg.
Ostateczny efekt jest taki, że film "Powstanie Warszawskie" - w którym na kolejnych kadrach widać powstańców oraz ludność cywilną - wygląda, jakby nakręcono go współcześnie i robi na widzu ogromne wrażenie.
Na długiej liście osób, które pracowały nad filmem, są m.in.: Jan Komasa (autor pomysłu na fabułę), specjaliści ze Studia Produkcyjnego Orka (odpowiedzialni m.in. za koloryzację czarno-białego materiału) oraz reżyser dźwięku Bartosz Putkiewicz.
Przed premierowym pokazem Komasa powiedział dziennikarzom: "Chciałem, by ludzie zobaczyli prawdziwe powstanie (...), pokazać, jak było naprawdę". Jak mówił, film umożliwi widzom "konfrontację z wyobrażeniami na temat historii".
Weteranów, którzy przybyli na premierę, publiczność w teatrze nagrodziła oklaskami. Oddano też hołd autorom kronik z powstania, operatorom Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej Związku Walki Zbrojnej AK, m.in. Antoniemu Bohdziewiczowi "Wiktorowi", Stefanowi Bagińskiemu "Stefanowi", Jerzemu Zarzyckiemu "Pikowi".
"To wspaniały dokument, wielki prezent dla tych powstańców, którzy jeszcze żyją, na 70. rocznicę wybuchu powstania" - powiedziała dziennikarzom po seansie prezydent stolicy. Hanna Gronkiewicz-Waltz jest córką powstańca warszawskiego; jej ojciec brał udział w walkach na Służewcu.
W filmie pokazano ten moment, kiedy powstańcy "walczą i wierzą" w zwycięstwo - mówiła prezydent Warszawy. "Oni wszyscy byli przekonani, że warto, że Rosjanie pomogą, że Warszawa i Polska będzie wcześniej wyzwolona. To, co mi ojciec najbardziej powtarzał, to że te pięć lat chodzenia pod ścianami ze strachu, godzina policyjna, to były rzeczy tak upokarzające - to było dzień w dzień, dzień w dzień, dzień w dzień. Stąd ten zryw" - powiedziała.
źródło: Dzień Dobry TVN/x-news
"Historycy oceniają ciągle, czy było warto, czy nie było warto" - mówiła prezydent. Jednocześnie zaznaczyła: "Ci ludzie, którzy brali udział w powstaniu - widać to w tym filmie, to jest dokładnie to, co opowiadał mój tata - poczuli wolność, chcieli być wolni, mieli już tego wszystkiego dosyć, chcieli zacząć wreszcie normalnie żyć, nie w takim strasznym upokorzeniu i zagrożeniu życia".
Na widowni zasiadł też m.in. historyk prof. Andrzej Paczkowski. "Absolutna autentyczność filmu jest wstrząsająca (...). Dla ogromnej większości warszawiaków i powstańców tak to właśnie wyglądało" - ocenił w rozmowie z PAP. Tłumaczył, że oddanie całkowitego obrazu powstańczych walk jest jednak niemożliwe. "Nie da się dokładnie odtworzyć obrazu tego, co trwało 63 dni i w czym uczestniczyło pół miliona osób" - zastrzegł Paczkowski.
Jerzy Peltz, były żołnierz Batalionu "Chrobry I", który osobiście znał operatorów powstańczych kronik, m.in. Antoniego Bohdziewicza, zaapelował w rozmowie z PAP, by film obejrzeli wszyscy Polacy, gdyż stanowi on świadectwo walki o wolność. "Wielkie podziękowania za to, że mogliśmy po tylu latach to wszystko jeszcze raz przeżyć. Nigdy by mi nie przyszło do głowy, że to można pokolorować i udźwiękowić" - mówił Peltz.
O tym, że film przedstawia rzeczywisty obraz powstania przekonany jest Kazimierz Mikos, który dwukrotnie pojawia się w "Powstaniu Warszawskim". Mikos opowiadał PAP, że służąc w Zgrupowaniu "Chrobry II" jako 14-latek, miał okazję przyglądać się pracy filmowców, którzy kręcili powstańcze kroniki. "Czasami nędznie wyglądaliśmy, więc reporter powiedział jakiś dowcip i się śmialiśmy. (...) Oczywiście wszędzie nie można było z kamerą być, ale to, co jest w filmie, to na pewno oryginalne zdjęcia" - powiedział Mikos.
Dodał, że radość na twarzach powstańców, którą widać w filmie, była prawdziwa. "Na ogół ludzie nie wiedzą, jak my żyliśmy przed powstaniem. Dlatego nie mogą sobie wyobrazić, że my w powstaniu byliśmy radośni - jeśli się było niewolnikiem, a raptem stało się człowiekiem wolnym, to powiedzieć, że to szczęście - to mało" - mówił wzruszony Mikos.
Emocji nie kryła też Irena Paśnik - w powstaniu w Pułku "Baszta", walczącym na Mokotowie - która przyznała, że po obejrzeniu filmu wróciły do niej wspomnienia koszmaru zrywu. "Trudno sobie wyobrazić, że żeśmy to przeżyli (...). To najprawdziwszy obraz powstania, ale czasami był jeszcze okrutniejszy" - powiedziała PAP o filmie, wspominając zarazem powstańcze walki. Podkreśliła, że powstańcom towarzyszył wielki entuzjazm. "Człowiek miał skrzydła u ramion. Nie ważna była godzina, że człowiek był głodny czy niedomyty. Wychodziliśmy, nie wiedząc nawet, czy wrócimy" - wspominała.
Film chwalił także prezes Fundacji Filmowej Armii Krajowej Tadeusz Filipkowski, choć jednocześnie przyznał, że ma do niego pewne zastrzeżenia. "Dla mnie to jest przede wszystkim niezwykle wartościowy dokument. Nie podoba mi się nadana konwencja fabularna. Wolałbym, żeby utrzymać konwencję dokumentu - bez tej opowieści o braciach. Ale to moje osobiste odczucie. Natomiast uporządkowanie tych materiałów filmowych, które znamy na ogół tylko we fragmentach, wykorzystanie tak zwanych odrzutów, które wcześniej wykorzystywane nie były, jest wielką wartością" - powiedział PAP Filipkowski.
Jego zdaniem, to bardzo dobrze, że twórcy filmu poddali fragmenty powstańczych kronik koloryzacji. "Kolor ten u młodych pokoleń, nie pamiętających powstania, będzie kształtował obraz dramatu, który się wtedy odbywał. Był to przecież, przy całym bohaterstwie i naszym przekonaniu, że powstanie musiało wybuchnąć - nie było innej drogi wtedy - dramat i miasta, i narodu" - mówił Filipkowski.
Młodszą część widowni reprezentował m.in. 32-letni wokalista, kompozytor i reżyser Łukasz Rostkowski L.U.C, laureat Paszportu Polityki za album "39/89 - Zrozumieć Polskę". L.U.C chwalił pomysł, "by zbudować film z autentycznych zdjęć"; za pomysł mniej dobry uznał natomiast zastosowanie w nim dubbingu. "Oglądając ten film, myślałem, że może lepsze byłyby sam obraz i muzyka. Ale... wiem z doświadczenia, jako reżyser, że film potrzebuje dialogów, dla widza" - powiedział Rostkowski. Artysta wyraził nadzieję, że polska solidarność, którą widać w "Powstaniu Warszawskim", przenosić się będzie w czasy obecne. "W filmie pięknie pokazane jest to, że ci wszyscy ludzie byli jak jedna rodzina" - zaznaczył.
"Z niewielkich fragmentów kronik powstańczych powstał imponujący film - świadectwo tamtych czasów" - oceniła dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Agnieszki Odorowicz. Szefowa PISF podkreśliła, że m.in. dzięki temu filmowi pamięć o powstaniu przekazana zostanie następnym pokoleniom.
Film "Powstanie Warszawskie" trwa 85 minut. W piątek, 9 maja, trafi do kin w całym kraju. Jest określany jako "pierwszy na świecie dramat wojenny non-fiction, zmontowany w całości z materiałów dokumentalnych".
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!