Twórca wielkich przebojów powraca. Czym teraz zaskoczy zdobywca Oscara?
Damien Chazelle to twórca bardzo ambitny, który w dobie Hollywood kręci filmy niezwykle autorskie. Duża swoboda, którą go obdarzono, sprawia, że jego dzieła można z łatwością rozpoznać i trafiają one w gusta tej kinowo obytej części publiczności, ale jednocześnie mają w sobie coś równie przyciągającego dla tych bardziej niedzielnych widzów. Co reżyser zaproponuje nam tym razem?
Ta sama swoboda, która pozwala artyście na realizowanie własnych wizji, może doprowadzać do pewnej hermetyczności i zamknięcia się tylko w obrębie konkretnej grupy odbiorców. Taka sytuacja miała miejsce w przypadku jego ostatniego filmu. Stworzył widowisko za 80 milionów dolarów, ale dzieło podzieliło zarówno krytyków, jak i odbiorców i nie udało się pokryć nawet kosztów produkcji, ponieważ film zarobił jedynie 63 miliony dolarów. Ta klapa może też wynikać z tego, że Chazelle postanowił zwrócić oko kamery w kierunku środowiska, które go finansuje (bynajmniej nie był to sentymentalny zwrot na miarę "La La Landu"), by pokazać upadek i totalną degrengoladę wczesnego Hollywoodu, a to przecież włodarzom wielkich studiów nie mogło przypaść do gustu.
Dla wszystkich tych, którzy podobnie jak sam Chazelle martwili się, czy jeszcze kiedyś uda mu się nakręcić jakiś film, mam dobrą informację. Podczas konferencji CinemaCon w Las Vegas wytwórnia Paramount ogłosiła, że w 2025 wprowadzi do kin nowe dzieło reżysera. Według portalu Deadline ma ono toczyć się w więzieniu, a twórca obejmie stanowiska: reżysera, scenarzysty i producenta. Dodatkowo Chazelle toczy aktualnie rozmowy z gwiazdami wielkiego formatu, które miałyby się w ten projekt zaangażować.
W rozmowie dla podcastu Talking Pictures artysta podzielił się swoimi przemyśleniami na temat klapy "Babilonu" oraz swoich przyszłych projektów. "Może nie będę w stanie nakręcić kolejnego filmu. Nie mam pojęcia. Poczekamy i zobaczymy. Zakopałem głowę w piasku. Byłem zajęty pisaniem. Poczuję, jak zmieniła się sytuacja po Babilonie, dopiero kiedy skończę scenariusz i spróbuję nakręcić ten film. Jestem dość zaniepokojony, ale nie mam złudzeń. W najbliższym czasie nie dostanę budżetu na skalę Babilonu. Przynajmniej nie przy moim kolejnym filmie".
Reżyser tym razem będzie miał mniej środków do wykorzystania, ale to wcale nie musi oznaczać, że nie warto czekać na dzieło, które stworzy. W końcu jego najbardziej cenionym filmem jest "La La Land", a w tym przypadku na produkcję wydano 30 milionów dolarów, a box office osiągnął ponad 440 milionów dolarów. Być może te finansowe ograniczenia są dla niego korzystne i jego kolejna propozycja znów zostanie okrzyknięta hitem.
Zobacz również: Te filmy powalczą o Złotą Palmę. Magnus von Horn w konkursie głównym!