Reklama

Tomasz Kot o roli życia

Już niebawem na polskie ekrany wejdzie film "Yuma" Piotra Mularuka, w którym w jedną z głównych ról wciela się Tomasz Kot.

PAP Life: W filmie "Yuma" gra pan groźnego gangstera.

Tomasz Kot: - Niestety taką mamy rzeczywistość, że mojego bohatera tak się określa, a on po prostu wykonuje swoją pracę. Ale tak, w ogólnym rozumieniu, jest to gangster.

Jest pan utożsamiany raczej z komediowymi rolami. Czy ta postać jest oderwaniem się od tej konwencji?

- Nie, to po prostu kolejna dobra propozycja. Bardzo ubolewam, że film 'Erratum', gdzie gram, nie znalazł, jak dotąd, dystrybutora i nie może jeszcze wejść do kin. Film jeździ po całym świecie i zbiera nagrody.

Reklama

- Niektórzy mnie pytają, czy to jest mój wielki powrót, a tu nie o to chodzi: dobrze, że otrzymuję takie propozycje, bo mogę się do nich spokojnie - i z pokorą - przygotowywać. Za to właśnie uwielbiam swój zawód.

Czy to, że "Erratum" nie mógł znaleźć dystrybutora, jest winą tego, że publiczność nie jest gotowa na taki obraz?

- Ten film na pewno wejdzie do kin. Nie skupiałbym się na publiczności, tylko raczej na samych dystrybutorach. Niektórzy boją się, że film nie przyniesie dużego wpływu, bo nie będzie śmiesznie. Natomiast wszyscy mówią, że to jest bardzo wartościowy film.

Rola w "Erratum" jest najważniejszą w pana karierze?

- To było duże wzbogacenie... Ostatnio czytałem wywiad z Evanderem Holyfieldem, który jako jedyny pięć razy zdobył mistrzostwo świata w boksie. Powiedział, że w ogóle nie obchodzi go, czy wygrał, czy przegrał. Obchodzi go to, co z tego wyniósł. Z punktu widzenia Holyfielda, to po 'Erratum' wyniosłem bardzo wiele zaufania do tak zwanego "stanu na biało".

- Bardzo mało grałem w tym filmie. Tam chodziło o skupienie, o ciszę. Natura aktora jest taka, że ciągnie do rozgrywania pewnych rzeczy, a tam reżyser - Marek Lechki - ściągał nasze granie. To była dla mnie bardzo cenna lekcja.

W filmach gra pan raz na jakiś czas, więc co robi Tomasz Kot na co dzień? Serial się już skończył, więc może teraz teatr?

- Teatr jest niestety rzadszą przygodą w moim życiu. Ale zawsze się staram, chociaż o jedną premierę w roku. Medialnie jednak nie zniknąłem, ponieważ zrobiłem reklamę, która dość często pojawiała się w różnych odsłonach. A tak, na co dzień, to zajmuję się po prostu życiem prywatnym.

Ta reklama to była konieczność, czy jednak ciekawa przygoda?

- To jest fajne uczucie, kiedy wielka korporacja postanawia zawierzyć swoją sprzedaż jednej osobie. To była świetna przygoda. Trochę nie rozumiem słów: 'nigdy w życiu nie wystąpię w reklamie'. To jest przede wszystkim, z ekonomicznego punktu widzenia, bardzo zbawienne i w ogóle przyjemne.

Z Tomaszem Kotem rozmawiała Dominika Gwit (PAP Life).

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Tomasz Kot | role | Yuma | życia | aktor
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy