Tak wygląda nowy Robin Hood!
Wielka tajemnica, która zapewne spędzała sen z powiek wielu fan(k)om "Gladiatora" została rozwiązana. Jak będzie wyglądał Russell Crowe w rajtuzach Robin Hooda? Oto pierwsze zdjęcie z produkcji nowego filmu Ridley'a Scotta.
"Robin Hood" na nowo łączy duet Crowe-Scott i jak widać po zdjęciach przywołuje dawne echa "Gladiatora". Krótkie czarne włosy i broda, o wiele mniejszy mięsień piwny (czasy sylwetki gladiatora chyba musimy włożyć już między stare płyty DVD, bo lepiej nie będzie). Wraca historia bandyty, który kradł bogatym i rozdawał biednym, podobno w bardziej realistycznej wersji niż dotychczasowe filmowe fantazje na temat wojaka z Sherwood.
Zamiast rajtuz - spodenki, a dla miłośników zielonego koloru Robina pozostaje zielona koszulka. Przyznajmy, większość z nas obawiała się najgorszego, a trzeba przyznać, że aż tak źle nie jest.
"Nasz Robin nie ma getrów starego Robin Hooda" - mówi producent filmu, Brian Grazer.
"Ma zbroje, jest bardzo średniowieczny. Wygląda raczej, jeśli w ogóle możemy porównywać, tak jak w Gladiatorze".
Producenci mają ambitne plany, jak sami przyznają, chcą powtórzyć sukces pierwszego filmu, który połączył siły angielskiego reżysera z magicznym "sir" przed nazwiskiem i nieokrzesanego Nowozelandczyka. "Gladiator" długo triumfował w box office'ach, triumfował w czasie Oscarowej gali, doskonale sprzedawał się na DVD i zarobił 458 mln dolarów na całym świecie.
Ale to jeszcze nic, okazuje się, że w legendzie o Robin Hoodzie twórcy doszukują się głębokich ekonomiczno-społeczno-egzystencjalnych metafor.
"To dziwne, ale to doskonała metafora współczesności" - powiedział Grazer.
"Robin Hood stara się wprowadzić równość w świecie, w którym jest wiele niesprawiedliwości. Jest bojownikiem, orędownikiem ludzi. Stara się odebrać nieuczciwie osiągnięte przez bogatych zyski. To uniwersalny problem".
Jeśli ktoś zaczął się niepokoić, że głęboka metafizyka przytłumi dobrą zabawę, jaką mają zarówno panowie biegający po lesie z łukiem, jak i widzowie z ich oglądania, uspokajamy. Można jednak liczyć na "cool story".
"Właśnie nakręciliśmy scenę, gdy Lady Marion wystrzeliła z łuku zapaloną strzałę w rozgwieżdżone niebo. To jest naprawdę fajna historia!" - zachwyca się Grazer.