Reklama

Ten film miał dać im sławę. Zamiast tego przyniósł wstyd i zapomnienie

Czasem wystarczy jeden zły wybór, by cała kariera zaczęła się sypać. Nawet największe nazwiska Hollywood nie są odporne na spektakularne porażki – niektóre z nich kosztowały aktorów nie tylko reputację, ale i kolejne propozycje filmowe. Dla jednych była to bolesna lekcja pokory, dla innych ostatni akord w zawodowym CV.

Hayden Christensen i fiasko filmu "Jumper"

Po roli Anakina Skywalkera w "Gwiezdnych wojnach" wielu sądziło, że Hayden Christensen zagości w Hollywood na długo. Choć jego występ wzbudzał kontrowersje, to same filmy przyniosły ogromne zyski. Producenci zaryzykowali więc raz jeszcze, obsadzając go w filmie "Jumper". Produkcja miała zapoczątkować nową serię przygodową, ale widzowie byli bezlitośni. Mimo dynamicznej fabuły i efektów specjalnych, seans okazał się rozczarowujący - a plany o sequelach porzucono.

Dziś Christensen od czasu do czasu wraca do roli Vadera w serialowych odsłonach "Star Wars", ale jego pozycja w branży nigdy już nie była tak mocna, jak zapowiadała się na początku.

Reklama

Kevin Costner i upadek po "Wysłanniku przyszłości"

Kevin Costner był kiedyś synonimem sukcesu - "Tańczący z wilkami", "Bodyguard", "Pole marzeń" - te tytuły uczyniły go jednym z ulubieńców widzów. Ale nawet najwięksi mają prawo do błędów. Po kosztownej wpadce z "Wodnym światem", Costner sięgnął po jeszcze bardziej ryzykowny projekt - "Wysłannika przyszłości". Film science fiction z ambicjami został jednak zmiażdżony przez krytyków i widownię.

Przez długi czas aktor nie mógł odzyskać dawnej pozycji. Dopiero dzięki serialowi "Yellowstone" wrócił do łask. Teraz próbuje swoich sił w kinie jeszcze raz - ruszył z autorską westernową serią "Horyzont".

Sean Connery i ostatni film, który przekreślił wszystko

Sean Connery zakończył karierę z hukiem - niestety, nie tym oczekiwanym. "Liga niezwykłych dżentelmenów" miała być widowiskowym finałem jego filmowej drogi, a okazała się rozczarowaniem na całej linii. Aktor nie krył swojego rozgoryczenia - do tego stopnia, że postanowił na dobre rozstać się z planem filmowym.

Fani zapamiętali go jako jednego z najlepszych Bondów, ale ostatni film pozostał cierniem w jego biografii. Nigdy nie wrócił do aktorstwa.

John Travolta i katastrofa "Bitwy o Ziemię"

Po sukcesach w "Pulp Fiction" czy "Bez twarzy" wydawało się, że John Travolta złapał nowy wiatr w żagle. Niestety - w 2000 roku postanowił zrealizować swoje marzenie i zekranizować książkę L. Rona Hubbarda "Bitwa o Ziemię". Projekt, promowany jako powrót wielkiego Travolty, został uznany za jeden z najgorszych filmów w historii.

Film zdobył 9 Złotych Malin, a krytycy nie zostawili na nim suchej nitki. Travolta jeszcze przez kilka lat próbował utrzymać się na powierzchni, ale nie był już w stanie odzyskać dawnej pozycji.

Taylor Lautner i nieudany start po "Zmierzchu"

Po roli Jacoba w sadze "Zmierzch" Taylor Lautner był na ustach wszystkich. Zgrabny, wysportowany, uwielbiany przez nastolatki - miał wszystko, by zostać nową twarzą kina akcji. Niestety, jego pierwszy samodzielny projekt - thriller "Porwanie" - okazał się kompletną klapą. Krytycy punktowali nieprzekonującą grę, a widzowie nie dopisali.

Choć aktor próbował jeszcze wrócić na ekran w mniejszych projektach, żadna rola nie dała mu drugiej szansy. Dziś jest symbolem "jednego przeboju", który nie miał kontynuacji.

Elizabeth Berkley i klątwa "Showgirls"

Elizabeth Berkley chciała zerwać z wizerunkiem grzecznej dziewczyny z serialu "Byle do dzwonka". Rola w kontrowersyjnym filmie "Showgirls" miała być jej aktorskim przełomem. Tymczasem okazała się początkiem końca. Film został wyśmiany, a sama Berkley - mimo ogromnego poświęcenia - otrzymała dwie Złote Maliny.

Po tym występie drzwi do poważnych produkcji zostały jej zamknięte. Choć próbowała wrócić do zawodu, nigdy nie odzyskała statusu, który wróżyła jej młodzieżowa popularność.

Eddie Murphy i porażka "Pluto Nash"

Eddie Murphy to jeden z najbardziej lubianych komików swojego pokolenia. Ale nawet on nie ustrzegł się spektakularnej klapy. W 2002 roku wystąpił w kosmicznej komedii "Pluto Nash" - filmie, który kosztował 100 milionów dolarów, a zarobił zaledwie... siedem. Krytycy zgodnie uznali go za porażkę dekady.

Po tej produkcji kariera Murphy’ego mocno wyhamowała. Na szczęście ostatnie lata przyniosły mu drugą młodość - udane występy w "Nazywam się Dolemite", "Książę w Nowym Jorku 2" czy nowym "Gliniarzu z Beverly Hills" przypomniały, że wciąż ma w sobie ten błysk.

Zobacz też:

Nie żyje Val Kilmer. Legendarny aktor miał 65 lat

Gwiazda nie ma złudzeń. Wielka porażka mogła być widowiskowym sukcesem

Robert Downey Jr. miał wiele gorszych momentów. Koledzy po fachu musieli interweniować

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy