"Tajemnice Silver Lake": List miłosny do Los Angeles
Co mają wspólnego ze sobą teorie spiskowe, ukryte szyfry i przekazy podprogowe ukryte na kasetach VHS, w starych komiksach, winylach i grach wideo lat 90., zombie wiewiórki, gadające papugi, jednoocy piraci, Goci, geeki i hipsterzy, aspirujące aktoreczki, biznesmeni, Orson Welles, Hitchcock, JFK, Elvis i Kurt Cobain? To wszystko tajemnice, na których tropie jest Sam (w tej roli Andrew Garfield), główny bohater "Tajemnic Silver Lake", nowego filmu w reżyserii twórcy "Coś za mną chodzi". Tajemnice, których tłem jest bajeczne Los Angeles, świątynia przemysłu filmowego, ojczyzna mitycznego Hollywood.
David Robert Mitchell zrobił film, który z pewnością ma szansę zyskać miano kultowego i to nie ze względu na uniwersalne przesłanie zawarte w scenariuszu, czy też fenomenalne aktorstwo - elementy, których z resztą filmie nie brakuje - ale przez umieszczenie epicentrum opowieści właśnie w Los Angeles. Niezliczone wątki pokręcone jak serpentyny ulic wijące się wokół miasta są tak ściśle z nim związane, że bez wątpienia możemy założyć, że to właśnie Los Angeles gra w filmie pierwsze skrzypce.
Nie tylko jako miejska dżungla, na podbój której wyrusza Sam w poszukiwaniu dziewczyny, która zawróciła mu w głowie od pierwszych minut filmu, ale też jako kopalnia popkulturowych znaczeń, które wyskakują zza każdego rogu, przyprawiając o zawrót głowy. Szalona podróż przez zakamarki Los Angeles - modne bary, restauracje - "spoty", w których trzeba bywać, a na dowód koniecznie zamieścić zdjęcie na Facebooku, Twitterze, Instagramie. Bo przecież bez opływającej w najdrobniejsze detale i uderzającej feerią barw i wrażeń relacji w mediach społecznościowych, ku uciesze i zawiści wirtualnych znajomych - nic się nie liczy, nie miało miejsca, nie istnieje.
Ale Los Angeles w "Tajemnicach Silver Lake" to miasto prawie sprzed dekady, gdzie, choć ciężko w to uwierzyć, internet nie jest aż tak popularny jak mogłoby się zdawać. Dociekliwy i widzący na każdym kroku tytułową tajemnicę do rozwikłania Sam Andrew Garfielda to bohater, który nie ukrywa się za ekranem komputera tylko bez wahania wyrusza na podbój Miasta Aniołów. Miasta kalifornijskich zachodów słońca, hipsterskich dzielnic - Silver Lake, Los Feliz, Echo Park - szalonych imprez przy basenie na dachach wieżowców Downtown LA, kultowych kawiarni (w tym modna Intelligentsia Coffeebar), obleganych składów z winylami, komiksami (znane Amoeba Music przy Sunset Boulevard) i wszelką pożywką dla ogarniętej apofenią wyobraźni Sama.
Jakby tego było mało, stopniowo eksplorując Los Angeles, odwiedzamy w filmie miejsca, które stanowią hołd dla filmowej historii tego miasta. Widzimy nagrobki takich sław jak Alfred Hitchcock, Orson Welles, Grace Kelly, Janet Gaynor, Brigitte Helm, Elsa Lanchester, czy Marilyn Monroe na słynnym cmentarzu gwiazd Westwood Village Memorial Park Cemetery (niektóre autentyczne, inne spreparowane i wystylizowane specjalnie na potrzeby filmu) czy też Obserwatorium Griffitha, gdzie Sam, niczym James Dean w "Buntowniku z wyboru", włóczy się kontynuując swoje śledztwo, łapiąc chwilę oddechu przed kolejnym skokiem w głębiny Silver Lake pod monumentem ku chwale największego filmowego amanta Hollywood.
Jak mówi sam David Robert Mitchell: "Tajemnice Silver Lake" to mój list miłosny do LA, swoisty hołd dla wyjątkowości tego miasta i jego kolorowych ptaków - mieszkańców i miejsc, które tworzą niezapomniany klimat.
"Tajemnice Silver Lake" w kinach od 21 września.