Taika Waititi szczerze o swoim nowym filmie. Dlaczego tak wulgarnie?
18 października do amerykańskich kin wejdzie "JoJo Rabbit", najnowszy film Taiki Waititiego, twórcy "Thor: Ragnarok". Reżyser reklamuje swoje dzieło jako satyrę przeciwko nienawiści. Jest także gwiazdą produkcji. Wciela się w niej w... wyimaginowanego Adolfa Hitlera.
"Jojo Rabbit" opowiada historię chłopca mieszkającego w nazistowskich Niemczech w czasie drugiej wojny światowej. Dziecko głęboko wierzy we wszechobecną propagandę, a Adolf Hitler wydaje mu się najwspanialszym człowiekiem na świecie. Dlatego jego zmyślonym przyjacielem zostaje wyimaginowana wersja dyktatora.
Waititi został zapytany o swoje przygotowania do roli Hitlera. Aktor i reżyser bezceremonialnie oświadczył, że w ogóle nie robił żadnego researchu.
"Nie musiałem robić researchu i nie zrobiłem readearchu. Uczyniłem go wersją samego siebie, która ma złą fryzurę i g******y wąsik. I średnio wiarygodny niemiecki akcent" - przyznał Waititi w wywiadzie dla portalu "Deadline".
"Zagranie prawdziwego Hitlera byłoby dziwne, wątpię też, by ludzie polubili tę postać. Każdy wie, jaką był p********ą p***ą" - rozwinął swoją myśl reżyser, używając przy tym kilku zwrotów powszechnie uznawanych za wulgarne.
W dalszej części wywiadu Waititi podkreślił, że jego Hitler będzie wersją zmyśloną przez kilkuletniego chłopca. Robienie researchu historycznego co do jego zachowań było więc zbyteczne.
Reżyser spotkał się także z pytaniem o chęć zagrania nazistowskiego dyktatora, skoro sam pochodzi z rodziny żydowskiej. "A w jaki inny sposób można mu mocniej dowalić" - śmiał się Waititi.
Aktor zdaje sobie także sprawę, że pomysł może wydawać się kontrowersyjny. Niemniej obiecuje, że jest granica, której nie przekroczy. "Nie zrobię niczego tylko dla samych kontrowersji i posłuchu. Taka komedia jest obłudna i fałszywa".
"JoJo Rabbit" powstał dla wytwórni Fox Searchlight. W filmie poza Waititim wystąpili Scarlett Johansson, Sam Rockwell, Thomasin McKenzie, Alfie Allen i Stephen Merchant.