Reklama

Szósty zmysł M. Nighta Shyamalana

Jak sam przyznaje, częściej niż smak sukcesu, zdarzało mu się kosztować goryczy porażki. Obchodzący szóstego sierpnia 49. urodziny M. Night Shyamalan, reżyser m.in. filmu "Szósty zmysł", przekonuje, że porażka jest bardzo oczyszczająca, a sukces bardzo mylący.

Jak sam przyznaje, częściej niż smak sukcesu, zdarzało mu się kosztować goryczy porażki. Obchodzący szóstego sierpnia 49. urodziny M. Night Shyamalan, reżyser m.in. filmu "Szósty zmysł", przekonuje, że porażka jest bardzo oczyszczająca, a sukces bardzo mylący.
W trakcie swojej kariery M. Night Shyamalan był na szczycie, ale też kilka razy na dnie /Gilbert Carrasquillo /Getty Images

W ciągu 20-letniej kariery filmowej, od przełomowego "Szóstego zmysłu" po obrazy, które zostały nieco mniej entuzjastycznie przyjęte, M. Night Shyamalan sam przyznaje, że zrealizował "kilka filmów, które odniosły sukces, a następnie mnóstwo filmów, które ludziom się nie podobały".

"Szósty zmysł" był tym, który uplasował go na pozycji reżysera, który jak to sam określił: "robi dziwne filmy, z tzw. twistem". Potem pojawił się pomysł na film "Niezniszczalny", który według pierwotnych założeń reżysera miał być filmem w konwencji dzisiejszych produkcji o superbohaterach. Jednak - jak wspomina - pomysł uznano za niszowy, podobnie jak grupę potencjalnych widzów, którzy dziś decydują o sukcesach kasowych komiksowych ekranizacji. Film został nieco chłodniej przyjęty przez krytyków.

Reklama

Prawdziwy kryzys przyszedł jednak w 2006 roku, wraz z filmem "Kobieta w błękitnej wodzie". Ci sami krytycy, którzy okrzyknęli go kolejnym Spielbergiem, strącili go z reżyserskiego podium.

Shyamalan nakręcił jeszcze dwa obrazy dla młodego widza: "Ostatni Władca Wiatru" i "1000 lat po Ziemi", kiedy uznał, że zbliża się do zawodowej katastrofy. "Czułem, że zaczynam trochę tracić głos" - przyznał w rozmowie z "Rolling Stone". W końcu doszedł do wniosku, że najbardziej twórczy jest wtedy, kiedy pozostaje sobą. "Zastanawiałem się nad sobą, nad każdym pomysłem, który przychodził mi do głowy. Moja branża uznała, że nie mam wartości. Byłem osobą, która przez jakiś czas miała szczęście, które okazało się fikcją. Nie wierzyłem w siebie" - wyznał.

Lekarstwem na całe zło okazały się puzzle, które Shyamalan układał z rodziną. "Nie muszę wiedzieć, jaki jest obraz mojego życia. Muszę tylko zaufać, że jest" - wspomina moment, w którym postanowił ponownie robić to, w czym jest najlepszy i posłuchać swojego szóstego zmysłu.

Wrócił do pomysłu zrealizowania filmu "Wizyta". Film zarobił na całym świecie ponad 98 mln dol., przy początkowym budżecie w wysokości 5 mln. W weekend otwarcia przyniósł zysk w wysokości 25,4 mln dol. Później przyszła pora na "Split", którego budżet wyniósł 9 mln dol., a łączny przychód z produkcji - ponad 278 mln dol.

"Porażka jest bardzo oczyszczająca, sukces bardzo mylący" - podkreślił w rozmowie z "Vulture". "Sukces ciągle szepcze, że masz kontrolę. To kłamstwo. Czasem trzeba ponieść porażkę, żeby powrócić i zrobić dokładnie to, co chcesz" - dodał.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: M. Night Shyamalan
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy