Sydney Sweeney w drodze na szczyt. Piękność nie zamierza zwalniać tempa
"Uwielbiam być aktorką" - mówi Sydney Sweeney. Rozchwytywana w Hollywood gwiazda filmu "Reality", który właśnie wszedł na ekrany polskich kin, zapewnia, że w najbliższym czasie nie zamierza zwalniać tempa.
Sydney Sweeney ma już w dorobku kilka znaczących ról. Choć popularność przyniósł jej występ w serialu "Euforia", pojawiła się również w innych, dobrze przyjętych produkcjach. Zagrała m.in. Olivię Mossbacher w "Białym Lotosie", Eden Spencer w "Opowieści podręcznej" oraz Alice w "Ostrych przedmiotach".
W 2019 roku wcieliła się w podopieczną Charlesa Mansona w filmie Quentina Tarantino "Pewnego razu... w Hollywood". Z kolei w musicalu Machine Gun Kelly'ego "Downfalls High" zagrała Scarlett, ukochaną Fenixa (Chase'a Hudsona), powściągliwego i samotnego nastolatka.
W rozmowie z magazynem "GQ" Sweeney ujawniła niedawno, że na początku kariery, gdy ubiegała się o kolejne role, wiele razy spotkała się z odmową. Na przesłuchaniach słyszała, że brakuje jej talentu i urody.
"Latami słyszałam 'nie' na castingach. Mówiono mi, że nie jestem ani wystarczająco uzdolniona, ani dość atrakcyjna. Pewien dyrektor castingu powiedział mi kiedyś, że nie mam odpowiedniego wyglądu, by zrobić karierę w telewizji. Teraz mogę się co najwyżej śmiać z tego komentarza, bo tak się składa, że gram w jednym z najsłynniejszych seriali telewizyjnych na świecie" - wyjawiła serialowa Cassie.
Teraz 25-letnią aktorkę możemy oglądać w polskich kinach w najbardziej wymagającej kreacji w jej karierze. W kameralnym dramacie "Reality" wcieliła się w tytułową bohaterkę. Gwiazda zapewnia, że w najbliższych latach nie ma zamiaru zwalniać tempa.
"Uwielbiam ten szalony bieg, w którym biorę udział, ponieważ zakochuję się w tak wielu postaciach i chcę zagrać je wszystkie. I kocham to, co robię. Ale czasami sobie myślę: 'Może powinnam brać udział tylko w jednym lub dwóch projektach rocznie, żeby móc więcej czasu spędzać z rodziną w domu'".
Sweeney zaznacza jednak, że to właśnie nadmiar zadań dobrze na nią wpływa. "Rozwijam się w chaosie. Uwielbiam mieć pięć projektów, którymi żongluję, a w międzyczasie czytać dziesięć kolejnych scenariuszy i trzy książki".
Gwiazda napisała nawet scenariusz podczas kwarantanny związanej z epidemią koronawirusa i przyznaje, że było to wspaniałe doświadczenie. "Myślę, że to było trochę zbyt skomplikowane, aby ludzie mogli to ogarnąć. Po czasie patrzę na to jako na naprawdę fajne ćwiczenie, które miałam dla siebie" - stwierdziła.
Aktorka w ostatnich latach odniosła ogromny sukces, ale wciąż nie czuje się sławna. "Myślę, że wciąż się tego uczę, ponieważ zależy mi przede wszystkim, żeby być możliwie jak najbardziej autentyczną i otwartą dla publiczności i moich fanów. I myślę, że jak dotąd mi się to udaje" - wyznała w rozmowie z magazynem "ES".