Steven Seagal: Ponad zdrowym rozsądkiem
Według anegdoty w 1987 roku Michael Ovitz, producent filmowy i przyszły szef Disneya, zapragnął udowodnić, że potrafiłby zrobić gwiazdę z każdego. Przypomniał sobie wtedy o swoim trenerze aikido. Co prawda ten mówił o sobie niestworzone rzeczy, dziwnie biegał i nie miał doświadczenia filmowego poza koordynowaniem scen kaskaderskich w trzech produkcjach, ale co tam. Tak oto kino otrzymało Stevena Seagala - gwiazdę, która weszła na szczyt zaskakująco szybko i zaraz zleciała z niego na samo dno. Na jego upadek złożyło się kilka czynników, przede wszystkim ślepa wiara w swoją wyjątkowość i brak dystansu do siebie. W sobotę mija 35 lat od premiery aktorskiego debiutu Seagala - filmu "Nico - Ponad prawem".
Wbrew przytoczonej wyżej opowiastce, za karierą Seagala nie musiała stać wyłącznie pewność siebie Ovitza. Producent okazał się jednak kluczowy we wprowadzeniu mistrza aikido do Hollywood. Droga Seagala jest pełna paradoksów. Jak zaznacza Vern, autor książki "Seagology: A Study of the Ass-Kicking Films of Steven Seagal", największe gwiazdy kina akcji musiały znosić małe role w filmowych potworkach przed występami w swych największych hitach. Sylvester Stallone pojawił się w erotyku i grał epizody, zanim widzowie pokochali go jako boksera Rocky’ego. Arnold Schwarzenegger debiutował w "Herkulesie w Nowym Jorku", w którym go zdubbingowano. Wtedy nikomu nawet nie śnił się kultowy "Terminator". Tymczasem Steven Seagal rozpoczął swą filmografię od roli głównej w jednym ze swoich najlepszych filmów, który w dodatku współprodukował i przepisał pod siebie.