Reklama

Stanisława Celińska: Polskie kino straciło mistrza

Ze śmiercią Andrzeja Wajdy polskie kino straciło mistrza i kogoś, kto uważnie obserwował rzeczywistość - powiedziała Stanisława Celińska, która zagrała w pięciu filmach reżysera, m.in. w "Katyniu". Miał ogromną wiedzę i dużo pokory; był trochę jak dziecko, a trochę jak mędrzec - dodała.

Ze śmiercią Andrzeja Wajdy polskie kino straciło mistrza i kogoś, kto uważnie obserwował rzeczywistość - powiedziała Stanisława Celińska, która zagrała w pięciu filmach reżysera, m.in. w "Katyniu". Miał ogromną wiedzę i dużo pokory; był trochę jak dziecko, a trochę jak mędrzec - dodała.
Stanisława Celińska zagrała w pięciu filmach Andrzeja Wajdy /Mieszko Pietka /AKPA

"Wajda był niezwykle młody duchem. Nawet kiedy skończył 90 lat, to nikt nie brał tego pod uwagę. Był zawsze na bieżąco, oglądał spektakle teatralne, nowe filmy" - powiedziała PAP w poniedziałek, 10 października, aktorka Stanisława Celińska. "Miał ogromną wiedzę i dużo pokory w sobie. Trochę był jak dziecko, a trochę jak mędrzec. Był niezwykle serdeczny, pamiętał o drobiazgach" - dodała.

"Jeszcze w czasie PRLu spotkaliśmy się gdzieś i bardzo spodobał mi się jeden jego notesik. Powiedziałam mu o tym, a Wajda obiecał, że mi taki przywiezie. I po dłuższym czasie mi go podarował. Pamiętał o takich drobnostkach" - opowiadała Celińska.

Reklama

"Jego zachowania były bardzo ludzkie, ciepłe. To było szalenie wzruszające, jak np. napisał do mnie także po 'Oczyszczonych' - spektaklu, który zagrałam u Warlikowskiego" - powiedziała.

Celińska wspominała także swoją współpracę z Wajdą. Za najważniejszy uznała pierwszy wspólny film, "Krajobraz po bitwie" (1970). "Już wtedy zagrać u Wajdy gwarantowało murowaną karierę. To było nazwisko, które promowało" - wspominała.

Przywołała także ostatnią - po "Pannach z wilka" (1979), "Korczaku" (1990) i "Pannie Nikt" - wspólną produkcję. "Po zakończeniu zdjęć do 'Katynia' Andrzej podskoczył do mnie, jak młodzieniec, z wielkim bukietem kwiatów. To było ogromnie wzruszające zachowanie" - mówiła.

Jak zaznaczyła, "Wajda był jednym z ostatnich reżyserów, a może nawet jedynym, który do każdego aktora, grającego u niego nawet najmniejszą rolę, dzwonił osobiście". "To się teraz nie zdarza, do aktorów dzwonią kierownicy produkcji. Mistrz zawsze dzwonił sam" - podkreśliła.

Podczas prac nad filmem - opowiadała Celińska - Wajda w pewnym momencie się wycofywał. "Rozumiał, że czasami aktor rozumie więcej niż on" - mówiła. "Reżyserowie bardzo często piją na aktorów i każą im coś grać, a w pokorze nie przychodzi im do głowy, że aktor w pewnym momencie posiadał tajemnicę, bo wchodził w rolę. Wajda się wycofywał i pozwalał iść aktorowi swoją drogą" - dodała.

Prócz tego - opowiadała - Wajda "był bardzo chłonny na uwagi". "Każdy mógł mu powiedzieć, co myśli. Wajda wydawał się wtedy zagubiony, jakby niepewny tego, o czym jest jego film. O tym opowiadali mu wszyscy wokoło niego - aktor, operator i ten, co nosi kable. Andrzej to wszystko zbierał i wcielał w film" - podkreśliła.

Polskie kino po śmierci reżysera straciło, zdaniem Celińskiej, mistrza i kogoś, kto "odważnie, bardzo młodymi oczami patrzył na świat i uważnie obserwował rzeczywistość". "Wajda będzie wieczny. Mistrz nie umiera. Jego śmierć to nieporozumienie. Wierzę w to, że przeszedł do innego świata i w końcu sobie odpocznie" - podsumowała aktorka. Andrzej Wajda, jeden z najważniejszych polskich reżyserów, zmarł w niedzielę, 9 października. Miał 90 lat.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Andrzej Wajda | Stanisława Celińska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy